Tydzień temu jako sędzia ekstraklasy zadebiutował Jarosław Rynkiewicz, poprawnie prowadząc mecz Legii z Bełchatowem, ale pięknie przedstawił nam się dopiero w ten weekend. Gdyby nie kamery telewizyjne, które – traf chciał – zawitały akurat do Gdyni, pewnie dalej niewiele byśmy o nim wiedzieli. A tak, wiemy. Niestety. Sto procent racji ma tym razem Radosław Osuch, mówiąc, że arbiter ze Szczecina mógł wypaczyć wynik spotkania Arki z Zawiszą. W ostatniej minucie podyktował karnego za rzekomy faul na Nwaogu i wyrzucił z boiska Łukasza Skrzyńskiego.
Ale jak pokazała powtórka…
Nwaogu sam się poślizgnął / przewrócił z głodu / z przemęczenia (niepotrzebne skreślić), ale na pewno bez kontaktu z rywalem, który wpadł w niego dopiero, gdy Nigeryjczyk klatką piersiową łapał przyczepność z podłożem. Nwaogu karnego nie wykorzystał, ale gdyby to zrobił – zobaczcie:
Znowu wtopa. Zanim piłkarz Arki zdążył kopnąć piłkę, Witan był już prawie dwa metry przed linią bramkową. Obowiązkiem sędziego było tę jedenastkę (skoro już ją podyktował) powtórzyć, ale Rynkiewicz zamotał się tak, że w najbliższej kolejce powinien raczej sprawdzić, co słychać w ligach regionalnych Pomorza.
PS Pomijając kontrowersje sędziowskie, stwierdzamy, że piłkarze Arki musieli mieć za ten mecz płacone od liczby żenujących strzałów oddanych w okolice bramki rywali. To był jakiś kiepski kabaret.
