Czy można wyobrazić sobie lepszą wizytówkę niż właśnie takie słowa z ust samego George’a Besta? Ba! Irlandczyk nie krył się nawet z opinią, że czarnoskóry zawodnik był lepszy od Diego Maradony. Naszym zdaniem to lekka przesada, natomiast faktem jest, że Ruud Gullit to także piłkarz wybitny. Samego Holendra nie da się nie lubić – jest naprawdę inteligentny, ciągle uśmiechnięty. Ta bardzo pozytywna osoba kończy dzisiaj 55 lat.
Gullit to piłkarz kompletny, prawie taki jak Michał Masłowski. Mimo że od najmłodszych lat marzył o rozgrywaniu piłki do kolegów, nigdy nie miał problemów ze zdobywaniem bramek. Rozwijał się stopniowo, ale jego kariera ruszyła jak Usain Bolt dopiero po przenosinach do Rotterdamu, gdzie mógł jeszcze bardziej eksponować swoje snajperskie zdolności – w końcu Ruud trafił w Feyenoordzie na końcówkę piłkarskiego życia Johana Cruyffa.
Po Feyenoordzie było PSV, a po Eindhoven – Mediolan. Silvio Berlusconi wyłożył naprawdę spore pieniądze jak na lata 80. Na stole zarządu holenderskiego zespołu pojawiło się 6 milionów funtów, wówczas oferta nie do odrzucenia. Właściciel ekipy ze stolicy Lombardii tamtego lata zaszalał na rynku i do fantastycznej pary stoperów – Paolo Maldiniego i Franco Baresiego – dołączyło nowe, holenderskie trio, które w niespełna rok zawładnęło nie tylko półwyspem apenińskim, ale również i piłkarską Europą. Mistrzostwo Włoch, Liga Mistrzów i rozjeżdżanie w niej wszystkich rywal jak leci… Prawdziwą truskawką na torcie była jednak odebrana przez Holendra w styczniu 1988 roku Złota Piłka.
W następnym roku już nie było tak perfekcyjnie. Co prawda drużyna „Rossonerich” obroniła Ligę Mistrzów dzięki trafieniu jednego z członków wspomnianego holenderskiego tria – Franka Rijkaarda – natomiast w lidze wypadli o wiele słabiej. Nic dziwnego, skoro główne ogniwo wybitnej maszyny do wygrywania Sacchiego zostało wyeliminowane już na samym starcie zmagań. Gullit, który po wygraniu Mistrzostwa Europy z kadrą „Oranje” wrócił do treningów, niemal momentalnie trafił pod skalpel. Uraz więzadeł krzyżowych okazał się na tyle poważny, że „Tulipano Nero” w sezonie, który miał potwierdzić dominację na starym kontynencie Milanu, rozegrał jedynie dwa spotkania w koszulce ekipy z San Siro.
Sam Gullit dla Milanu był jedną z najważniejszych postaci w historii klubu (choć do Maldiniego i Baresiego mu jeszcze trochę brakuje). Po odejściu z Włoch, Holender trafił w ręce Glenna Hoddle’a, po którego odejściu legendarny zawodnik został grającym trenerem Chelsea.
Nie znajdziemy ani jednego pomocnika, który przypominałby nam Ruuda Gullita po zawieszeniu butów na kołku przez Holendra. Maszyna ze świetnym strzałem, grająca głową jak niejeden rasowy napastnik, z petardą w nogach – taki zawodnik to skarb. Mało jest na świecie zawodników, którzy wygrałby mecze w pojedynkę. Gullit wygrywał.