Bezmyślny atak Sadio Mane na Edersona podczas meczu Liverpoolu z City był głównym, piłkarskim tematem weekendu w Anglii. Głosy broniące zawodnika zostały przekrzyczane przez krytyków i nic dziwnego, bo to prawda, że Mane chciał trafić w piłkę, ale korki uniósł zdecydowanie za wysoko, czego efektem było zszywanie twarzy bramkarza City. Dziś zapadła decyzja, że Senegalczyk zostanie ukarany absencją w trzech meczach.
Chodzi o spotkania z Burnley w lidze oraz z Leicester w lidze i Pucharze Ligi Angielskiej. Tragedii nie ma, bo w praktyce to tylko 11 dni pauzy, ale Liverpool i tak zamierza się od tego odwołać. W końcu to najlepszy piłkarz sierpnia, więc jego brak byłby sporym osłabieniem. Na obronę Mane działają jego słowa, że żałuje tego co zrobił, jest mu cholernie przykro i modli się za Edersona, żeby jak najszybciej wrócił do gry.
I faktycznie – może nie do gry, ale do treningów już udało się wrócić. O ile na początku, gdy Ederson padł i długo leżał na murawie, obawiano się bardzo poważnej kontuzji, nawet uszkodzenia kręgów szyjnych, o tyle szybko wyjaśniło się, że bramkarz dojdzie do siebie w miarę szybko. Wrócił w drugiej połowie meczu na trybuny, dostał owację od trybun i jasne stało się, że nie doszło do żadnej tragedii. Choć rozcięta twarz (wrzucamy dla tych, którzy nie widzieli) zszyta ośmioma szwami to nic przyjemnego.
Ale całe szczęście Ederson wrócił dziś do treningów, przypominając Petra Cecha, bo także musi korzystać ze specjalnego kasku ochronnego. I z jasnym przekazem wysłanym do kibiców: “if I can continue I will not stop”. Cieszy nas, że po 1) najdroższy bramkarz w historii wraca już na boisko i będzie mógł udowodnić swoją wartość, po 2) że Mane potrafił się odpowiednio zachować po swoim idiotycznym faulu. Bo, co pokazał pewien piłkarz ligi okręgowej, o czym pisaliśmy wczoraj, klasę albo się ma albo nie. Kupla nie miał ani piłkarskiej ani pod względem zachowania, a Mane ma obie – i za to brawa.