Początek września dla wszystkich znaczy co innego, ale przeważnie nie kojarzy się z niczym dobrym. I jest to reguła uniwersalna, dotycząca tak samo nas Polaków, jak i chociażby Wyspiarzy. Dzisiaj więc – niejako na pocieszenie – przypomnimy historię, która tym drugim powinna się bardzo dobrze kojarzyć.
Theo Walcott miał być człowiekiem, dzięki któremu Anglicy po wielu latach posuchy zdobędą coś zarówno na arenie europejskiej, jak i światowej. Pomimo braku szeroko pojętej tężyzny fizycznej, postrzegano go jak drugiego Thierry’ego Henry’ego. Już wcześniej został rzucony na cholernie głęboką wodę, gdy Eriksson dał mu powołanie na niemiecki mundial. Wyobraźcie sobie taką sytuacją – wracacie do domu po próbnym gimnazjalnym teście i dostajecie wiadomość, że rok szkolny będziecie mieli nieco krótszy od reszty, bo jedziecie na mega prestiżową imprezę do Niemiec. Nawet sam Theo nie próbował nawet udawać, że to dla niego nie było to ogromne zaskoczenie.
„Nie zagrałem nawet w jednym meczu Premier League, a nagle zostałem otoczony przez klasowych zawodników. Zadałem sobie wówczas pytanie, czy na pewno na coś takiego zasłużyłem. Musiałem sobie z tym poradzić. Zdobyłem w Niemczech sporo doświadczenia, a przed turniejem udało mi się zagrać w białej koszulce. Bycie w jednej grupie z taki piłkarzami pozwala ci się od nich uczyć, ale to było dla mnie za wcześnie”.
Wszyscy opowiadali, że Theo jest przyszłością, więc ta przyszłość musiała kiedyś przyjść. W końcu 10 września 2008 roku Walcott zrobił coś, co spowodowało, że jego wartość obecnie wynosiłaby jakieś 300 milionów euro. 19-latek, obdarzony jeszcze większym zaufaniem przez Fabio Capello, wybiegł na boisko w meczu z Chorwatami i rozpieprzył system. Rekordy, które wówczas pobił można było wyliczać na palcach obu rąk.
Walcottowi udało się strzelić 3 gole, przez co został najmłodszym strzelcem hat-tricka w reprezentacji Anglii oraz najmłodszym strzelcem w eliminacjach do mistrzostw świata. Prawdziwą wisienką na torcie okazało się ostatnie trafienie Anglika. Wayne Rooney wypuścił go, a Theo wykorzystał swoją nadzwyczajną szybkość i wpakował piłkę do siatki Chorwatów. Zobaczcie zresztą sami: