TELEWIZYJNE SZPAKI: Pięć spraw, które drażnią nas w relacjach z Euro

redakcja

Autor:redakcja

20 czerwca 2012, 11:46 • 5 min czytania

Dawno temu, po którymś z meczów kadry, napisaliśmy, że jest tylko jedna drużyna gorsza od reprezentacji Smudy. To drużyna TVP. Dziś, niestety, proporcje nieco się zachwiały. Kadra Franka zawstydziła nawet brygadę z Woronicza, ale… O publicznej warto podyskutować. Czy tak wyobrażaliśmy sobie relacje z historycznego dla nas turnieju? Cytując Andrzeja Strejlaua (ha!): największego wydarzenia w kraju od czasu Światowego Zjazdu Młodzieży w 1955 roku. Narodowego święta, którym żyje cała Polska. Czy TVP, która już w pierwszym tygodniu pokazywania Euro zarobiła na reklamach 50 milionów złotych, zrobiła wszystko, żeby dać widzowi produkt maksymalnie atrakcyjny?
Nadziei i perspektyw nie było od początku. Po obejrzeniu szesnastu meczów fazy grupowej stwierdzamy, że nie jest… bardzo źle. Na pewno nie tragicznie, ale… TVP w czasie największych żniw wydaje się rozleniwiona. Widać, że wzięła Euro z marszu, używając tych samych środków, którymi dysponowała do tej pory. Nie jest to poziom Cristiano Ronaldo z meczu z Holandią. Raczej bijących głową w mur Hiszpanów z Chorwacją.

TELEWIZYJNE SZPAKI: Pięć spraw, które drażnią nas w relacjach z Euro
Reklama

Jedyny powiew świeżości toprzygarnięty na czas mistrzostw Jacek Laskowski, który w całym zestawie komentatorów jest – bez dwóch zdań – specjalistą najwyższej klasy. Nie przeszkadza w oglądaniu meczu, wprowadza w klimat, tworzy nastrój, a telewidz słuchając jego komentarza czuje, że na ekranie śledzi coś istotnego. Szkoda tylko, że Dariusz Szpakowski (co nie jest żadną niespodzianką) przygarnął go na swoich warunkach, delegując na mecze drugiej kategorii, a samemu spijając śmietankę na wydarzeniach najbardziej prestiżowych.

Co nas drażni…

Reklama

Po pierwsze – festyn na dachu fabryki czekolady.

Jedyny plus, jaki widzimy dla tego przedsięwzięcia, to położenie studia. Świetny widok na Stadion Narodowy, ale reszta… żenada. Kasia Zielińska, Zbigniew Hołdys, Bohdan فazuka, co dzień to lepiej…

Dwa dni po meczu z Czechami siedzi Marek Siudym. Widać, że facet nie ma o piłce bladego pojęcia, ale owinął się szalikiem i opowiada, że „Czesi to silny zespół, bo zagrali dobre spotkanie z Rosją”. Zupełnie na poważnie. Obok niego Waldek ze „Złotopolskich”, czyli Andrzej Nejman, więc Maciej Kurzajewski równie serio zwraca się do niego: – Andrzeju, ty jako piłkarz, bo przecież grasz w reprezentacji Polski artystów, możesz się wypowiedzieć…

Ok, wystarczy, zmieniamy kanał.

Po drugie – śniadaniowe bzdury.

Festiwal ignorancji w programach informacyjnych i telewizji śniadaniowej. Już kilka razy o tym pisaliśmy, nie zamierzamy zjadać własnego ogona, przypominając te same historyjki, ale generalnie króluje wersja Konrada Piaseckiego z RMF-u:

Image and video hosting by TinyPic

Z jednej strony rozumiemy te Bogu ducha winne prezenterki, które ktoś wsadził na wysokiego konia, każąc opowiadać bajki o Euro. Taka potrzeba chwili, ale dostajemy od niej skrętu kiszek… Pytania w stylu minister Muchy: kto wybrał drużyny do tego pucharu? Co się stało, skoro mamy tak wspaniałych i ładnych piłkarzy?

Po trzecie – reporterska „kreatywność”

Narzekaliśmy, że TVP nie wysyła nikogo do Afryki, by oddać klimat mundialu. Ł»e pojechał Kurzajewski, stanął na minutę w tłumie tubylców, wydukał z siebie dwa zdania, a potem zniknął na cały miesiąc. Dziś mamy turniej podobnej rangi na własnym podwórku i jest, niestety, to samo. Rozmowa z piłkarzem? Od święta. Wizyta na treningu? Ciekawostka z konferencji? Jakiekolwiek oddanie atmosfery? Nie ma. Jedyne dobra materiały, jakie się pojawiają, to te przypadkowe, gdy ktoś akurat zrobi reporterowi dowcip, zamiast gadać z nim na poważnie. Na każdym kroku brakuje kreatywności. Najlepszy dowód, jakie zrobiło się poruszenie, gdy internauta-amator wypuścił w świat zapowiedź meczu kadry i nagle pół kraju uznało, że należy puszczać ją w telewizji, bo sama publiczna nigdy podobnej nie skręci.

Mała stacja – Orange Sport, o nieporównywalnym z TVP zasięgu i możliwościach, potrafiła wychować sobie kilku młodych, zdolnych ludzi, którzy nie katują widzów w kółko relacjami spod stadionu, gdzie biegający z mikrofonem dziennikarz prosi każdego napotkanego kibica o odśpiewanie przyśpiewki zagrzewającej drużynę do walki.

W Polsce, to jeszcze pół biedy. Zupełnie nie wiemy, co dzieje się na Ukrainie. Jeśli Telewizja Polska wysłała tam jakichkolwiek reporterów, to niestety zapomnieli ze sobą kamer.

Po czwarte – sztampa w studiu.

Studia meczowe mają nam – w teorii – wynagrodzić pozostałe niedostatki, ale niestety – są nudne i miałkie. Ekspertom brakuje charyzmy, mają za to znane twarze, kojarzone przez laików. Ł»urawski, Dudek, w mniejszym stopniu Kowalewski plus nieśmiertelni Gmoch oraz Strejlau (ich, z racji stażu, muszą znać najwięksi ignoranci). Jedynym gościem, którego od czasu do czasu stać na wyrazistą opinię jest Dariusz Dziekanowski.

Gmoch bawi się świetnie, niezależnie od miejsca i czasu. Non stop rechocze. Obok siedzi Włodzimierz Szaranowicz w hipsterskich okularach i każda dyskusja sprowadza się do tego samego:

– Włodku, sądzisz, że drużyna X potrzebuje zmiany?
– Tak, myślę, że trener powinien coś zmienić.
– Zgoda, po przerwie musi to wyglądać inaczej.

Po piąte – Mirosław Trzeciak.

Sądząc choćby po setkach komentarzy – nie jesteśmy w tym odosobnieni. Wszystko w tym temacie napisaliśmy jednak już TUTAJTUTAJ. Celowo nie piszemy szerzej o Macieju „na piłkarzy nie wolno gwizdać, bo im to nie pomaga” Iwańskim, ani tym bardziej o Dariuszu Szpakowskim, bo żadne to dla nas rozczarowania. Może i „Szpaku” w 90. minucie meczu z Czechami wydziera się o nadziei drzemiącej wciąż w sercach Polaków. Może i nadal myli nazwiska, ale niczym nas nie zaskakuje. Jest tym samym „Szpakiem”, do jakiego w ostatnich latach przywykliśmy.

I żeby nie było tak całkiem gorzko – na koniec plusik dla Jacka Zielińskiego, który komentując z Jackiem Jońcą, jako ekspert wypada naprawdę dobrze.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama