Organizacyjnie ekstraklasa. Tylko żal, że piłkarsko zajeżdża szrotem

redakcja

Autor:redakcja

02 września 2012, 19:30 • 4 min czytania

– To taki nasz legnicki Józek Wojciechowski – mówi jeden z wypożyczonych zawodników Miedzi. Andrzej Dadełło do piłki nożnej wszedł w połowie 2010 roku. Póki co wprowadził klub z Legnicy do I ligi. I choć zapowiada walkę o ekstraklasę, po pięciu kolejkach twierdzimy: – Nie tym razem.
Renesans legnickiej piłki przykuwa uwagę coraz szerszej grupy kibiców i mediów. Wprawdzie Miedź nigdy nie grała w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ale jak nie teraz, to kiedy? Jak nie za kadencji Dadełły, to ile jeszcze trzeba będzie czekać? Nazwisko biznesmena wypłynęło do mediów dopiero z początkiem 2011 roku. Przez nieco ponad sześć miesięcy dofinansowywał klub anonimowo, ale w końcu trzeba było zagospodarować nieco miejsca na trykotach, by umieścić logo firmy. Dadełło, właściciel międzynarodowej spółki DSA Financial Group, zapowiada że w końcu doprowadzi klub do ekstraklasy. Powszechnie wiadomo, iż pańskie oko konia tuczy, zatem właściciel każdy mecz bacznie śledzi z trybun. Ponoć do impulsywności Wojciechowskiego mu daleko, ale inaczej nadzoruje się pracę rozpędzonego walca drugoligowych boisk niż beniaminka na zapleczu ekstraklasy. Po pięciu kolejkach Miedź mocno odbiła się od ściany. Zobaczymy, czy Dadełło znów zachowa olimpijski spokój.

Organizacyjnie ekstraklasa. Tylko żal, że piłkarsko zajeżdża szrotem
Reklama

Pierwsza liga. Transmisje telewizyjne, bardziej popularni piłkarze, marki rozpoznawalne w całej Polsce. Cracovia, Arka, GKS Katowice. W zagubionej – do tego lata – piłkarsko Legnicy, awans przyjęto jako obowiązek. Teraz zaczyna się prawdziwe wyzwanie dla miasta i klubu. Przed trzema laty zakończyła się modernizacja stadionu, który obecnie idealnie odpowiada zapotrzebowaniom Miedzi. Przeznaczony dla 6100 widzów jest jednym z efektowniejszych obiektów na zapleczu ekstraklasy. Zajęcia na nim ma za sobą reprezentacja PZPN-u. Smuda wybrał treningi w Legnicy przed towarzyskim meczem z Gruzją w Lubinie. Nieopodal sfinalizowano budowę dwóch boisk treningowych dla piłkarzy MKS-u.

Z frekwencją na meczach jest różnie. Rekord pobity został w trzeciej kolejce obecnego sezonu, gdy na Dolny Śląsk zawitał Zawisza. Spotkanie zakwalifikowane jako „podwyższonego ryzyka” zmusiło zarządców stadionu, by ograniczyć miejsca do pięciu tysięcy. Ostatecznie nie sprzedano ledwie pięciuset „wejściówek”. Powrót Miedzi do I ligi nie zapełnił stadionu nawet w połowie. Kontrast dało się odczuć jeszcze w II lidze. Decydujący o awansie mecz z ROW-em Rybnik przyciągnął na stadion aż 4 500 widzów, a siedem dni wcześniej rywalizację z Ruchem Zdzieszowice śledziło zaledwie 1800 ludzi.

Reklama

By wychowywać kolejne pokolenie sympatyków, klub – jak mało który w Polsce – przyciąga dzieci na trybuny. Podczas spotkań sektory z najmłodszymi odwiedzają klubowe maskotki, Lwy Miedziaki. 1 września? A to rozdamy plany lekcji. Dzień Dziecka? W dniu święta umożliwimy im zwiedzanie najodleglejszych zakamarków klubowego budynku. Podczas meczów porozstawiane są stanowiska, przy których dzieci mogą pomalować twarze w klubowe barwy, niejednokrotnie młode eskorty odprowadzały piłkarzy na murawę. Bilet rodzinny dla pięciu osób to koszt zaledwie 20 złotych. Nie sposób przejść obojętnie wobec nici porozumienia z najmłodszymi. W spotkaniu z Flotą Świnoujście Lwy Miedziaki znów nie znalazły chwili wytchnienia.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Przy klubie działa stowarzyszenie kibiców Tylko Miedź. Rozgłosu nabrali sprytnie omijając chore zakazy naszego premiera – jako główną atrakcję wyjazdu do Zdzieszowic wybrali zwiedzanie kościoła Przy okazji nie zapominając o stadionie miejscowego Ruchu. Legnicki młyn w piątej kolejce I ligi zajęło 350 osób. Zdarzają się dużo lepsze rezultaty, szczególnie gdy zawitają zaprzyjaźnieni sympatycy Śląska Wrocław. Przeciwko Flocie fani MKS-u nie zapomnieli o rocznicy wydarzeń z 1 września, wywieszając transparent z hasłem „Przysięgali na orła i na krzyż, na dwa kolory – te najświętsze w Polsce barwy, na czystą biel i na gorącą czerwień, na wolność żywych i na wieczną chwałę zmarłych”. Pomimo słownych utarczek z przyjezdnymi, kibice zjednoczyli się w chwili odśpiewania hymnu.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Nie spodziewaliśmy się, że to napiszemy, ale po pięciu kolejkach za najsłabsze ogniwo Miedzi można uznać jej kadrę. O ile tandem Grzegorzewski – Zakrzewski na drugoligowych klepiskach zdobył 34 gole, to w obecnym sezonie szczególnie ciężko dostrzec na murawie „Zakiego”. Co z tego, że w bramce Floty zagrał człowiek, który z poważną piłką ma już niewiele wspólnego (Grzegorz Kasprzik)? Co z tego? Napastnicy Miedzi przeciwko liderowi ze Świnoujścia nie oddali nawet strzału na bramkę. Gdy już próbował Grzegorzewski, piłka sprawiła mu takiego figla, że zawodnik wylądował w parterze. No ale kto miał ich zmienić? Przecież na ławce siedział Alexandre. Tak, ten sam wobec którego wrocławianie rościli podejrzenia o zaginięcie w śniegu. Pierwszą bramkę dla Wyspiarzy sprezentował Aleksander Ptak. W pomocy motał się Madejski, a w drugiej połowie z kibicami przywitał się Łobodziński. I na tym koniec. Przywitał się. Od 63 minuty każdą boiskową przebieżkę ograniczał wyłącznie do truchtu. Motoryka? Toż czapką nakryłby go sam Sebastian Dudek. Od przyszłego tygodnia dziurę na prawej obronie ma załatać Krzysztof Wołczek. Z drużyną nie trenuje już skonfliktowany z trenerem Baniakiem, Ben Starosta.

Szczerze? W chwili obecnej na grę Miedzi nie sposób patrzeć. Przeciwko Flocie drużyna zasłużyła na trzy Śląski Wrocław. Podanie, długa piłka, strata. Podanie, podanie, długa piłka, strata… Napastnikom futbolówki przeważnie dostarczali rywale. No czasem jeszcze Ptak kopnął w stronę Zakrzewskiego, jednak z reguły niecelnie. W środku pola brakuje już nie lidera, a po prostu kogoś komu nieobca jest GRA w piłkę. Po trybunach kręcił się Mateusz Bartczak. Czyżby to miał być lek na całe zło legniczan?

MICHAف WYRWA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama