Sypianie na paletach. Tydzień na owsiance. Śmierdząca woda do picia po treningach. Nieopłacone ubezpieczenia zdrowotne. Pensje na wiecznym zamrożeniu u wiecznie nieodbierających telefonów działaczy.
Piłkarz to podobno najfajniejszy zawód świata. Może i tak, ale na pewno nie w III lidze polskiej, na pewno nie w JKS Jarosław.
***
– Dochodziło do tego, że kolega pożyczał pieniądze od mamy, a my od niego. Ja od rodziców nie pożyczałem, ale pożyczałem od dziewczyny. Jak ona nie mogła pożyczyć, to pożyczałem od kolegi, który miał, bo pożyczył od rodziców.
***
– Kolega dostał pieniądze za grudzień i od razu usłyszał: “tylko nie mów chłopakom, że dostałeś, bo następnej nie dostaniesz”.
***
– Zakwaterowanie pierwotnie miało być w hotelu Coloseum, potem w hotelu Turkus, ale ich nie opłacano, więc zawodnicy zostali wyrzuceni. Zastępstwem został wynajęty domek. Tu chłopaki spali na paletach, ja miałem własną kanciapę z rozwalającym się łóżkiem. Jedna kuchnia na 8-9 osób, czyli rano ciężko cokolwiek zrobić. Zero sztućców. Łazienka w dramatycznym stanie, nawet nie było lustra żeby się przejrzeć. Nie mieliśmy też pralki całą jesień, praliśmy w klubie, na drugą rundę kupiliśmy używaną. Brak ciepłej wody był notoryczny. Do tego wielka rozpadająca się stara szafa z połamanymi półkami.
W listopadzie liga się kończy, wszyscy wyjechali, my w zimie z kolegą przyjechaliśmy na turniej juniorski, bo prowadziliśmy hobbystycznie dzieciaki. Wchodzimy, a tam melina. Puszki po konserwach, papierosy, porozwalane butelki, przestawione meble. Ktoś tam zaglądał i dobrze się bawił. Najśmieszniejsze, że mieliśmy jesienią router Canal+, który był przez kogoś z zewnątrz opłacany. Po zimie przyjeżdżamy, routera nie ma. Prezesi kazali nam go odkupić za litr whisky.
Kazali wam odkupić router za whisky?
Nie wiem czyj to był router, jak przyjechaliśmy już stał. Korzystaliśmy z niego, oglądaliśmy mecze. Pytaliśmy po zimie, czy ktoś go zabrał. Wiadomo kto miał klucze. Prezesi powiedzieli, że mogą oddać jak postawimy whisky. I kupiliśmy whisky, choć w tym czasie brakowało na jedzenie. Jeden kolega tydzień jechał na owsiance. Każdy z domu brał wałówkę żeby potem się podzielić. Ja jestem z Krakowa to nie miałem takiej możliwości – czasami zaległości były takie, że nie miałem na paliwo czy bilet.
***
– Musiałem szukać mieszkania na własną rękę i wynajmować. Opóźnienia w czynszu sięgały dwóch miesięcy, więc właścicielka chciała mnie wyrzucić. W klubie powiedzieli, że za grudzień nie będą płacić, bo wtedy nie ma treningów. Choć mieliśmy kontrakty profesjonalne, to usłyszeliśmy, że za grudzień możemy maksymalnie trzysta, czterysta złotych dostać. Jestem z Krakowa. Żeby zarobić na grudniowy czynsz i opłaty za mieszkaniu w Jarosławiu, musiałem iść w Krakowie do pracy.
***
– Miałem wpisane w kontrakt obiady w restauracji przez cały okres trwania umowy. Szybko zaczęły się problemy, czyli wypraszanie nas, bo klub nie płacił. Przenieśli nas do innej, gorszej restauracji, gdzie na jedzenie nie dało się nawet patrzeć. Ale okej, do wszystkiego się człowiek przyzwyczai, kombinowaliśmy jak mogliśmy. Ci, którzy byli wpisani listę, ale akurat ich nie było – brałem za nich obiad, żeby mieć na kolację coś do jedzenia. Najgorsze, że stamtąd też nas wyrzucali. Też było niepłacone i też kucharki nie chciały wydawać.
***
– Dwa razy wracałem do Krakowa i szedłem do pracy na nockę, by mieć na jedzenie. Płaciłem 40 złotych za podróż, zarabiałem 90zł, ale miałem 50 zł, żeby móc sobie coś w Jarosławiu kupić do jedzenia.
***
– Po pół roku chcieli ze mną rozwiązać umowę. Powiedzieli, że nie opłaca im się mnie trzymać, bo gram mało, a oni nie potrzebują tylu zawodników. Dwunastu im wystarczy, resztę wezmą z juniorów.
Miałem na treningu stan zapalny zęba, bolało jak jasna cholera. Trener zwolnił mnie z zajęć. Po tygodniu ćwiczyłem normalnie. Prezesi poprosili mnie później do siebie i powiedzieli, że albo… mój tata dorzuci się do kontraktu, zapłaci za koszulki, piłki, sprzęt, albo nie dostanę zaległych pieniędzy. Przy wszystkich powiedziano mi: “albo twój tata wypłaci pięć tysięcy, albo nie dostaniesz ani złotówki”. Grozili, że jeśli się nie zgodzi, rozwiążą kontrakt z mojej winy, a użyją jako powodu absencji na treningach w czasie, gdy miałem ból zęba. Tata nie zapłacił, pieniędzy nie dostałem.
Gdyby nie to, że czasem od taty pożyczałem pieniądze, nawet nie wiem co bym w Jarosławiu jadł. Nie miałem wyżywienia wpisanego w umowie, tylko “dogadane” z prezesem. W restauracji zgłosili jednak, że ciągle przychodzi jeden więcej i trzeba dopłacać, wtedy dostałem informację, że nie ma pieniędzy na moje jedzenie. Szedłem gdzie indziej, płaciłem i brałem paragon. Do dziś mam cały plik paragonów za rok jedzenia w Jarosławiu.
***
Jeden chłopak dojeżdżał na treningi na skuterze. Powiedział, że na następnym nie będzie, bo nie ma za co dojechać. Działacz dał mu 10 złotych do ręki:
– Masz na paliwo.
***
– Był taki młodzieżowiec, który dobrze z nami żył. Raz jego ojciec nawet przyjechał do prezesów z pytaniem o pieniądze. Specjalnie się umówił, bo chłopak nie miał za co żyć, a z Rzeszowa dojeżdżał. Nie przyszli. Mi na szczęście rodzice czasem coś przelali, a mama pakowała mrożonki jak przyjeżdżałem do domu.
***
– Mieliśmy profesjonalne kontrakty, czyli wszystkie składki ZUS-owskie itd. powinny być odprowadzane. Ale gdy kolega Surmiak, młodzieżowiec, miał podejrzenie wstrząśnięcia mózgu i połamania żeber, prezesi zamiast odwieźć go do szpitala, to jeszcze go wstrzymywali. Poszedł leczyć się na własną rękę i wyszło, że nie jest ubezpieczony. Kolega Daszyk miał kontuzję, to dowiedział się, że udaje. Do dzisiaj się leczy. My to już zgłosiliśmy do sądu, że nie odprowadzali za nas składek.
***
– Jak rozliczałem PIT, to wpisałem, że PIT-u z JKS-u nie dostałem. Nikt go nie dostał, nawet trener.
***
– Na treningach dostępna była woda w pięciolitrowych baniakach. Wlewali tam kranówę, zakręcali, myśleli, że się nie kapniemy. A przecież widać po nakrętce, że otwierane. Myśleli, że się nie kapniemy. Czasem tak ta woda śmierdziała, że szkoda gadać.
***
– Mieliśmy w pewnym momencie tak wąską kadrę, że grałem na środkach przeciwbólowych, bo nie było ludzi. A działacze w tym czasie chcieli jeszcze rozwiązywać kontrakty. Czasami na treningu było sześć osób. Jakbyśmy juniorów nie mieli, to gierki byśmy nie skręcili.
***
Mimo tego wszystkiego, w pewnym momencie JKS robił sensacyjne wyniki. Po fantastycznej serii zwycięstw wspiął się nawet na trzecie miejsce w tabeli. Potrafił ograć Garbarnię na wyjeździe, czyli dzisiejszego drugoligowca, potrafił ograć liderujące w danym momencie KSZO. Chwalono ich za styl gry i charakter. Mało tego – awansował też do finału okręgowego pucharu.
– Jedyne co nas trzymało, to trener, który dużo pomagał, a także to, że mieliśmy świetną atmosferę. Trener nawet sam z własnej kieszeni wyłożył pieniądze, żeby zrobić transfer – dzieki temu grał z nami Kamil Aab. Byliśmy jak rodzina. Siedzieliśmy wieczorami i była taka pompa, że nie chciało się wychodzić.
Trenerem drużyny był Mariusz Sawa, który przejął zespół w styczniu 2016 roku. Gdy proszę o skomentowanie zarzutów, jakie mają wobec działaczy jego byli podopieczni, chce się zdystansować od sprawy, natomiast prosi by napisać “niczemu co powiedzieli nie zaprzeczam”. Komplementuje też swoich graczy: “to dobre chłopaki, którzy zrobili wynik ponad stan. Bardzo się z nimi zżyłem i życzę im jak najlepiej”. Sawa nie żyje tylko z piłki. Pytam czy nie ostrzegano go przed przejęciem JKS-u.
– Tak, ale mówiono, że Jarosław nie ma szans utrzymać się w lidze. Chcę trenować wyżej, mam ambicje. Potraktowałem to jako wyzwanie.
W sezonie 15/16 trwała reorganizacja, w lidze zostawało raptem sześć zespołów. JKS po jesieni zajmował bezpieczne miejsce, ale mimo to nie brakowało osób, które twierdziły, że biedny, utrzymujący się tylko z dotacji miejskich klub nie jest w stanie powtórzyć tak dobrej rundy. A jednak JKS dowiózł utrzymanie kosztem m.in. Polonii Przemyśł czy Lublinianki.
W sezonie 16/17 JKS znowu miał walczyć o byt. Dzięki rewelacyjnej grze wywalczył go już… jesienią. Dziś Sawa tylko przez kwestie licencyjne nie prowadzi jeszcze klubu w II lidze.
Konferencja trenera po meczu ze Stalą. od 3:00 o tym, jak jeździli na mecze w 11. Od 5:20 o najtrudniejszym klubie, w jakim pracował
W Jarosławiu dobra gra nie spotkała się z radością działaczy. Kilka osób potwierdza, że miało miejsce absurdalne zdarzenie: po kolejnym zwycięstwie do szatni wszedł jeden z działaczy i powiedział, że awans go nie interesuje.
– Na początku nam nie szło, potem zaskoczyło. Wygrywaliśmy wszystkie mecze. Po którymś zwycięstwie prezes wchodzi do szatni i mówi, że jego nie interesuje czwarte miejsce, a trzynaste. Nie będą tu robić nie wiadomo czego, ma być tylko utrzymanie. Generalnie przekaz taki, że za dobrze nam idzie. Chodziło o to, że nie chcieli płacić premii za zwycięstwa – 3000 zł do podziału, 1500 za remis na wyjeździe. Łącznie jak ktoś grał wszystko, to uzbierało się 2500. Do dziś żadna z premii nie jest wypłacona.
Ta sama historia z innych ust:
– Mieliśmy premie płacone za wygrane mecze. Wygraliśmy 7-8 premii pod rząd, w końcu działacz się zdenerwował i przyszedł do szatni zły, że robimy za dobre wyniki, bo mamy się tylko utrzymać.
Miesięczna pensja piłkarza? 2000 złotych na rękę plus widmowe premie.
– Prawnik łącznie z odsetkami i premiami wyliczył moje zaległości na ponad dziesięć tysięcy złotych. Dla mnie to są duże pieniądze. Dlaczego mam się ich zrzekać?
– Są osoby, których dawno nie ma w klubie, a JKS wciąż im wisi kupę siana.
***
– Próbowaliśmy się dowiedzieć o co chodzi na własną rękę. Wiemy, że jest huta szkła w Jarosławiu, która ma mnóstwo pieniędzy. Dlaczego nie mogłaby być sponsorem? Ale ludzie nie chcą sponsorować JKS-u, bo włodarze nie chcą wpuścić kogokolwiek z zewnątrz. Dlatego pieniądze są zawsze do ręki, nie na przelew. Dlatego nie byliśmy ubezpieczeni. Dlatego nie dowiedzieliśmy się nigdy, że była jakaś premia ze związku za dojście do finału pucharu.
***
Prezesem JKS-u jest Witold Rogala, wojskowy. Zdaniem moich rozmówców Rogala który nie wie o wielu sprawach, które dzieją się w klubie. Faktyczną władzę sprawować ma pracujący w szpitalu wiceprezes Maciej Głowa, którego prawą ręką jest Bartłomiej Kud. Chłopaki nie są pewni czym prywatnie zajmuje się pan Kud.
Zdaniem zawodników działacze zaczęli świadomie działać przeciw drużynie.
– Cztery razy w tygodniu mieliśmy treningi. Prezesi potrafili specjalnie wysłać gospodarza obiektu, żeby podczas naszego treningu akurat urządzał walcowanie bądź koszenie trawy – facet normalnie jeździł po pachołkach i między zawodnikami. Prezesi siedzieli na trybunach i na to patrzyli. Ja myślę, że każda pora do koszenia lub walcowania jest dobra, poza tą, gdy odbywa trening. My to odbieraliśmy tak, że chcą nam zrobić pod górkę.
Co udało mi się zweryfikować: choć trener zostawiał w klubie plany treningowe, tak nie były one respektowane. Przyjeżdżał na stadion, zawodnicy też, w planach była ważna jednostka treningowa, tymczasem na płycie odbywał się turniej juniorów. W jednym z tygodni murawa miała być nawożona, w konsekwencji treningi trzecioligowców przełożono na a klasowe boisko. W piątek na stadionie, dzień przed meczem, juniorzy grali w dziadka.
Podczas wałowania miała mieć miejsce nieprzyjemna sytuacja. Jeżdżący między graczami sprzęt przejechał niebezpiecznie blisko jednego z graczy, ten musiał usunąć się, bo przejechałby mu po nogach. Zawodnik ze złości kopnął piłką w traktor. Za to miał po wszystkim otrzymać z klubu karę.
Tajemnicą poliszynela jest, że pracownicy klubowi także mieli nie mniejsze problemy z wypłatami, począwszy od wspomnianego gospodarza obiektu. Kierowca autokaru przed jednym z meczów powiedział, że jeśli nie dostanie teraz pieniędzy w gotówce, to żadnego wyjazdu nie będzie. Czasami do ostatniej chwili ważyło się, czy będą stroje, bo człowiek za nie odpowiedzialny nie chciał ich wydać. 2-3 razy ich nie spakowano, bramkarz bronił w koszulce treningowej i z numerem naklejonym taśmą. Fizjoterapeuta miał mieć płacone w dziwnej formie “za liczbę masaży”. To był człowiek, który kiedyś bronił w JKS-ie, był też asystentem trenera. Potem miano mu powiedzieć, że, jak chce to niech masuje, ale płacone mieć nie będzie.
Zawodnicy zakładają JKS-owi sprawy sądowe.
– Działacze uważają, że są bezkarni. Robią z klubem co chcą. My nie damy sobie pluć w twarz.
Piłkarze wysłali nawet pismo do burmistrza, by poinformować go o tym co dzieje się w klubie. Ich zdaniem burmistrz ma bardzo ograniczoną wiedzę w kwestii tego co dzieje się ze środkami. Urząd miasta regularnie wysyłał transze, nie wiedząc, że w klubie rosną zaległości. Ostatnio JKS wygrał w budżecie obywatelskim 200 tysięcy złotych na renowację stadionu (wymiana krzesełek, wymiana nagłośnienia, strefa odnowy biologicznej, sala pamięci oraz system nawadniania). Osobiście nie mam szczęścia do burmistrzów, podobnie jak w Nowym Dworze, także w Jarosławiu burmistrz był na urlopie.
Działacze zdaniem piłkarzy potrafili robić sobie PR w mieście, korzystając mocno z tego, że wywodzą się ze środowiska kibicowskiego. Piłkarze byli regularnie lżeni, potrafili usłyszeć: “dostajecie pieniądze, a nie chce wam się grać”, choć robili wynik ponad stan. Na mieście pokutowała opinia, że wszystko jest płacone na czas. Pytanie “dlaczego jedenastu zawodników odeszło w jednym okienku, skoro jest tak dobrze” nie padło.
Opinie z jarosławskiego forum pokazują, że przeciętny kibic nie miał pojęcia co się dzieje w klubie:
“Czy opóźnione wyjście naszych piłkarzy na mecz ze Stalą Rzeszów to jakiś protest czy coś takiego? Czyżby kasy brakowało w klubie?
Wyglądało na strajk, a jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę”.
Dzisiaj JKS prowadzi Arkadiusz Baran, dawniej piłkarz Cracovii, dla którego trzecia liga to szansa. Zarazem JKS ma zupełnie nową kadrę, gdzie poza juniorami nie ma lokalnych zawodników. Wyjątkiem kapitan Bartłomiej Gliniak, który do samego końca liczył, że weźmie kto ktoś lepszy – był m.in. na testach w Jagiellonii. Nie udało się i został. Wszyscy inni uciekli.
– Zrobiliśmy otoczkę wokół JKS-u. Był wychowanek, który całe życie spędził w klubie i nigdy go nie szanowali, to też musiał powiedzieć swoje. Nikt tam nie chciał pójść. Znajomym z Lublina, zapłacili trzy miesiące z góry, żeby tylko przyszli grać. A więc znalazły się pieniądze, choć uporczywie uchylają się od zapłaty naszych zaległości.
JKS przed tym sezonem zagrał dwa sparingi. Po siedmiu kolejkach jest przedostatni w tabeli, stracił najwięcej bramek w lidze. Z Pucharu odpadł w jeszcze gorszym stylu:
***
Problemy ze sprowadzaniem zawodników miały się pojawiać już wcześniej, bo długi to nie kwestia z tego sezonu, tylko jarosławski standard.
– Szantaż polegał na tym, że musiałeś przedłużyć kontrakt, jeśli chciałeś dostać pieniądze. Kolega miał taką sytuację, że po jednej stronie stołu gotówka z zaległymi pieniędzmi, po drugiej umowa. Niektórzy kombinowali, mówili, że zostają, żeby dostać pieniądze. Jeden się dogadywał, przyjechał na trening, żeby go nie podejrzewali. Pyta się Kuda, Kud mówi: “tak, mam, dam ci po treningu”. Po treningu wchodzi jeszcze w butach do kantorka, a Kud: “musiałem w czasie treningu gdzieś jechać, dam ci jutro”.
Podkarpacie Live, 2013 rok, komentarz jednego z użytkowników po odejściu Pawła Bartnika (pisownia oryginalna – przyp. red.):
Ludzie ale wy jesteście żałośni! Macie bardzo dużo do powiedzenia a tak na prawde nic nie wiedziecie jak jest na prawde!!! Usłyszycie jakieś plotki dodacie coś od siebie i tak właśnie powstają historyjki z rękawa wyjęte! To że któryś z zawodników wyjeżdża za granice na wakacje żeby zarobić sobie trochę to wcale im się nie dziwie życie kosztuje nie oszukujmy się! A skoro prezesi maja zawodników gdzieś i obiecują im złote góry a później ich w ciula robią to już nikogo nie obchodzi! Mówią że kasę wypłacą a jak przychodzi co do czego to wymyślają jakieś wymówki a kasy dalej jak nie mieli tak nie mają patrzą tylko na siebie żeby im czasem kasy nie brakło przy korycie a zawodników odsyłają z kwitkiem! Więc wcale się nie dziwie chłopakom którzy szukja innych klubów gdzie przynajmniej będą mieli kase wypłacaną w terminie tak jak sie wcześniej ugadali! Jeszcze trochę a nie będzie miał kto w tym klubie grać! Bo jak dalej będą zalegać z kasa to wszyscy odejdą! Prezesi będą sami biegali po murawie za piłką jak sie nie ogarną i nie zobaczą co się dookoła nich dzieje.. I niech zaczną brać bardziej pod uwagę zawodników a nie swój własny czubek nosa!! pozdrawiam.
***
– Kibice cisnęli nas strasznie. Działacze siadali z nimi i rzucali na nas kurwami z trybun. Są mocno umocowani w środowisku kibicowskim i się z tym nie kryli. Jak pojechaliśmy na Wólkę na mecz pucharowy – takie mini derby – przyjechali w czterech, wszyscy w koszulkach JKS-u. Wólczanka Wólka Pełkińska to klub, w którym niedawno kilku zawodników zginęło tragicznie w wypadku. I w takim miejscu wyzywali, kurwowali wszystkich przeciwników z imienia, nazwiska, z miejsca zamieszkania, na matkę, na wszystko. Tylko tamci mieli piłkę, a leciały kurwy. Sędziował arbiter z Jarosławia, więc usłyszał “nie pokazuj się w związku ty pizdo”. Masakra. Klub z Wólki zaprosił drużynę na poczęstunek, na którym przepraszaliśmy za pijanych działaczy. Trenerzy się znali, my też znaliśmy się z piłkarzami, jak nie osobiście, to przed kogoś. Było nam wstyd.
***
– Najgorsze jest to, że kiedy przychodził termin wypłaty, nie padało: kurde, chłopaki, przepraszamy, teraz nie ma, ale zrobimy co możemy. Poczekajcie, wykombinujemy. Tylko: nie ma. Nie wiem kiedy będą. Względnie wyłączony telefon, a potem “przecież nie dzwoniłeś”.
– Napisałem SMS czy będą wypłacone pieniądze. Prezes Głowa odpisał mi: “święta są raz w roku”. Na ostatniej rozmowie powiedział mi, że czerwiec bedzie nie zapłacony, ale wszystko pozostałe tak i rozliczymy się 30 czerwca. Umówiliśmy się, tego dnia dzwonię. Pięć razy, dziesięć, do jednego, do drugiego, nikt nie odbiera. W końcu Głowa odpisał: “Przepraszam, jestem na urlopie. Pozdro”.
Piszę więc, że nie tak się umawialiśmy i zaczynam postępowanie sądowe.
“Proszę bardzo, pozdro”.
***
– Gdy wpłynęły pieniądze z miasta, jeden kolega poszedł zapytać, czy mu zapłacą. Powiedzieli, że nie. Na to im odpowiedział, że pójdzie do sądu. Jeden z działaczy rzucił: “lepiej tego nie rób, bo masz dziewczynę w Jarosławiu”. Do tego co straszyli, żeby uważał, bo ma dziewczynę w Jarosławiu, nagle po pana telefonie się odezwali i chcą się dogadywać, na raty rozbijać kwotę, choć gościa nie ma 2.5 roku w klubie.
Kwestie zastraszeń pojawiają się w kilku pogłoskach. Byłego bramkarza, którego dług urósł do kilkudziesięciu tysięcy, podobno chciano bić w klubie. Nie udało mi się tego potwierdzić u źródła. Należy zaznaczyć, że są to historie, jakkolwiek powtarzane regularnie, tak z drugiej ręki. Natomiast bardzo zastanawia pewien wpis na Facebooku pana Andrzeja Łukaszczuka, działacza.
– Jak jest mecz to jest szefem ochrony, zawsze był w klubie nieważne o której godzinie. Wiem, że nawet jak kolega wysłał pismo o zapłatę, to on odebrał od listonosza, a takie listy zawsze są priorytetowe i mogę je odebrać tylko ludzie z klubu.
Nie wiem w jakim celu pan Andrzej, obok wpisów takich jak “osoba, która nigdy nie była na meczu, a wypowiada się o kibolach, jest jak dziwka mówiąca o miłości”, wkleił bez komentarza akurat ten wycinek artykułu. Nie wiem też dlaczego nie tonował w komentarzach osób, które pochwalały skandaliczne wydarzenie.
Może dlatego, że szef bezpieczeństwa na stadionie w Jarosławiu polajkował wpis “i tak ma być!” dotyczący gróźb wobec byłego zawodnika.
Pytam chłopaków, czy się nie boją. Na forach internetowych są wymieniani z imienia i nazwiska, na portalu “Podkarpacie Live” pojawiają się mocne wyzwiska.
– Nie damy się. My wszyscy stawaliśmy w szatni, pytaliśmy co z opłatami za mieszkanie, co z pensjami, co z jedzeniem. Co z normalnymi kwestiami. Ja teraz gram w IV lidze. Jakoś wszystko może być na czas, jakoś wszystko może być z szacunkiem, po prostu na zdrowych zasadach.
***
Kwestie finansowe stawiają jasne pytanie: jak to możliwe, że JKS otrzymał licencję na grę w III lidze, skoro ma zaległości wobec graczy?
Licencje na III ligę przyznają okręgowe związki, w tym przypadku Podkarpacki OZPN. Bez porządku w finansach nie ma szans przystąpić do rozgrywek, jak to więc możliwe, że JKS, który ma zobowiązania wobec byłych zawodników, przystąpił do rozgrywek? Odpowiada Kamil Hajduk z komisji licencyjnej ds. licencji kllubowych:
– JKS Jarosław ma układ ratalny spłat wobec Urzędu Skarbowego i ZUS, co jest dopuszczalne. W maju spełniał wszystkie wymogi, a co do zaległości wobec zawodników, powiem szczerze, oczywiście coś słyszałem zakulisowo, ale nie przedstawiono mi na papierze żadnej konkretnej informacji, żadnego dokumentu, nie zgłosił się też żaden zawodnik. Klub podpisuje oświadczenie, a później żaden podmiot nie wykazał, że coś jest nie tak, więc nie było podstaw by nie dać licencji, choćby z nadzorem. Jeśli zaległości wobec piłkarzy wynikają wobec umów nie będących kontraktami o profesjonalnym uprawianiu sportu, to też nie jest to wiążące i rozpatrywane przez związek piłkarski. Z doświadczenia wiem, że często kluby podpisują umowy o amatorskie uprawianie piłki nożnej, a to umowa cywilna.
Rozliczenie premii też jest konieczne?
Premie wchodzą w rachubę licencyjną, ale podkreślam: nie mieliśmy żadnego zarzutu, że nie zostały wypłacone. Jeśli natomiast w toku prowadzonych przez zawodników spraw sądowych udokumentowane zostaną zaniedbania, klub na pewno czekają sankcje.
– Chcieliśmy to zgłosić, ale było za późno. Powiedziano nam, że już zostały licencje przyznane i trzeba spróbować w zimie, wtedy znowu będzie rozpatrywana. Cały czas to załatwiamy i na zimę przygotujemy dokumenty.
***
Pan Rogala nie miał ochoty rozmawiać drogą telefoniczną. Pan Głowa nie odbierał telefonu. Być może piłkarze mają do pana Bartłomieja Kuda rozliczne zarzuty, ale ja muszę zaznaczyć, że przynajmniej podjął rękawicę i miał odwagę rozmawiać.
Dziwi pana opinia, że JKS Jarosław jest zarządzany kabaretowo?
Dziwi. Na pewno tak nie jest.
Dlaczego wałowanie boiska i strzyżenie trawy odbywało się podczas treningów?
Jeśli chodzi o strzyżenie, fakt, miało miejsce dwa razy, ale z tego względu, że po prostu pozwalała na to pogoda, poza tym zajęło tylko pół godziny. Było wcześniej skoszone 75% murawy, gospodarz chciał dokończyć. Trener też mógł opóźnić trening o 15 minut i nie byłoby zamieszania. Jeśli chodzi o wałowanie, jesteśmy uzależnieni od wynajęcia traktora, gdyż jako trzecioligowy klub nie mamy własnego.
Czy woda przeznaczona dla zawodników była kranówką?
To jest pomówienie i oszczerstwo. Chłopaki mieli zapewnioną wodę na treningi, była to woda kupowana w sezonie tzw. pozawakacyjnym w Biedronce, a w sezonie wakacyjnym, miesiące ciepłe, mamy podpisaną umowę odnośnie dostarczenia wody przez sponsora.
Jak było z routerem Canal+, który zaginął po zimie i trzeba go było wykupić za whisky?
To był router pana Andrzeja Łukaszczuka, którego dobra wola sprawiała, że chłopaki nie musieli płacić za niego rachunków. W zamian w podzięce z własnej nieprzymuszonej woli kupili butelkę whisky. Nie jest to chyba przestępstwo.
Usłyszałem, że router działał całą jesień, a gdy przyjechali po zimie, nie było go i musieli wykupić butelką.
Nie do końca tak było. I zaznaczam, to był pełen pakiet Canalu+ w granicach stu złotych miesięcznie, jednarazowo wydać 50-70 złotych na whisky to taka wielka sprawa za to? Poza tym czy zachowaniem profesjonalnego zawodnika, za jakich się uważali, było oddawanie moczu z drugiego piętra na wyniesione na taras sofy? Medal ma zawsze dwie strony. Ja podchodzę do tego na chłodno. Nikt tu nie pracuje zawodowo. Każdy wykonuje swoją pracę sumiennie, staramy się najlepiej jak możemy, obowiązki służbowe nie zawsze pozwalają w pełni poświęcić się klubowi i stąd rodzą sie niedociągnięcia. Są kluby, które mają aspiracje grać w II, I lidze, niech chłopaki tam szukają zatrudnienia.
Zdjęcia nadesłane przez pana Kuda. Odpowiedź piłkarzy: “tylko rysunki nasze, do tego się przyznajemy. Szuflada to jaja, tam cały dom się sypał, tak samo elewacja, która jednemu z nas prawie na samochód spadła”
Czym pan się zajmuje na co dzień?
Jest to moja prywatna sprawa. Pracuję w jednej z jednostek mundurowych.
Kim w klubie jest pan Andrzej Łukaszczuk?
Kierownikiem do spraw bezpieczeństwa.
Największym problemem są naturalnie zaległości finansowe.
Zaległości sięgają dwóch miesięcy i wobec nikogo nie przekraczają dziesięciu tysięcy złotych. Wliczając zaległe premie, które są wypłacane w zależności od kondycji finansowej klubu. Wyjątkiem jest pan Marcin Świech, ale sprawa z nim zakończy się najprawdopodobniej w sądzie, bo doznał kontuzji na zawodach uczelnianych. My jako klub półamatorski odpowiadamy za kontuzję na meczu i treningu, ale tu zawodnik doznaje kontuzji na zawodach uczelnianych, a był informowany, że w takim przypadku istnieje możliwość rozwiązania z winy zawodnika. Daliśmy mu też szansę, bo trzy miesiące siedział w domu, potem wrócił do nas trenować. W jego przypadku zaległość wynosi trzy miesiące, u pozostałych to dwa miesiące. Dwa miesiące, kiedy zaczęły się notoryczne i powtarzające się libacje alkoholowe. Do tej pory razem z prezesem chodzimy do burmistrza i tłumaczymy się za te wybryki.
Zadzwoniłem do Marcina Świecha z prośbą o wyjaśnienie sytuacji. Odpowiedź: – Prawda, że doznałem kontuzji na zawodach uczelnianych. Ale miałem też pozwolenie na wyjazd od trenera, tak jak inny zawodnik w tym czasie. Jechałem na nie ze względu na to, ze miałem szansę na stypendium. W klubie już nie płacili, trener rozumiał, że szukam jakiegoś sposobu na dorobienie i zwolnił mnie na ten wyjazd w obecności całej drużyny. Zaległości mam za pół roku i wszystkie premie niewypłacone – ponad dwanaście tysięcy złotych. Później chcieli się dogadać, że wypłacą mi za okres trwania kontuzji po tysiąc złotych, ale się nie zgodziłem. Wspomniane stypendium otrzymałem – na szczęście, bo od klubu nie dostałem ani grosza. Od momentu doznania kontuzji usłyszałem, że pensje mi się nie należą. Leczyłem się na własną rękę 2.5 miesiąca.
Co tydzień, co dwa tygodnie. Stąd mogę domniemywać dlaczego na finiszu przegraliśmy prawie wszystkie mecze.
Podobno nie płaciliście składek lekarskich.
Jeżeli chodzi o składki lekarskie mamy wykupione ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków, chłopaki mieli zapewnioną opiekę medyczną, rehabilitację. Gdy pan Bartek Daszyk doznał kontuzji, leczył się na własną rękę, ale potem wysłał faktury, wszystko zostało wyrównane.
Smutne, że wasi zawodnicy musieli pożyczać na jedzenie.
Mieli zagwarantowane wyżywienie w restauracji “Słowik”, gdzie serwowano typowe obiady domowe. Chłopakom nie pasowało menu.
Podobno były problemy z wydawaniem, bo obiady nie zawsze opłacano, co też było powodem przeniesienia się do “Słowika”.
Tak, to prawda, obiady zostały przeniesione do “Słowika” z baru “Europejskie klimaty” ze względu na koszty. Żyjemy w trzeciej lidze, nie jesteśmy hegemonem finansowym, opieramy się na budżecie urzędu miasta, nie mamy sponsorów i szukamy oszczędności gdzie możemy. Na pewno jednak nie zostali pozbawieni z dnia na dzień wyżywienia, zapisy w kontraktach gwarantujące mieszkanie i wyżywienie zostały spełnione. Realia bywają trudne, jesteśmy klubem półzawodowym, poza pierwszą drużyną mamy sześć młodzieżowych, z których każda gra w lidze podkarpackiej, a nie okręgowej.
Obawiacie się spraw sądowych?
Nie, w żaden sposób. Jesteśmy w kontakcie z naszym opiekunem prawnym. Wszystkie zaległości zostaną uregulowane, choć ciężko mi powiedzieć, czy w tym roku czy na początku przyszłego. Większość zawodników jest w nowych klubach i życzę im powodzenia. Chciałbym podkreślić, że żaden kontrakt w JKS-ie nie został rozwiązany z winy klubu. Otwieram natomiast 90minut, czytam: Jakub Arak, kontrakt z Ruchem rozwiązany z winy klubu.
Czy dom, który piłkarze zostawili w takim a nie innym stanie, miał wcześniej przeprowadzony spis mienia, kosztorys itd, a co zostało podczas odebrania domu porównane?
Miał spis mienia, zostało to przeprowadzone przez biuro pośrednictwa wynajmu. Mam na to dokumenty. Po powrocie właścicielki, która na stałe mieszka we Francji, wyliczyła straty na kwotę dziesięciu tysięcy złotych, o czym poinformowała cały ratusz, burmistrza, zastępcę burmistrza. Stąd nasze wizyty w ratuszu w celu wyjaśnienia sprawy.
Dlaczego skoro nie boją się państwo żadnych spraw sądowych, to od wczoraj telefon piłkarzy rozdzwonił się z prośbą o dogadanie się?
Ja dzwoniłem jeden raz, Maciej Głowa jeden raz, po czym tak samo jak i Maciej wysłaliśmy smsy. Ja w celu jakby dowiedzenia się nru przedstawiciela prawnego, a co do smsa, który wysłał pan Maciej, oto jego treść:
“Cześć. Możesz rozmawiać i możesz zadzwonić? Chciałbym to jakoś rozwiązać polubownie – te wszystkie nasze sprawy – i raz na zawsze zamknąć temat. Myślę, że jakoś się dogadamy. Oczywiście poprzez Waszą i naszą kancelarię, aby miało to podstawy i ramy prawne”.
Był to pierwszy kontakt pana Macieja Głowy z zainteresowanym od czterech miesięcy, czyli od ostatniego meczu ligowego. Gdy piłkarz chciał rozliczyć się ze sprzętu i przyjechać z Krakowa do Jarosławia, pan Maciej w ogóle nie odbierał, ani od niego, ani od jego menadżera. Piłkarze byli w szoku, że pan Głowa potrafi sam z siebie zadzwonić.
Tu sms pana Bartka:
Chłopaki kontrują, że dwa miesiące zaległości to nawet nie jest średnia, a każdy z nich czeka na ponad 10 tysięcy złotych.
– U burmistrza się tłumaczyli, że zniszczyliśmy dom i dlatego są zaległości. Ja nie mieszkałem w domu, a też nie dostałem pieniędzy. Zasłaniają się mieszkaniem, które ani nie było na nas, ani nie był sporządzony żaden kosztorys i wycena rzeczy. Tak samo nikt nie przyjechał odebrać tego mieszkania, spisać protokołu. Mogli po naszym wyjeździe zrobić w domu wszystko. Miał do niego klucze każdy.
– Zrobiliśmy w domu dwie imprezy, wkupne i zakończenie. Tam przesadziliśmy, to trzeba przyznać. Ale dostaliśmy zgodę od trenera, żeby wtedy trochę poluzować, wszystko było konsultowane. Mieliśmy takie relacje z trenerem, że balibyśmy się zrobić coś bez jego wiedzy, był jednym z nas. Ale nie będę niczego wybielał: tak, zaistniała sytuacja z sikaniem miała miejsce, ale nie na sofy, poza tym nie przez nas, którzy zgłosili pozwy do sądu, zapewniam. Jedyne co ,,zniszczyliśmy” to ścianę, gdzie każdy namalował swoją osobę – widać jak wychodzę po schodach na wprost Ale każda nie większą niż dłoń, co nie zmiana faktu ze została zniszczona całą ściana. I za nią mogę zapłacić za ani jedna rzecz więcej.
Powyższy film nagrany został 18 czerwca przez kolegę, który z nami mieszkał i któremu zalegają jedną pensję – był w klubie jakieś 5 miesięcy. Jeśli trzeba może potwierdzić jaki był stan całego domu po naszym wyjeździe i w jakich warunkach mieszkaliśmy.
– Jeśli gość nazywa imprezą to, że na Ligę Mistrzów jechała pizza i piwo, to nie wie o czym mówi. Nikt nie mówi, że nie piliśmy w ogóle piwa, ale te butelki były chyba z trzech lat wstecz, więc nie popadajmy w paranoję. Każdy z nas marzy o większej piłce. Jeśli jakikolwiek alkohol był, to tylko wtedy, kiedy było daleko do meczu.
– Zrobiliśmy dwie imprezy, gdy nie płacili po kilka miesięcy, nie mieliśmy ZUS-u, lecieli w ch..a cały rok. I oni nam to wyciągają? Śmieszne.
– Zarzucają brak płacenia zaległości na rzekomy stan mieszkania, a sami weszli tam w czerwcu. Zaległości były od zimy.
– Oskarżają nas o zniszczenie mieszkania, w którym nic się nie dało zniszczyć, a taka szafa rozpadała się sama ze starości. Oskarżali nas o kradzież piłek, które poginęły na treningu. A po cholerę mi stara rozkopana piłka? Ostatecznie na koniec sezonu trenowaliśmy sześcioma. Później, gdy już nas nie było, jakoś cudownie znalazł się kolejny worek piłek, które były gdzieś schowane przez gospodarza. Dowiedzieliśmy się tego od kolegi, który w lipcu podjął treningi. Został wysłany po piłki, a tam brudne, rozkopane, ewidentnie te same, którymi ćwiczyliśmy. Z 6 zrobiło się 18.
***
Jeśli chodzi o dziesięć tysięcy szkód, to widzę tylko jedno wytłumaczenie uzasadniające kwotę – meble muszą być tak stare, że nabrały statusu zabytku. Nie kupuję też argumentów o wielkim imprezowaniu zawodników. Jeśli działacz, strona w tym sporze, mówi, że w końcówce sezonu, gdy już dawno się utrzymali, i gdy od kilku miesięcy nie dostawali pieniędzy, chłopaki imprezowali z rażącą częstotliwością “co tydzień lub dwa”, to wybaczcie, nie brzmi to jakoś skrajnie.
Skrajnie brzmią natomiast historie o zastraszeniach. Nie wiem ile w nich prawdy, ale pan Andrzej, szef ochrony, otwarcie popierający zastraszenie zawodników, daje do myślenia. Dla samych kibiców JKS, którzy tak fanatycznie wspierali klub, będzie pewnie niemałym szokiem, że szefostwo, ludzie ich środowiska, sami hamowali piłkarzy, by ci nie ważyli się zrobić awansu.
A dla mnie najistotniejszy jest fakt, że drugi raz w ostatnich tygodniach zgłaszają się do mnie trzecioligowi gracze, i tak samo jak w Drwęcy jestem przekonany, że kluczową kwestią nie jest tutaj brak pieniędzy, ale brak szacunku.
Wierzę, że w JKS-ie Jarosław brakowało kasy, ale nie sądzę, by to ich brakowało najbardziej.
Leszek Milewski