Reklama

Kopczyński, Szymański, Sanogo – kto może mieć problem po odejściu Magiery?

redakcja

Autor:redakcja

14 września 2017, 14:16 • 5 min czytania 28 komentarzy

Jacka Magiery nie ma już w Legii, a jego odejście może się okazać szczególnie przykre dla kilku zawodników, w których najbardziej wierzył, na których sukcesywnie stawiał, i nad którymi roztaczał parasol ochronny. Mamy na myśli konkretnie pięciu piłkarzy, którzy teraz będą musieli radzić sobie sami (jak wszyscy pozostali zresztą), ale już bez taryfy ulgowej. Kogo mamy na myśli? No to po kolei:

Kopczyński, Szymański, Sanogo – kto może mieć problem po odejściu Magiery?

Michał Kopczyński

Przez lata był w Legii, ale do zeszłego sezonu nie dostał prawdziwej szansy. Do lipca 2016 roku mógł poszczycić się faktem, że ma tyle samo wywalczonych trofeów, co występów ligowych (po 5), chociaż oczywiście udział w wywalczeniu tych pierwszych był zupełnie symboliczny. Pierwszy postawił na niego Besnik Hasi, ale też nie krył się z faktem, że widzi w nim tylko zmiennika. Odkąd Legia pozyskała Vadisa, Kopczyński zagrał w podstawowym składzie u Albańczyka pięć razy na sześć ligowych spotkań. Tyle że właśnie grał w lidze, bo nie był pierwszym wyborem w najważniejszych meczach, To był czas rotacji, bo priorytety klubu były zupełnie inne. W decydującym dwumeczu o awansie do Ligi Mistrzów z Dundalk, a także na inaugurację fazy grupowej z Borussią Dortmund Kopa usiadł tylko na ławce.

Dopiero u Magiery defensywny pomocnik zaczął grać w najważniejszych spotkaniach. Wystąpił od początku w domowych meczach z Realem i Sportingiem, a także na wyjeździe z Borussią. Był podstawowym zawodnikiem w dwumeczu z Ajaksem oraz w zdecydowanej większości spotkań ligowych. Z jednej strony w najważniejszych starciach nie zawodził, z drugiej zawsze miał przynajmniej tak wielu przeciwników co zwolenników. Był pierwszym żołnierzem Magiery, który w stu procentach wypełniał powierzone mu zadania taktyczne oraz – poprzez swoją charakterystykę – pasował do koncepcji byłego już trenera. To zawodnik zadaniowy, który nie w każdym ustawieniu i nie w każdym systemie znajdzie swoje miejsce na boisku. Po zmianie szkoleniowca jego kariera, która po długich latach wyczekiwania wreszcie nabrała tempa, ponownie może znaleźć się na zakręcie.

Krzysztof Mączyński

Reklama

Wielu nie rozumiało, po co Legii – obok Moulina, Jodłowca i Kopczyńskiego – zawodnik o takiej charakterystyce. Po czasie okazało się, że największym zwolennikiem jego transferu był właśnie Jacek Magiera. Środkowy pomocnik niejednokrotnie potrafił pokazać klasę w reprezentacji Polski, ale też w Legii nigdy jeszcze nie zademonstrował znamion wyższej formy. Magiera miał specyficzne spojrzenie na drużynę, cenił piłkarzy zadaniowych – jakim właśnie wydaje się być Mączyński – ale, podobnie jak w przypadku Michała Kopczyńskiego, tego typu piłkarze wcale nie muszą znaleźć uznania w oczach nowego szkoleniowca. Jedno wydaje się pewne – największy zwolennik sprowadzenia Mączyńskiego do Warszawy właśnie pożegnał się z klubem.

Kasper Hamalainen

Kiedy przechodził do Legii w szczycie formy, trafił na Stanisława Czerczesowa, u którego kompletnie sobie nie poradził (w czym oczywiście nie pomogły mu urazy). Siłowy styl narzucony przez Rosjanina był zupełnie nie po drodze fińskiemu pomocnikowi. U Hasiego Kasper również był tylko rezerwowym, który w najważniejszych meczach najczęściej nawet nie pojawiał się na boisku. Dopiero u Magiery rola Hamalainena nabrała na znaczeniu. W zeszłym sezonie nie był co prawda graczem pierwszej jedenastki, ale też dostawał mnóstwo szans – wystąpił w 24 na 27 meczów ligowych pod wodzą Magiery. No i odwdzięczył się sześcioma golami i czterema asystami, w tym dwoma kluczowymi trafieniami z Lechem. W nowym sezonie Hamalainen był najbliżej pierwszego składu odkąd trafił do Legii. Zdążył zaliczyć 8 spotkań w pierwszym składzie, w tym te dwa najważniejsze wyjazdy – w Astanie i w Tyraspolu. Po pierwsze jednak, nie były to oczywiście dobre występy, a po drugie, teraz przyjdzie mu współpracować z kolejnym szkoleniowcem o twardej ręce. A epizody u Hasiego i Czerczesowa wskazują, że wcale nie musi to być z korzyścią dla Fina.

Sebastian Szymański

Syn trenera Magiery. Wszyscy mamy w pamięci scenę, kiedy po swoim debiutanckim golu w Lubinie utonął w objęciach dumnego szkoleniowca. Rzecz jasna Szymański swoimi dotychczasowymi występami z pewnością się broni, bo udało mu się pokazać niemały potencjał. Co więcej, kto jak kto, ale Romeo Jozak akurat z prowadzeniem młodzieży nie powinien mieć kłopotów. Sęk w tym, że Szymański raczej nie będzie mógł dalej liczyć na indywidualny tok wprowadzania do zespołu i na ten cały parasol ochronny, jaki roztaczał nad nim Magiera. Znamienne też, że były już szkoleniowiec Legii wystrzegał się rzucania Sebastiana na głęboką wodę i nawet, kiedy aż prosiło się o szansę dla niego od pierwszych minut, ostrożnie wprowadzał go z ławki. Jozak może nie wykazywać się w tym konkretnym przypadku aż tak szczególną cierpliwością, a już na pewno nie będzie miał powodów, by traktować Szymańskiego inaczej niż pozostałych młodych. Innymi słowy, przed ofensywnym pomocnikiem prawdziwy egzamin dojrzałości.

Vamara Sanogo

Reklama

Jak to w ogóle możliwe, że napastnik, który grał tylko w drużynach młodzieżowych Metz (gdzie zresztą zdążył się skłócić z działaczami), następnie nie grał przez 2,5 roku (poza 6. ligą angielską), a potem zaliczył jedną udaną rundę w polskiej I lidze trafił do Legii? Odpowiedź jest prosta – w Sosnowcu prowadził go Magiera, który dostrzegł w nim potencjał i niejako stał się patronem tego transferu. Dziś Sanogo ponownie jest w Sosnowcu, tym razem w ramach wypożyczenia, wczoraj strzelił nawet swojego pierwszego gola w sezonie z rzutu karnego. Ale perspektywa powrotu oraz kontynuowania kariery w Legii właśnie mocno się oddaliła. Przyszedł bowiem człowiek, który zupełnie go nie zna, i który może zakrztusić się ze śmiechu czytając jego piłkarskie CV. Jedyna szansa, że Romeo Jozak – który także jest debiutantem, tyle że na stołku trenerskim – będzie miał dużo wyrozumiałości dla podobnych przypadków u piłkarzy.

* * *
Cała piątka właśnie straciła człowieka, który w każdego z osobna wierzył. Rzecz jasna wszyscy wciąż mogą się obronić na treningach i na boisku, czego im zresztą życzymy, ale też fakty są takie, że parasol ochronny właśnie został połamany i wyrzucony na śmietnik.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

28 komentarzy

Loading...