Ryszard Staniek trochę odpłynął w tych swoich przypuszczeniach

redakcja

Autor:redakcja

13 września 2012, 13:34 • 2 min czytania

Ryszard Staniek zasugerował, że słynny mecz Legia – Widzew z 1997 roku (2:3) mógł być ustawiony, ponieważ przed meczem przedstawiciel łodzian – nieznany z imienia i nazwiska – oferował 200 tysięcy marek (Staniek ofertę odrzucił, ale nie wie, czy zrobili to też inni – a że przegrał mecz, to sugeruje, że tak). Dziwne te jego wyznania, bo jako piłkarz, który niejedno w życiu widział, powinien wiedzieć, że to akurat był jeden z nielicznych meczów, o których można powiedzieć na sto procent, że były czyste. Ł»adnego meczu nie ustawia się w ten sposób, że gra się koncertowo przez 87 minut, strzela dwa gole, z szansą na trzeci (słupek), a potem traci trzy bramki. Po prostu – przy tak ustawionym meczu zbyt duże byłoby ryzyko, że się ustawić nie zdąży i że cały interes szlag trafi. A weźmy jeszcze pod uwagę, że gol na 2:2 – Gęsiora – był nadzwyczajny, piękny, uderzony od poprzeczki. Takie strzały wychodzą raz na dwadzieścia prób, nie częściej.
Gdyby Widzew ten mecz kupił, to by wygrał 1:0 po golu w 26. albo 54. minucie, a nie 3:2 po golach w 88, 90 i 90. A można też dodać, że Legia zdążyła nawet strzelić na 3:2, ale z minimalnego spalonego. Tu nie korupcję mieliśmy, tylko urok futbolu. Szkoda, że Staniek chce kibicom Widzewa zohydzić to wspaniałe spotkanie – zwłaszcza, że całe jego „dowody” są takie, że odrzucił ofertę i że przegrał mecz. Chociaż sam fakt, że oferta się pojawiła chluby łodzianom nie przynosi.

Ryszard Staniek trochę odpłynął w tych swoich przypuszczeniach
Reklama

Rysiek więc – tak trzeba to ująć – troszkę pierdoli, zresztą nie tylko w tym wątku, ale w całym wywiadzie. Opowiada jak to się kibice na niego uwzięli, jaki był dobry, ale kibicom, którzy tamtych czasów nie pamiętają, musimy jedno wyjaśnić: Ryszard Staniek swoją grą doprowadzał do szewskiej pasji nawet najbardziej wyrozumiałych kibiców. Był gruby, nie chciało mu się biegać, permanentnie wyglądał na dwunastego zawodnika drużyny przeciwnej i z tego właśnie powodu z czasem stał się wrogiem numer jeden. W całej tej pięknie sprzedanej przez niego historii zabrakło więc najważniejszego: szczerej spowiedzi, jak można się tak spaść i jak można tak pozorować grę, jak to robił on.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama