Gdy zaczynał, w jego lidze grali Ruud Gullit (rocznik 1962), Gianfranco Zola (1966), czy Jean-Pierre Papin (1963). W ostatnim sezonie rywalizował ze Stephanem El-Shaarawy’m, Erikiem Lamelą, czy Philippe Coutinho (wszyscy rocznik 1992). W Juventusie zagrał ponad pół tysiąca meczów, niemal sto dołożył w reprezentacji Włoch. Jeden z geniuszy, którzy utrzymali się na światowym topie przez niemal dwie dekady. Alessandro Del Piero przeżył już z Juventusem wszystko, wliczając w to nawet drugoligową banicję po słynnej aferze Calciopoli. Teraz wreszcie może zacząć odcinać kupony.
Katar? Modna Brazylia? Może wracające do argentyńskiej elity River Plate? Amerykańskie MLS wraz ze starymi znajomymi z europejskich boisk? Alessandro Del Piero, nie tylko jako piłkarz, ale jako marka, jako potencjalne hasło na afisz zapowiadający mecz, był bardzo wartościowym kąskiem i mógł dowolnie przebierać w ofertach. Ostatecznie jego wybór padł na… Sydney.
Ze „Starej Damy”, z jednej z najstarszych europejskich lig, trafił do Hyundai A-league, rozgrywek, których historia sięga… 1977 roku. 38-letni Del Piero przechodzi więc do ligi młodszej niż on sam. Australijskie rozgrywki – mimo dość nikłej wiedzy na ich temat w Europie – nie są jednak piłkarskim czwartym światem. Wręcz przeciwnie – A-league zorganizowano podobnie jak MLS w USA. W Australii momentalnie pojawiły się więc olbrzymie nakłady finansowe, które pozwoliły dołączyć do grona lig o wysokich pensjach, świetnym zapleczu organizacyjnym oraz doskonałej bazie infrastrukturalnej. Weźmy pod uwagę choćby limit płac czyli „salary cap”. Maksymalna stawka na klub to ponad 2 miliony euro, nie licząc oczywiście „marquee player”. Ten ostatni termin określa gwiazdę drużyny, której pensja nie jest wliczana do klubowego limitu. Pojemność stadionów? Etihad Stadium w Melbourne – ponad 56 tysięcy miejsc. Suncorp Stadium, na którym swoje mecze rozgrywa ubiegłoroczny mistrz, Brisbane Roar – 52 500 miejsc. Co prawda średnia frekwencja to „zaledwie” 8-13 tysięcy osób na mecz, jednakże biorąc pod uwagę wiek i poziom piłkarski ligi – nie ma się czego wstydzić.
Sam Del Piero trafia do jednego z najbogatszych klubów A-league. Sydney FC od samego początku, czyli od 2004 roku, rozdaje karty w lidze. To oni jako pierwsi ściągnęli do Australii jedną z prawdziwych gwiazd, byłego snajpera Manchesteru United, Dwighta Yorke’a. To Sydney FC zatrudniło w charakterze trenera mistrza świata z 1990 roku, Pierre Littbarskiego. W Sydney swego czasu kopali Kazuyoshi Miura (ponad 50 goli dla reprezentacji Japonii), Tony Popovic (sezon w angielskiej Premier League, cztery sezony w Championship), czy Juninho Paulista (m.in. Atletico Madryt, Celtic, Middlesbrough). Aktualnie wsparcie dla Alexa zapewnić może z kolei doświadczony Brett Emerton oraz znany z występów w Feyenoordzie Pascal Bosschaart. The Sky Blues – bo taki przydomek nosi nowy klub włoskiej legendy – mierzy wysoko, nie tylko pod względem sportowym, ale i stricte komercyjnym.
W innych zespołach „szału nie ma”, a o poziomie ligi niech świadczy ubiegłoroczny zwycięzca nagrody Joe Marstona dla najlepszego zawodnika „wielkiego finału” A-league. Zdobył ją dobrze znany w Polsce… Jacob Burns.
Cóż, gdy Stoiczkow leciał do MLS też nie były to piłkarskie Himalaje. Może – także za sprawą Del Piero – australijska piłka wejdzie w końcu na wyższy level? Ścieżkę dla mieszkańców najmniejszego spośród kontynentów wyznaczyli już ich koledzy z Ameryki Północnej. Transfer Del Piero tylko potwierdza, że dobry futbol to produkt, który bez trudu można kupić.
JAKUB OLKIEWICZ