Pierwsza liga: Zawisza idzie po swoje, Araszkiewicz jedzie po swoich piłkarzach

redakcja

Autor:redakcja

05 sierpnia 2012, 19:41 • 3 min czytania

Jeśli dla kogoś ostatnie tygodnie były nadzwyczaj przyjemne i spokojne, to ten czas albo właśnie minął, albo za chwilę minie. Koniec emocjonowania się wysokim poziomem Euro, koniec spędzania weekendów bez telewizora. Na boiska wracają nasi wyjątkowi, oryginalni i jedyni w swoim rodzaju panowie piłkarze – ci z ekstraklasy za dwa tygodnie, ci z pierwszej ligi w ten weekend.
Na dzień dobry bydgoski Manchester City Zawisza potwierdza, że tym razem na drodze do ekstraklasy nie powinno stanąć już nic, że kadrowo to najsilniejszy w tych rozgrywkach zespół. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. فatwo przyszło, łatwo poszło. Trener Sandecji, Jarosław Araszkiewicz tradycyjnie indywidualnie nikogo obwiniać nie zamierza, a po chwili mówi: – Przy karnym staliśmy i patrzyliśmy, co przeciwnik zrobi. Trzeci gol to samobój, a czwarty to, co mój zawodnik (Kamil Szymura) zrobił… Takich rzeczy nie robi się nawet w B-klasie, bo tam trzeba grać w piłkę! Przy piątym, jak Kowalski wybijał piłkę, to trafił rywala w plecy i ten był zaraz sam na sam.

Pierwsza liga: Zawisza idzie po swoje, Araszkiewicz jedzie po swoich piłkarzach
Reklama

Niby żartował, że w następnym meczu lepiej będzie postawić autobus między słupkami, ale… Po samym Araszkiewiczu, który dostał wpierdol 0:5 przed własną publicznością, spodziewaliśmy się odrobinę więcej. Choćby takiej reakcji, jak kilka miesięcy temu:

Reklama

Pięć razy piłkę z siatki wyjmował więc Marcin Cabaj, który po raz kolejny „odrobinę” przeliczył się ze swoimi zapowiedziami. Już zimą miał jechać do norweskiego Aalesund, a wylądował w Bytomiu. Po sezonie, jak sam dumnie opowiadał, miał przechodzić do duńskiego Viborgu, ale tak jakoś wyszło, że… zameldował się w Nowym Sączu.

Jeden z goli dla Zawiszy to samobój. Co ciekawe, w aż trzech z siedmiu spotkań pierwszej kolejki piłkarze strzelali do własnej bramki i czasem można było odnieść wrażenie, że robią to celowo. W meczu Arki z Wartą Mójta podawał do Radlińskiego, który uciekł z bramki, a jak zobaczył, że piłka leci obok, to jeszcze próbował ją skierować w odpowiednią stronę (do bramki). A kilka minut później i tak napastników wyręczył Bartczak. Identycznie było w Katowicach, kiedy فKS-owi brakowało napastnika, więc akcję zamknął Farkas. Cała trójka zasłużyła od rywali na duże piwo.

Jeśli zaś chodzi o Arkę, to w jej barwach zadebiutował Julien Tadrowski, na którego warto zwrócić uwagę. To 19-letni obrońca, sprowadzony z rezerw francuskiego Lille. – Co prawda nic wielkiego nie pokazał, nie miał ofensywnych rajdów, ale to obiecujący chłopak. Widać, że szkolony był we Francji, ma spore pojęcie o taktyce, dobrze się ustawia. Potrzebuje jednak trochę czasu, żeby przestawić się na polskie granie – mówi Czesław Michniewicz, komentujący to spotkanie w Orange Sport. Ciekawie wyglądał też jego rówieśnik Mateusz Szwoch, po którego akcji padł gol i który podczas występu przed kamerami został oblany przez kolegów z drużyny wodą. Wspomniana dwójka to efekty letniej rewolucji kadrowej, wskutek której z klubu odeszło 15 piłkarzy. Jeśli dopiero wtedy szansę dostawać mają młodzi, to takich roszad życzymy wszystkim.

Demontaż przeszedł również فKS i choć obecna drużyna to zupełnie przypadkowa zbieranina, która zgodziła się grać za mniej niż pięć tysięcy złotych, trener Chojnacki przekonuje: atutem będzie zespołowość. I jego piłkarze dopóki mieli siły, dopóty grali w Katowicach nieźle, wygrali, ale… W doliczonym czasie gry ewidentnego (!) faulu w polu karnym nie zauważył sędzia. Piłkarze GKS mają pełne prawo być wściekli, nie po to ciężko pracowali przez kilka tygodni, żeby na dzień dobry zostali oszukani.

PT

Arka – Warta 2:0

Flota – Olimpia 1:0

Miedź – Bogdanka 2:0

Stomil – Dolcan 1:2

Najnowsze

Inne kraje

FC Porto w ćwierćfinale Pucharu Portugalii. Bednarek starł się z sędzią

Braian Wilma
0
FC Porto w ćwierćfinale Pucharu Portugalii. Bednarek starł się z sędzią
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama