Szok i niedowierzanie. Jagiellonia Białystok (zespół, który specjalizuje się w strzelaniu bramek w doliczonym czasie) nie wygrała rzutem na taśmę ze Śląskiem Wrocław (zespołem, który specjalizuje się w traceniu bramek w doliczonym czasie). Po wyrównującym golu Śląska postawilibyśmy wiele na to, że najrozsądniejszym wyjściem z zaistniałem sytuacji byłoby pójście na spacer i powrót w okolicach 89. minuty. Dobrze, że z naszymi wizjami się nie obnosiliśmy, bo jeszcze ktoś chciałby się z nami założyć.
Ogólnie dziś to Jagiellonia była zespołem… lepszym? Dużo lepszym? Dużo, dużo lepszym? Prawda leży chyba najbliżej trzeciej opcji, bo białostoczanie co rusz stwarzali pod bramką Śląska jakieś zagrożenie. Podobać mógł się przede wszystkim Pospisil – gość po niemrawym początku zaczął łapać luz i dziś jak nie krążył z piłką przekładając rywali, to próbował takich prostopadłych piłek, że nawet Vassiljev bił brawo przed telewizorem. Graczem meczu wybraliśmy jednak Romanczuka – wszędobylski, przerywał ataki, wyprowadzał ataki, no i je finalizował – to po jego wykończeniu padła pierwsza bramka. Ukrainiec ładnie dokręcił piłkę jaką dostał od Burligi z prawego skrzydła.
Ale zanim doszło do otwarcia wyniku, atakowała głównie Jaga. Najgroźniejszą akcją był sytuacyjny mierzony strzał Sheridana, który przeszedł obok bramki. Oprócz tego próbował Romanczuk (niecelna główka), znów Sheridan (niegroźna główka) i Pospisil (strzał z ostrego kąta obroniony). Śląsk? Nie atakował prawie w ogóle (jeden strzał, zero celnych), ale nawet to nie przeszkodziło Łukaszowi Madejowi powiedzieć w przerwie, że cały czas chce grać w ten sam sposób i oby tak dalej.
Śląsk chyba posłuchał, bo nawet po utracie bramki nie wyglądał na drużynę, która do końca meczu się ogarnie, a gdy już stwarzała sytuacje – wydatnie pomagali w tym rywale. Na przykład wtedy, gdy Runje w polu karnym wręcz wystawił Celebanowi piłkę, ale temu brakło trochę refleksu, by wpakować ją do siatki. Za drugim razem, gdy znów Runje pogubił się na środku boiska i stracił piłkę umożliwiając kontrę, Śląsk zachował sie już po profesorsku. Szybki przechwyt i podanie piłki dalej Cotry, położenie rywala przez Maka i pewna finalizacja, nawet mimo faktu, iż można było próbować wystawiać piłkę koledze do pustaka.
Jaga próbowała zmienić losy meczu, ale z jej prób nic nie wychodziło. Jeszcze przed golem Śląska Pospisil trafił w słupek, później zwodząc przed polem karnym wszystkich, którzy się nawinęli, walnął obok niego. Jeszcze później w słupek trafił głową Grzyb, a gdy już strzał Kwietnia był na dobrej drodze – refleks zachował Wrąbel. Jaga mogła liczyć na kolejne szczęśliwe zrządzenie w tzw. #MamrotTime, ale nic z tego. Nie tym razem.
Jagiellonia póki co piastuje fotel lidera, ale w poniedziałkowym meczu Wisły Kraków z Zagłębiem Lubin (druga i trzecia ekipa) zapewne dojdzie do zmiany na czele stawki.
[event_results 349140]
Fot. 400mm.pl