Pracownicy kierownictwa Al Jazeery myślą o mieszkaniach w Warszawie

redakcja

Autor:redakcja

29 czerwca 2012, 17:08 • 8 min czytania

Większość kibiców młodego pokolenia ma prawo go nie kojarzyć. Przez całą karierę był jedynie solidnym zawodnikiem. Dwunastokrotnym reprezentantem Polski, który dłużej pograł w Lechu, chwilę w Bundeslidze, chwilę w Widzewie i Legii, a następnie na parę lat zniknął ze sceny. Ostatnio okazjonalnie występował w telewizji w roli eksperta, bez większego poklasku zajmował się menedżerką, a… na czas Euro dostał tyle intratną, co niespodziewaną ofertę. Od katarskiej Al Jazeery. Paweł Wojtala w rozmowie z Weszło.
Paweł Wojtala jest jednym z wygranych tego Euro?
Czy ja wiem… No, cieszę się – Al Jazeera Sport, wszystkie kraje arabskie, miliony widzów… Nie wiem, czy te miliony oglądają akurat te programy, w których ja uczestniczę, ale to na pewno sympatyczna przygoda i ciekawe doświadczenie.

Pracownicy kierownictwa Al Jazeery myślą o mieszkaniach w Warszawie
Reklama

Dwa proste pytania – dlaczego Al Jazeera i dlaczego Paweł Wojtala?
Nie byłem pierwszym wyborem. Trafiłem tu z polecenia Andrzeja Juskowiaka, który nie mógł podjąć tej pracy, bo był już dogadany z TVP. Polecił mnie, pierwszego czerwca dostałem telefon z pytaniem, czy miałbym czas i dwa dni później wystąpiłem w pierwszym wieczornym programie przed Euro poświęconym stadionom w Polsce. Półtorej godziny – prowadzący, trójka gości. Potem te programy leciały praktycznie codziennie aż do mistrzostw. Na początku było to dla mnie trochę stresujące, bo jednak taki kanał to dla nas egzotyka.

W jakim języku i jak często pan występował?
Zdecydowanie najczęściej po polsku, ale też po angielsku i niemiecku. Wszystko jest symultanicznie tłumaczone. Ciężka praca, bo program leci na żywo. Występowałem jedynie w studiu, bo podczas meczów nie ma takiego eksperta-współkomentatora jak w Polsce. Miałem zostać w Al Jazeerze, dopóki grała nasza reprezentacja. Ale odpadła i nadal jestem, bo pojawiają się dodatkowe programy i wejścia.

Reklama

Skromnie się pan wypowiada, a Al Jazeera ma gigantyczną liczbę telewidzów – kilkaset milionów osób.
W Polsce niewiele się o tym mówi, bo przekaz nie idzie na Europę, ale na kraje arabskie i Afrykę Północną. Zapłacili grube miliony za prawa do transmisji… Za ekskluzywne prawa – trzeba dodać, bo jakby się uparli, to nie wiem, czy do szatni nie mogliby wchodzić.

Świat arabski tak będzie odbierał Polskę, jak wy ją pokażecie. Spora odpowiedzialność.
Pracownicy Al Jazeery są bardzo pozytywnie zaskoczeni Polską, bo nie tak ją sobie wyobrażali. W zasadzie nie mieli żadnego wyobrażenia o naszym kraju. Jednym z tematów był dla nich wywiad z naszym premierem, w którym nie zabrakło trudnych pytań o organizację. Al Jazeera nie pokazała, że wszystko jest u nas ładne i przyjemne, nie było upiększania, ale nie było też tendencyjnych materiałów w stylu BBC, o rasizmie nawet nie wspomnieli. Profesjonalizm i obiektywizm. Pokazali Polskę rzeczywistą. Wiele rzeczy nie zostało dokończonych, ale mimo tych wszystkich niedoróbek, wypadliśmy naprawdę dobrze. Jak sobie przypomnę, co było pięć lat temu, kiedy przyznawano nam mistrzostwa… MUSIMY na to spojrzeć pozytywnie. Zrobiliśmy nie krok, ale skok do przodu.

Zachód wie, że jesteśmy na wschodzie Unii Europejskiej, ale kraje arabskie? Zrobili masę reportaży z różnych miejsc, nie tylko ze stadionów. Pierwsze zrealizowali na sto dni przed Euro, gdy odwiedzili wszystkie miasta-gospodarzy, potem skupiali się też na innych miejscach, np. Malborku. Niektórzy z kierownictwa zastanawiają się nawet nad kupnem mieszkania w Warszawie, tak im się tu podoba. Ja mówię, że Euro za chwilę minie i im się odechce, ale Polska bardzo, bardzo im się podoba, czego nie można powiedzieć o Ukrainie. Ukraina to dla nich lotnisko, stadion i powrót do Polski. Pojedynczy reporterzy latają tam dzień przed meczem, a ekipa robiąca mecz i studio leci w południe prywatnym jetem, a po relacji wracają do Warszawy.

Bardzo wielu angielskich lub hiszpańskich dziennikarzy też tak postępuje.
Nie wiem dlaczego – ja tam nie byłem i wypowiadam się za tych, z którymi współpracuję. Na mecz na Ukrainę polecieć, ale żeby dłużej tam przebywać – nie bardzo. Polska natomiast od pierwszych dni turnieju jest traktowana w pełni jako Europa. Pokazują ją w pozytywnym świetle, chociaż program o chuliganach po meczu z Rosją, w którym brałem udział, nie był zbyt przyjemny.

Wystąpił pan w roli adwokata Polski?
Pytali, dlaczego takie rzeczy dzieją się na imprezie takiej rangi. Byli zdziwieni, zaniepokojeni, czy coś takiego już się nie zdarzy. Musiałem wytłumaczyć, że zaszłości historyczne między Polską a Rosją istnieją, ale ludzie nie zwracają na nie takiej uwagi, jak tamta banda, że to tylko grupa ludzi, która źle odczytała te nastroje. A niektórzy z nich nawet nie wiedzieli, jak nasza historia wyglądała, ale podburzyli się całą tą sytuacją. Arabowie zaczęli nas postrzegać po europejsku, a w Europie takie rzeczy, jak przy okazji meczu z Rosją, raczej się nie zdarzają.

A reprezentację Polski jak odebrali?
Ostatnie miejsce było dla nich niespodzianką, bo obok Rosji byliśmy faworytami do awansu. Dało się odczuć, że po odpadnięciu Polski euforia i emocje związane z turniejem bardzo siadły. Czasami wydawało mi się, że po remisie z Rosją zapomnieliśmy, że został jeszcze jeden mecz. „W sumie musimy tylko wygrać i nikt nie będzie nam przeszkadzał”. Eksperci Al Jazeery od początku podkreślali, że Smuda jest odporny na jakąkolwiek krytykę i jej nie znosi. W ostatnich tygodniach atmosfera była sielska, ale po ostatnim meczu pytali mnie, czy trener jest z Warszawy, czy z Krakowa. Odpowiedziałem, że z Krakowa, a oni na to, że niech jedzie tam od razu, bo do Warszawy nie ma co wracać. Ł»ałowali, że odpadliśmy, ale krytyka naszej gry była dość ostra. Bardziej znani eksperci raczej zachowywali jednak dyplomację – Arsene Wenger nie będzie otwarcie wytykał błędów Smudzie, zwrócił tylko uwagę, co musiało się dziać w szatni. Alessandro Altobelli natomiast skupiał się na chwaleniu swojej reprezentacji.

Jak wygląda całe to przedsięwzięcie od strony technicznej? Występował pan jako ekspert Polsatu i Eurosportu, więc ma pan skalę porównawczą. Słyszałem, że macie pięć pięter w Marriotcie na wyłączność.
Może i więcej. Mamy jeszcze „Interconti” i Sobieskiego. Nie wiem, ile dokładnie ludzi przyjechało na turniej, ale jest ich bardzo dużo. Al Jazeera to dwa programy normalne i dwa w HD, ale nie wiem, ile programów kodowanych jest dostępnych w Polsce. Część techniczna i wozy wynajęto od firmy portugalskiej. Piękne studio na części dachu hotelowego. Wszystko robione jest ze sporym rozmachem, ale to zrozumiałe – Katar to główna siedziba stacji i mimo że mają sporo pieniędzy, są one wydawane rozsądnie. Ci wszyscy ludzie są tutaj potrzebni, bo musimy pamiętać, że oni też się chcą pokazać w Europie. To nie przypadek, że zapraszają do współpracy takich gości jak Arsene Wenger, Alessandro Altobelli czy Arrigo Sacchi, który jest głównym ekspertem. No i wiele legend futbolu arabskiego – byli trenerzy, wybitni reprezentanci Algierii czy Emiratów. Na krótko byli też Fabio Capello i Jose Mourinho. Po prostu chcą być najlepsi.

Dla takiej stacji chyba nie ma rzeczy nieosiągalnych.
Ale pamiętajmy, że to inna mentalność. Uczę się przy nich cierpliwości, bo wiele rzeczy się zmienia i jest robionych na ostatnią chwilę. Mają oczywiście plan ramowy, ale telewizja jest dynamiczna i następuje wiele zmian. Ale faktycznie – jak będą coś chcieli osiągnąć, to osiągną. Przeprowadzili wywiady z Platinim, naszą minister sportu. Wszystko ekskluzywne. I w sumie trudno się dziwić, bo my też chcemy się pokazać. Wiemy, że to świat arabski ze złożami, które nas interesują.

Liczy pan na dalszą współpracę z Al Jazeerą?
Nie zastanawiałem się. Wiadomo, że taki Altobelli ma roczny kontrakt i zajmuje się ligą włoską, to jego główna praca. Dla mnie, jak już wspomniałem, to była sympatyczna przygoda.

Al Jazeera ma prawa do transmitowania praktycznie wszystkiego.
Wszystkie duże imprezy, Liga Mistrzów, Liga Europejska, Liga Światowa w siatkówkę plus kilka lig zagranicznych – francuska, hiszpańska, angielska… Z włoskiej chyba pokazują każdy mecz. Do Bundesligi nie mają ekskluzywnych praw, a częściowe ich nie interesowały.

Złapał pan pana Boga za nogi? Nie ma co ukrywać, że zarobił pan tam gigantyczne pieniądze.
Po pierwsze na razie nic nie zarobiłem, bo jesteśmy dogadani na umowę dżentelmeńską. Ale fakt, to godziwe pieniądze. No i możliwość spotkania tylu ciekawych osób, które sporo osiągnęły w piłce i z którymi w innych okolicznościach nie miałbym możliwości dłużej porozmawiać. Rozmowa z Arrigo Sacchim, chodzenie z Altobellim do restauracji na mecz Włochów.

Było z kim wyjść na imprezę?
Tamci panowie to trochę starsze pokolenie, ale mieliśmy też kilku młodszych ekspertów – Jasona McAteera z Irlandii, byłego kapitana reprezentacji Maroka i paru innych, z którymi zwiedziliśmy Warszawę nocą. Sam nie jestem z Warszawy, ale skorzystałem z porad kolegów i kilka lokali zobaczyliśmy. Oczywiście do białego rana nie balowaliśmy, bo rano trzeba się pojawić w studiu – pełen profesjonalizm (śmiech).

Proszę coś powiedzieć o pana codziennych obowiązkach, bo niewiele ludzi wie, że Paweł Wojtala jest licencjonowanym agentem FIFA.
Dbam i obsługuję chłopaków, których prowadzę od jakiegoś czasu. Nie koncentrowałem się nad kolejnymi nazwiskami, nie rozpycham się i nikogo na siłę nie wyrywam. Skupiam się na tych młodych ludziach, którzy zaczną grać. Poczekam, co z nimi będzie.

Jakieś perełki?
Jest kilku z Młodej Ekstraklasy, ale nie chcę podawać nazwisk, skoro jeszcze nic nie znaczą. Jak coś osiągną, to moje nazwisko samo się przy nich pojawi. Ł»adna to tajemnica. Roberta Lewandowskiego nie mam, ale liczę, że kilku z nich wybije się przynajmniej na poziom ekstraklasowy. To nie jest łatwy interes. Ł»yjemy w czasach, kiedy wszyscy mówią, że menedżer jest „be”, kręci go tylko kasa i zabranie jak największych pieniędzy z klubu. Muszę mieć do tej pracy dystans.

Ta nagonka na menedżerów to typowo polska cecha?
Menedżer reprezentuje interesy zawodnika i – po co się oszukiwać – nie robi tego za darmo. Ł»e klubom to nie pasuje? Nie może im pasować, że ktoś przychodzi i staje mocno po stronie piłkarza. Najnormalniejsza na świecie sprzeczność interesów. Ale nie wiem, czemu w Polsce jest to postrzegane aż tak negatywnie.

Mówi pan o tym wszystkim z olbrzymim spokojem, ale na pewno zastanawia się, gdzie będzie pracował za kilka lat. Dalej w menedżerce i w telewizji?
Wolałbym popracować w klubie, ale na razie takiej pracy nie ma. Nie chciałbym być trenerem. Dyrektorem sportowym? Najpierw wolałbym się sprawdzić w niższej funkcji, np. w roli skauta, ale to wszystko musi być ułożone. Bo czasami mam wrażenie, że polskie kluby organizują skauting dla samej organizacji. A potem się okazuje, że oglądają zawodników, którzy albo są poza zasięgiem finansowym, albo nie do wyjęcia. Robienie dla samego robienia nie do końca mi odpowiada.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama