Od kilku miesięcy mecze polskiej ekstraklasy, dzięki stacji Eurosport, można śledzić w kilkudziesięciu krajach świata. Anglicy weszli jednak, jak powiedziałby Mateusz Borek w pewnej reklamie, na zupełnie inny poziom. Brytyjski kanał Sports Tonight Live od pierwszej kolejki tego sezonu oferuje telewidzom po trzy mecze polskiej ligi w każdy weekend, a oprócz tego meczowe studia, analizy i skróty wszystkich spotkań. Po co i dla kogo? Czy głównie dla Polaków? A jeśli nie, to jak zmusić Wyspiarzy do oglądania naszej, krajowej piłki? Czy projekt ma szansę się przyjąć i z jakimi trudnościami spotkał się w czasie pierwszych transmisji? Na te i inne pytania próbowaliśmy znaleźć odpowiedź w rozmowie z Robertem Błaszczakiem. Polskim dziennikarzem, od sześciu lat mieszkającym w Anglii, który został jednym z ekspertów w studiu Sports Tonight Live.
Odsłoń nieco kulisy. Anglicy musieli mieć na starcie masę problemów. Wymowa nazwisk, nieznajomość ligi – dużo było improwizacji?
– Pierwszą kolejkę należało po prostu przetrwać, byle obyło się bez większej wtopy. Pojawiło się trochę trudności, na które nie mieliśmy wpływu. Bardzo późno dostaliśmy składy meczowe, do samego końca nie wiedzieliśmy, czy przyjdzie sygnał, a jak już przyszedł, okazało się, że mamy problem z głośnym polskim komentarzem w tle. Na szczęście, mniej więcej, jakoś z tego wybrnęliśmy.
I jak wrażenia Anglików? Zarówno komentujących, jak i telewidzów.
– Odebraliśmy sporo przychylnych sygnałów od Anglików, którzy mówili: „wow, ta polska liga naprawdę nadaje się do oglądania”. Były takie sytuacje, że siedzimy za kulisami i odzywa się prowadzący studio: „słuchaj, ten Milik to jest bardzo ciekawy piłkarz! Jak to się dzieje, że on nie jest powoływany do waszej kadry?”. Nie da się ukryć, że to, jak ułożyła się ta pierwsza seria spotkań, niesamowicie nam pomogło. 3,5 bramki na mecz, dramaturgia spotkań. Tego było nam trzeba.
Rodowity Anglik komentuje mecz Piasta Gliwice. Próbuję sobie to wyobrazić. To jest dla niego absolutna abstrakcja. Nie ma zielonego pojęcia, kim jest na przykład Mateusz Matras. Nie wie tego ani on w komentatorskiej „dziupli”, ani angielski kibic.
– I tu cię zaskoczę. W Londynie działa mnóstwo firm zajmujących się transmitowaniem meczów dla bukmacherów. I tak, na przykład, komentator, który robił dla nas mecz Piasta z Górnikiem – rodowity Anglik z pięknym akcentem – relacjonuje polską ligę dla różnych firm bodajże już od czterech lat.
To zmienia postać rzeczy, choć przyznasz – prowadzącemu meczowe studio nazwa „Piast Gliwice” przechodziła przez usta z dużym trudem.
– Ed Draper, utalentowany gość, pracuje dla Sky Sports. Dla niego to faktycznie była nowinka, ale przed każdym meczem analizowaliśmy składy i w razie czego Anglicy zapisywali sobie niektóre nazwiska fonetycznie. Jeszcze chwila i się nauczą. Dla bukmacherów komentują ligi od brazylijskiej przez holenderską aż po chińską. Zdarza się, że robią po kilka transmisji dziennie, nawet w takie dni, kiedy przeciętny kibic nie zdaje sobie sprawy, że na świecie grają jakieś ligi. Dlatego dla nich nie jest to aż tak wielkie wyzwanie.
Jest taka odwieczna udręka dziennikarza telewizyjnego – znane twarze na trybunach. Kamera pokazuje człowieka, a komentatorowi wypada powiedzieć o nim słowo, przynajmniej go przedstawić.
– Mieliśmy taką sytuację podczas pierwszego meczu, w miniony piątek. Na trybunach kamery wyłapały Probierza i… Nagle cisza. Realizator pokazuje go przez dłuższą chwilę, wiadomo, że polski komentator od razu opowiedziałby całą historię, kim jest i po co tu przyjechał, ale Anglik nie może tego zrobić. Jednak to wszystko przyjdzie z czasem. Sezon jest długi, mamy po trzy mecze w każdej kolejce.
Długo wytrzymaliśmy, ale musi paść wreszcie pytanie-klucz: po co to wszystko? Kto jest docelowym odbiorcą? W jakim stopniu jest to produkt skierowany do Polaków mieszkających na Wyspach?
– Produkt skierowany jest zarówno do Anglików, jak i do widowni polonijnej. Z jednej strony, kreujemy taką otoczkę, żeby Anglik był w stanie to zrozumieć, a z drugiej przemycamy własne akcenty, aby dodać tej transmisji trochę więcej polskości.
Po sieci krąży zapowiedź pierwszej kolejki, w której Anglicy zagrali stereotypami. Hasełkami typu „ja przyniosę wódkę…”.
– Musisz wiedzieć, że za całym projektem stoją dwa poważne nazwiska, bo właścicielami kanału są: jeden z ważniejszych dziennikarzy The Sun oraz Lord Ashcroft – były skarbnik Partii Konserwatywnej. Zamysł jest jednak taki, żeby stworzyć w studiu atmosferę nieco radiową, gdzie jest trochę więcej luzu i miejsce na żarty.
Stacja jest stosunkowo młoda. Jaki zasięg mają transmisje z polskiej ligi?
– Kanał jest na platformie Sky, czyli mniej więcej tak, jakby w Polsce był na Cyfrze. Jest dostępny za darmo. Można go oglądać bez płacenia abonamentu. Da się go też śledzić przez internet. Pod koniec miesiąca dowiemy się dokładnie, jakie mieliśmy wyniki oglądalności.
Kolejne zasadnicze pytanie: czy Anglicy tego w ogóle potrzebują? Jak ich do tego przekonać, żeby poczuli chęć oglądania polskiej piłki?
– Mieszkam w Anglii od sześciu lat i nigdzie indziej nie spotkałem się z taką pasją i takim szacunkiem do futbolu. Tutaj każde dziecko ma swój ulubiony klub, swoich ulubionych piłkarzy. Tutaj inaczej patrzy się na piłkę. Zagadniesz nawet starszych ludzi i oni będą wiedzieć nie tylko, co pisało się wczoraj na pierwszej stronie „The Sun”, ale będą wiedzieć, co było na ostatniej, tej sportowej.
Ok, ale polska liga?
– Jasne, że nie możemy wystartować i zaprosić ich do oglądania najlepszej ligi świata, bo tego by nikt nie kupił. Ale wierzę, że ta pierwsza kolejka przekonała sporo osób – włączyli, zobaczyli, może im się spodobało. Do tego dochodzą jeszcze dwie sprawy. Po pierwsze – Anglicy uwielbiają grać u bukmacherów, a wiadomo, jaka jest polska piłka – nieprzewidywalna, wysokie kursy, mało kto się orientuje. Chociażby z tej perspektywy warto spróbować i wejść na brytyjski rynek. No i po drugie – z tego całego naszego myślenia o sile futbolu na Wyspach trzeba wyjąć poza nawias Premier League. To nie jest angielska liga… To jest liga międzynarodowa – zdarzyło się, że rozgrywana akurat tutaj. Prawdziwa angielska piłka zaczyna się od Championship.
Zmierzamy do tego, że w niej też nie wszystko jest super.
– Dokładnie. Przedwczoraj był taki mecz w League One: Leyton Orient kontra Stevenage. Padła jedna bramka i jakby ktoś ustawił grilla na trybunach i zaczął piec kiełbaski, to mógłby nie zauważyć, że mecz trwa, taka była kopanina.
W takim razie – jakie macie plany i jak będą wyglądać kolejne transmisje?
– Zamierzamy relacjonować po trzy spotkania w każdym tygodniu – ze studiem meczowym, a poza tym prezentować skróty całej kolejki. Chcemy przybliżać ludzi do tego projektu, szukać piłkarzy, którzy mogliby wypowiedzieć się u nas na antenie. Myślę, że wiele będzie się jeszcze działo, ale w gruncie rzeczy jesteśmy nastawieni na ten angielski entertainment. To ma być rozrywka.
Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA
[email protected]