Piłkarz, gangster czy zwykły świr? Burzliwe przygody Nile’a Rangera

redakcja

Autor:redakcja

17 sierpnia 2012, 10:51 • 11 min czytania

Jest krnąbrny, niesforny, niereformowalny. Wulgarny i bezpośredni, jak jego homofobiczne komentarze na Twitterze, warte 6 tys. funtów. Obcesowy i nieokrzesany, chociaż nawet te określenia wydają się nie oddawać pełni jego obrazu. Bo żeby poznać Nile’a Rangera od stóp do głów trzeba sięgnąć po wachlarz znacznie ostrzejszych epitetów, najlepiej tak ostrych, jak on sam.
Napisać o nim, że jest niezbyt bystry, to tak, jakby prawić mu komplementy. Stwierdzić, że jest świadom tego, co robi, to skłamać w żywe oczy. Nauka na błędach? Nic z tych rzeczy, choć po każdym kolejnym wybryku deklaruje, że zrozumiał, że pojął, że chce się zmienić i że to się więcej nie powtórzy. Nadaremno, bo raz po raz pakuje się w nowe kłopoty, zupełnie zapominając o wcześniejszych przyrzeczeniach. Ł»yje od kontrowersji do kontrowersji, od jednego wyskoku do drugiego. Świat, jak mu się wydaje, leży u jego stóp, choć na chwilę obecną znacznie bliżej mu do więzienia, niż do statusu piłkarskiej gwiazdy. Dla niego to jednak bez różnicy. Ważne, że trafił na afisz. Nieistotne z jakich powodów.

Piłkarz, gangster czy zwykły świr? Burzliwe przygody Nile’a Rangera
Reklama

Jestem gangsterem

Gdy w 2008 roku przybył na St. James’ Park wydawało się, że szefowie Newcastle ubili złoty interes. Pozyskali bowiem po kosztach piłkarza może niezbyt znanego, ale uważanego za spory talent. Nic nie robili sobie z nieciekawych opinii ciągnących się za Rangerem, wierzyli że pod nowymi skrzydłami spoważnieje i skupi się na wyłącznie nie grze. Nie zraziły ich nawet ostrzegawcze sygnały płynące prosto z Southampton, poprzedniego klubu czarnoskórego napastnika, skąd został pogoniony w mało przyjemnych okolicznościach. Wszystko za sprawą nieustannych problemów dyscyplinarnych. Rangera nie utemperowały nie tylko rozmowy wychowawcze z trenerami akademii, ale nawet upominające listy z samej „góry”. Czara goryczy przelała się, gdy został przyłapany na rozdawaniu klubowego sprzętu kolegom. Kto, jak kto, ale „Święty” nie może być złodziejem

Reklama

Oferta z Newcastle stanowiła więc idealną okazję do nowego rozdania, w którym Ranger miał potwierdzić wszystkie pochlebne opinie na swój temat. Przy okazji miał też udowodnić, że w gruncie rzeczy nie jest taki straszny, jak go malują. Sęk w tym, że poprzez ogół swoich działań uzyskał efekt całkowicie odmienny od oczekiwanego. Owszem, zaprezentował pełen zakres swoich umiejętności, lecz nie tyle na boisku, co w lokalnych pubach i klubach, gdzie pobił chyba wszystkiego rekordy czasu spędzonego na parkiecie i ilości wypitego alkoholu. Większość jego wieczorów toczy się według prostego scenariusza. Centrum miasta, impreza, potem już tylko drin za drinem i lokal za lokalem. Jeśli na koniec trafi się jakaś mała burda, to już w ogóle super.

Zresztą, Ranger nie zalicza się do tych, którzy w sytuacji konfliktowej chowają się za plecami kolegów albo gorączkowo szukają drzwi wyjściowych. Wręcz przeciwnie, do bitki jest skory zawsze i wszędzie, bez wyjątku i…bez powodu. Najpewniej wynika to z dość oryginalnej interpretacji własnej osoby. Ranger, jeśli wierzyć jego słowom, skierowanym do kibica, który spotkawszy go na imprezie, chciał uciąć sobie krótką pogawędkę, w pierwszej kolejności jest gangsterem, dopiero w następnej piłkarzem. Ciężko stwierdzić, czy jest to bardziej żałosne, czy śmieszne. Pewne natomiast jest, że Ranger osiągnął najwyższy stopień zwichrowania.

Ł»elazne pięści i zabawy z bronią

Z gangsterską cząstką swojej duszy specjalnie się nie kryje. Mało tego, dumnie ją eksponuje i bynajmniej nie ogranicza się do przekazu werbalnego. Udowodnił to chociażby pod koniec sierpnia zeszłego roku, kiedy został aresztowany za rzekome pobicie 33-letniego mężczyzny. Niemal od razu okazało się, że wszystkie rzucane w eter oskarżenia są prawdziwe. Niespecjalnie zaskakuje to, że do zdarzenia doszło przed jednym z pubów w Newcastle. Ranger, będący oczywiście na wielkim rauszu, poprztykał się ze swoją późniejszą ofiarą do tego stopnia, że swoje racje postanowił wbić jej do głowy w najprostszy i najszybszy sposób. Skończyło się dość poważnie, bo na skomplikowanym złamaniu szczęki. Domorosły bokser dopiero po fakcie zorientował się, co zrobił i w popłochu dał dyla z miejsca zdarzenia. Widocznie nie przypuszczał, że miejski monitoring działa aż tak skutecznie.

W podobny sposób wpadł, gdy którejś nocy urządził sobie w centrum miasta prawdziwy rumble match, coś na wzór tych, organizowanych na galach wrestlingu. W pojedynkę rozprawił się najpierw z dwójką Bogu ducha winnych przechodniów, by następnie wyeliminować dwóch przybyłych z odsieczą policjantów. Dumny ze zwycięstwa był jednak krótko, bo tylko do czasu pierwszego wezwania przed oblicze temidy.

Trochę wcześniej, bo w lutym 2011 roku, za Rangerem ciągnęła się inna, równie cuchnąca sprawa. 18-letnia Chelsea McIntosh oskarżyła go o pobicie, rzecz jasna na jakiejś wyjątkowo mocno zakrapianej imprezie. Mało tego, nastolatka pochwaliła się na Facebooku zdjęciem swojej obitej twarzy. Policja wszczęła nawet postępowanie, ale tym razem Ranger wyszedł z całego zamieszania obronną ręką. Okazało się, że całą intrygę szyto wyjątkowo grubą nicią, a panna McIntosh po prostu wplątała niewinnego tym razem piłkarza w nieprzyjemną aferę, którą z braku dowodów winy szybko umorzono.

Mniej ciekawiej zapowiadała się za to konfrontacja z Patsy McKie z organizacji „Mothers Against Violence”, która także szykowała się do złożenia donosu na Rangera. Wszystko rozbiło się o kontrowersyjne zdjęcie, zamieszczone w internecie przez dziewczynę piłkarza, do którego ten pozował – a jakże – po gangstersku, z pistoletem przy twarzy.

McKie, której syn swego czasu został zastrzelony na ulicach Manchesteru, na łamach prasy, która ochoczo podchwyciła temat, odważnie wyrażała swoje oburzenie. Przekonywała, że Ranger jako piłkarz powinien stanowić wzór dla wszystkich chłopców zakochanych w futbolu. Ł»e zamiast epatować agresją, powinien ją piętnować. Nie mogła jednak przypuszczać, że podobne apele Ranger łapie jednym uchem i wypuszcza drugim, nie zostawiając nic w środku. Świadczą o tym chociażby medialne zwierzenia piłkarza, który dolał sporo oliwy do ognia, przedstawiając wszem i wobec początki swoich kontaktów z bronią palną. – Gdy miałem 15 lat zacząłem zadawać się z gangiem. Zostaliśmy skazani za napad w Londynie w dzielnicy Muswell Hill, mieliśmy broń, ale z niej nie skorzystaliśmy – tłumaczył i usprawiedliwiał się jednocześnie.

Ostatecznie większe konsekwencje ominęły zawodnika Newcastle szerokim łukiem, chociaż trzeba przyznać, że miał po prostu więcej szczęścia niż rozumu. „Wystrzałowa” fotka finalnie okazała się w zupełności niewinnym wygłupem, głównie dlatego, że pistolet był na gaz, a posiadanie takiego nie jest nielegalne. Niemniej Ranger narobił sobie sporo problemów, które na St. James’ Park nie przeszły bez echa. W klubie zorganizowano nawet specjalne spotkanie, na którym uświadamiano go, co to znaczy być wzorem do naśladowania dla młodych fanów. Tyle tylko, że próby postawienia Rangera do pionu spaliły na panewce, identycznie jak wszystkie wcześniejsze.

Szpaner, lanser, skazaniec

Zanim na dobre opadł kurz po zamieszaniu z bronią, Ranger zdążył rozpętać nowy skandal, którego skutki były znacznie poważniejsze. W październiku zeszłego roku kolejny raz trafił do aresztu, tym razem za zakłócanie ciszy nocnej pod wpływem alkoholu, i to w ścisłym centrum miasta. Ekspresowe przyznanie się do wszystkich zarzucanych czynów i skarga na policjantów, którzy mieli przetrzymywać go w okropnych warunkach przez ponad 4 godziny nie stanowiły okoliczności łagodzących. Skład sędziowski wyszedł z banalnego założenia- skoro była zbrodnia, zresztą nie pierwsza, to musi być też kara. Ostatecznie stanęło na 6 miesiącach więzienia zamienionych od razu na zwolnienie warunkowe. Dodatkowo na Rangera nałożony grzywnę w wysokości 135 funtów. Stawka śmieszna, więc pewnie nie bolało.

Niewiele brakowało, aby następstwa nocnej awantury były dużo bardziej dotkliwe. Ranger znalazł się o włos od wylotu z kolejnego klubu, i to tuż po tym, jak po trzymiesięcznym rozbracie powrócił do meczowego składu „Srok” na spotkanie ze Stoke. To zresztą opijał feralnej soboty… łamiąc przy okazji klubowy zakaz spożywania alkoholu na 48 godzin przed meczem. Działacze okazali się jednak nad wyraz wyrozumiali i jeszcze raz mu odpuścili. Ten z kolei znów zaczął głośno mówić o kolejnej szansie i o tym, że tym razem jej nie zmarnuje. Niestety, nie pomylił się tylko ten, kto nie uwierzył w ani jedno jego słowo.

Niemal pół roku po zadymie w okolicy Cathedral Square jeszcze raz pokazał swoje sfiksowane oblicze. Wszczynając pijacką zadymę pod kasynem w samym środku miasta dorobił się łatki recydywisty, obok której sąd nie mógł przejść obojętnie. Z aresztu co prawda wyszedł za kaucją, ale z całkowitym zakazem wjeżdżania do centrum.

Dla szpanera jego pokroju to z pewnością najdotkliwsza sankcja z możliwych. W końcu te wszystkie puby, kasyna, night cluby były dla niego drugim domem, w którym mógł z lubością oddawać się wszystkim uciechom życia i lansować się bez żadnych ograniczeń. Zresztą, lanserka to kolejny element, z którym należy łączyć Rangera. Świadczą o tym chociażby zdjęcia, które regularnie umieszcza w sieci.

Często chwali się też swoim białym Range Roverem, który do niedawna stanowił jego główny środek lokomocji. Wszystko zmieniło się we wrześniu ubiegłego roku, gdy został złapany na prowadzeniu pod wpływem. Jak się później okazało w 100 mililitrach krwi miał 94 miligramy alkoholu, co oznaczało solidne przekroczenie dopuszczalnej normy. Ranger został ukarany 3 tys. grzywny i na 12 miesięcy pożegnał się z prawem jazdy, z możliwością skrócenia do 9 jeśli korzystnie przejdzie kurs świadomości dla kierowców.

Cała akcja miała jednak dość niecodzienny i komiczny przebieg. Kiedy policjanci próbowali dojść do porozumienia z pijanym piłkarzem, jego samochód nagle…odjechał. Okazało się, że z Rangerem podróżował jego 18-letni kumpel, który w bohaterskim czynie pragnął ocalić samochód kolegi. Ostatecznie skończył dużo gorzej, bo o ile u niego również stwierdzono u niego obecność promili, to nijak nie doszukano się dokumentów uprawniających do prowadzenia tego typu pojazdów.

Sam Ranger również ma na swoim koncie liczne akty heroizmu. Chociażby takie, jak ten z sprzed dwóch miesięcy, kiedy to późnym wieczorem, w poszukiwaniach piłki wykopanej przez któregoś ze znajomych, bohatersko wdrapał się na płot. Czy ją znalazł – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że kontakt z metalowym ogrodzeniem skończył z długą na 12 cali raną ręki i ponad 20 szwami. Przeraził się chyba nie na żarty, bo po wyjściu ze szpitala wszem i wobec wychwalał obsługę medyczną, zapraszając przy okazji na mecze Newcastle wszystkie pielęgniarki, które się nim opiekowały. Ma chłopak gest, prawda?

Jestem piłkarzem?

Nie da się ukryć, że częstotliwość z jaką Ranger pakuje się w kolejne kłopoty całkowicie przysłania jego drugie, piłkarskie oblicze. Tyle tylko, że nawet jeśli ktoś koniecznie chciałby skupić się na sportowych wyczynach młodego Anglika, to nie miałby za bardzo o czym opowiadać.
Ranger, jak na razie, w seniorskiej piłce radzi sobie najwyżej średnio, choć to chyba i tak za dużo powiedziane. Ani w Newcastle, ani w Barnsley, ani w Sheffield Wednesday, gdzie przebywał na wypożyczeniach, nie zrobił furory. Swoje największe atuty, czyli siłę, dynamikę i świetne warunki fizyczne potrafił wykorzystać wyłącznie w meczach rezerw i ulicznych bójkach. Niektórzy eksperci twierdzą, że na wyższym poziomie przepada ze względu na spore braki techniczne, które ciężko będzie mu nadrobić. Owszem, harując na treningach pewnie mógłby co nieco poprawić, ale raczej się do tego nie garnie. Ma po prostu inne priorytety. I mnóstwo problemów z samym sobą.

Według wielu opinii największy mankament Rangera to lekceważące podejście do obowiązków. Koledzy z zespołu nierzadko mówili, że jego zaangażowanie w treningi, na które i tak permanentnie się spóźnia, pozostawia wiele do życzenia, że nie stara się, jak powinien i najczęściej ćwiczy na pół gwizdka. Nonszalancję bardzo często przenosi na ligowe boiska, marnując spore ilości klarownych sytuacji. On sam twierdzi, że to wszystko jest wynikiem frustracji wywołanej brakiem pewnego miejsca w składzie pierwszej drużyny, które jego zdaniem należy mu się odgórnie. Nie wiadomo tylko za co i dlaczego. W pierwszym zespole Newcastle do tej pory wstąpił 49 razy i ledwie dwukrotnie cieszył się ze zdobytego gola, zawsze na poziomie Championship. Taki wynik nikogo na kolana nie powala.

Roszczeniowa postawa jest jednak świetnym uzupełnieniem sylwetki Nile’a Rangera. Duże wymagania przy nikłym wkładzie własnym to coś z czym śmiało można go utożsamiać. Tak samo jak z wyjątkowo ignorancją i otaczającą go z każdej strony głupotą. Swego czasu bardzo zgrabnie podsumował go Peter Lovenkrands, były piłkarz „Srok”, który stwierdził, że kto jak kto, ale Ranger z pewnością nie zrobi kariery naukowej. Było to tuż po tym, jak czarnoskóry napastnik przysłuchując z w czasie rozgrzewki przed meczem z Arsenalem rozmowie Lovenkrandsa z Niklasem Bendtnerem, z wielkim zdziwieniem odkrył, że jego kolega z drużyny jest Duńczykiem, a nie, jak myślał do tej pory, Szkotem.

Niezależnie od wszystkiego Ranger ma coraz mniej czasu, aby jakoś się ogarnąć i skorygować swoją postawę. Bez tego nigdy nie przeskoczy granicy, na której aktualnie utknął. Bardzo możliwe, że niezbędny przełom dokona się już poza Newcastle. Na St. James’ Park nie bardzo widzą bowiem sensu inwestowania w piłkarza, który nie dość, że non stop ląduje na cenzurowanym, to jeszcze nie gwarantuje odpowiedniego poziomu sportowego. Paradoksalnie może mu to jednak wyjść na dobre. Może, gdy kolejny raz będzie zmuszony zaczynać od początku, uświadomi sobie wreszcie, że coś z nim jest nie tak? Jak będzie czas pokaże, póki co Ranger ogranicza się do wygłaszania kolejnych sztampowych formułek. – Ludzie myślą, że ten facet wpada w kłopoty tydzień w tydzień. Dobrze byłoby zdobyć parę bramek i pokazać się im z innej strony. Kluczem jest powrót na pierwsze strony gazet z właściwych powodów, bo ludzie znają mnie tylko ze złych rzeczy, chcę po prostu grać w piłkę i w ten sposób się oczyścić – przekonuje. Kto wie, może kiedyś mu się uda. Na razie to jednak kolejne puste słowa.

KAROL BOCHENEK

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama