Michał Probierz zwykł opowiadać w wywiadach, że zawód trenera w Polsce to praca na katapulcie. Teraz przekonuje się o tym najdobitniej, bo w zasadzie wszystkie media piłkarskie – nie licząc dzisiejszego „Przeglądu Sportowego” – typują, że prędzej czy później wyleci. Nawet raczej prędzej niż później, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe dokonania pod Wawelem. Wypada jednak zadać jedno proste pytanie – jakie Probierzowi powinno się dziś stawiać wymagania? Czy z takim składem osobowym, przy takiej mentalności i umiejętnościach piłkarzy można od niego oczekiwać czegoś więcej niż walka o środek tabeli? Czy dzisiejsza Wisła czymkolwiek wyróżnia się na tle Jagiellonii, Górnika, Polonii lub Śląska?
Tak, marką. I tylko marką.
Przeanalizujmy sobie na szybko kadrę „Białej Gwiazdy”.
Bramkarze: Już na początku natrafiamy na zawodnika, którego jedyną zaletą jest dziś nazwisko. Sergei Pareiko pierwszy sezon w Polsce miał znakomity, drugi kiepskawy, choć zdarzały mu się świetne momenty, ale dziś wygląda na to, że jest już po drugiej stronie rzeki. Najlepiej świadczy o tym fakt, że przed ostatnią kolejką w lokalnych mediach toczyła się dyskusja, kto powinien bronić – Estończyk czy może Michał Miśkiewicz, który trafił do Wisły z testów, a ostatnio był zawodnikiem FC Sudtirol-Alto Adige. Niech nie zmyli was nazwa – to nie klub austriacki, tylko włoski. I to – jeśli niczego nie pomyliliśmy – z trzeciej ligi. A tam ten 23-latek rozegrał jeden mecz. Jest jeszcze oczywiście Milan Jovanić, ale jego poważnie traktują chyba tylko sprzedawcy sushi w krakowskich galeriach.
Obrońcy: Tu sytuacja na papierze wygląda nie najgorzej. Na papierze… Bo o ile Arkadiusz Głowacki może faktycznie okazać się wzmocnieniem (liczymy, że mecz z Podbeskidziem to tylko wpadka), o tyle Jaliens, Bunoza, Czekaj, wiecznie kontuzjowany Jovanović ani Chavez nie dają dziś praktycznie żadnej stabilizacji. A jak jeszcze dodamy, że na prawej stronie grywa niechciany do niedawna Łukasz Burliga i nie ma żadnego poważnego zmiennika, a na lewej przeciętny Duńczyk (też bez zastępcy), to zaczyna to wszystko wyglądać z lekka dramatycznie.
Pomocnicy: W tej formacji mamy wręcz idealny przykład piłkarzy niegdyś markowych. Wilk, Sobolewski, Melikson, lliev, Garguła. Na papierze – jak na polską ligę kapitalna paka. Tyle tylko, że na dzień dzisiejszy żaden nie gra choćby przeciętnie. Melikson jest cieniem samego siebie, Sobol niby walczy, ale kreatywność na poziomie drugiej ligi, Wilk walczy i tyle, Iliev bez efektu wozi się na skrzydle, a Garguła? No, jego gra to już podchodzi pod sabotaż. Na tle całej tej hałastry najlepiej wypadają Michał Szewczyk (świetny debiut z Polonią) i Michał Chrapek (nie najgorsza gra w dwóch ostatnich meczach). Ale to chyba dość mało, jak na kandydata do mistrzostwa.
Napastnicy: Katastrofa. Genkow już nawet nie udaje, że gra, Sikorskiego polecił Caritas, a Quioto na razie wyróżnił się głupotą, bo trzy asysty z Lubońskim to trochę mało, by kibiców radowało. Zostaje jeszcze Dawid Kamiński, który ambicją przerasta Genkowa o głowę, ale to raczej melodia przyszłości. Boguskiego nie traktujemy serio.
I jak tu zestawić jedenastkę? Bo na nasz gust to w całej tej zbieraninie nie ma w tym momencie ANI JEDNEGO czołowego zawodnika ligi. A jeśli ma się piłkarzy na poziomie Piasta Gliwice, to nie czarujmy się, ale gra się właśnie na takim poziomie. Wisła to na dziś – może poza paroma wyjątkami – zlepek piłkarzy wypalonych (Chavez, Pareiko), zblazowanych (Melikson, Garguła) lub zbyt młodych (Szewczyk, Kamiński), żeby w ogóle myśleć o jakiejś sensownej lokacie w lidze.
Probierz znajduje się w beznadziejnym położeniu. Z jednej strony dostał z Krakowa propozycję nie do odrzucenia, bo Wiśle się nie odmawia, ale z drugiej – może pasowałoby zweryfikować wymagania i dać facetowi czas na przejście suchą stopą tej rewolucji? Ł»eby przetrwał ten trudny okres sprzątania po „holenderskim eksperymencie”, którego misja niby miała ręce i nogi, ale mogła się zakończyć albo spektakularnym sukcesem, czyli awansem do Ligi Mistrzów, albo mega wtopą. Skończyła się tym drugim, a pozostał jedynie smród w postaci wysokich kontraktów i zmanierowanych gwiazdek, którym przy stówie miesięcznie nic się już nie chce. Probierz może jedynie albo im zaufać i tolerować ich fochy, albo postawić na juniorów w klubie znanym z psucia młodych talentów i dramatycznie niskiej ich „produkcji”.
Posada trenera Wisły przypomina dziś wymaganiami pracę na polu minowym. Wszyscy oczekują, że skoro już tam trafiłeś, to zapewne jesteś fachowcem i potrafisz te miny rozbroić, ale tak się nieszczęśliwie składa, że wszystko wokół ciebie wybucha, a twój na pozór niezawodny sprzęt zaczyna dawać dupy. Może z twojej winy, może nie do końca, ale fakt faktem, że jest źle, żeby nie powiedzieć beznadziejnie.
Probierz dostał od rzeczywistości w łeb, na pewno nie przypuszczał, że będzie tak ciężko, ale otrzeźwiejcie, zanim go powiesicie. W Wiśle nie ma już Brożków, Zieńczuka, Marcelo czy Cantoro. Nie ma Diaza, Bitona, Małeckiego czy nawet Kirma. Ten klub już dawno zaczął tonąć w ligowej szarzyźnie, a teraz utknął w niej na dobre. A jak burdel nie daje zysków, to – chyba już o tym wspominaliśmy, ale najpierw wymienia się dziwki, a potem odmalowuje ściany.
Dajcie facetowi czas, żeby zbudował ten zespół po swojemu, a potem go oceniajcie. Bo na razie to z tego okrętu wszyscy chcą się zwijać.
TĆ



