Na Barcelonę możesz wyjść odważnie. Możesz wymieniać podania na jej połowie, a nawet przedostawać się pod pole karne. Możesz strzelić jej gola. Możesz obić słupek i poprzeczkę. Generalnie – możesz spełniać marzenia, grając na Camp Nou, nawet będąc Eibarem. Czemu zaczynamy tak optymistycznie, gdzie jest haczyk? Otóż wszystko, co wymieniliśmy jest możliwe i zostało dokonane wieczorem przez Eibar. Ale nie masz najmniejszego prawa wynieść z tego wszystkiego korzyści punktowej, jeśli po drugiej stronie boiska (co my piszemy – w twoim polu karnym!) gra Lionel Messi.
Zaczęło się niewinnie. Sfaulowany w “szesnastce” Eibaru został Nelson Semedo, a Leo po prostu wykorzystał rzut karny. Potem zaskoczył nas Paulinho, który strzelił gola w drugim meczu z rzędu. Przy rożnym piłkarze Eibar zastosowali krycie strefowe, a Paulinho zawisł jak Shaquille O’Neal przy kończeniu alley-oop’a. Brazylijczyk zagrał dziś bardzo pewnie, najlepiej w linii pomocy Barcy. A żeby jeszcze bardziej dowalić niedowiarkom, zaliczył też w tym spotkaniu asystę przy golu, no, sami wiecie kogo.
Messi zdobył dziś cztery bramki i aż dziwi, że nie nudzi go strzelanie kolejnych goli takiemu Eibarowi. Sztukę dołożył też Suarez, ale Denis, bo to on zagrał dziś w ataku i spisał się naprawdę dobrze. Ale wracając do Leo – dziś nie dość, że nie popadł w monotonię, to entuzjazm tryskał z niego na prawo i lewo. Gdy wbiegał w pole karne, rywale jakby sami schodzili mu z drogi. Choćby wtedy, gdy dopinał swego i przy ostatniej bramce podał do Aleixa Vidala, a wszyscy wiedzieli, po co. Bo że Vidal zaraz odegra mu piłkę, a Leo trafi po raz kolejny, wiedział i Messi i obrońcy Eibar i wszyscy kibice na Camp Nou.
Argentyńczyk ma już dziewięć goli w obecnym sezonie La Liga. Cristiano Ronaldo, który jutro wraca do gry, będzie miał przed sobą szalenie trudne zadanie, dogonienie, a następnie wyprzedzenie Messiego w walce o koronę króla strzelców wydaje się niewykonalne.
A Eibar ma za sobą naprawdę niezłe spotkanie. Zaczął z Barcą bardzo odważnie i choć dostał po tyłku, to do końca cieszył się meczem na Camp Nou. Piłkarze walczyli o momenty, do których będą mogli wracać. Niestety najprędzej stanie się to już dzisiejszej nocy, ale w koszmarach. Bo gdyby Pena na kilka minut przed końcem, gdy urwał się Lucasowi Digne, nie trafił w słupek, a do siatki Ter Stegena, powtórkę mógłby pokazywać dzieciom, a potem wnukom. Tak samo jak Charles, po jego uderzeniu głową w 90. minucie piłka odbiła się od poprzeczki. Eibar był sparaliżowany, chciał wiele, a nie mógł nic. No dobra, przesadziliśmy, bo bramka Sergiego Enricha to jednak bramka honorowa, a zawsze jak już przegrać, to lepiej mając w świadomości, że nie do zera.
6:1. Pięć meczów, pięć zwycięstw, 15 punktów, 17 goli. Barca, mimo problemów różnej maści, na boisku jest niezłomna i pewnie umacnia się na pozycji lidera La Liga. Rywale, z Realem na czele, na przestrzeni sezonu będą ją gonić, ale na razie Duma Katalonii nawet nie ucieka, a po prostu biegnie przed siebie i jej kibice z uśmiechem na ustach mogą spoglądać na wyniki, jakie osiąga.