Gdyby ktoś podał wam suchy wynik pierwszej połowy meczu na Stamford Bridge, nie mielibyście wątpliwości, że po prostu Chelsea idzie według planu. 3:0 z Burnley, cóż, normalna rzecz, w końcu mówimy o zeszłorocznym mistrzu, który mierzył się z kopciuszkiem. Jednak, gdy wynik uściślić, kapcie spadają z nóg automatycznie, człowiek łapie się za głowę i zastanawia, o co tutaj chodzi? Burnley wiozące Chelsea trójką w pierwszych 45 minutach? Przecież to scenariusz niemożliwy.
A tak się właśnie stało. Żeby uzmysłowić wam z jak dużą sprawą mieliśmy do czynienia, najlepiej podać dwa fakty. Po pierwsze, zwycięzca Premier League nigdy nie stracił trzech goli w pierwszym meczu otwierającym kolejny sezon. Po drugie, Chelsea nigdy nie miała trzech bramek straty do rywala u siebie po pierwszej połowie w meczu Premier League. Szok, kompletny szok. Może zrozumielibyśmy to, gdyby podobnej sztuki dokonało City czy inny Liverpool, ale Burnley? To samo Burnley, które w zeszłym sezonie wygrało jeden mecz na wyjeździe, strzelając łącznie 13 goli? Niebywałe.
I nie będzie dla Chelsea usprawiedliwieniem, że od 14. minuty grali w osłabieniu. Z boiska wyleciał Cahill, który zaatakował rywala wyprostowaną nogą w okolice piszczela. Brzmi groźnie, ale w tej akcji nie było specjalnego impetu, więc tak naprawdę na dwoje babka wróżyła – Rafał Nahorny powiedział, że pięciu na dziesięciu sędziów pokazałoby żółtko, druga połowa kartonik czerwony. I trzeba się z tym zgodzić, Anglik trafił po prostu na sędziego z tej gorszej dla siebie puli.
Zrozumielibyśmy, że The Blues w osłabieniu tracą jedną, no, dwie bramki. Jednak oni wyglądali jak dzieci we mgle i dawali się orać rywalowi beż żadnego słowa sprzeciwu. Wszystko rozbiło się tak naprawdę o trzy dłuższe podania w pole karne, gdzie londyńczycy nie bawili się w krycie i inne takie duperele. Dwukrotnie bez opieki zostawili Vokesa, raz urwał się Ward, który zostawił Kante daleko w tyle i przymierzył elegancko po długim rogu. Powtórzmy – 3:0 do przerwy, Stamford Bridge było w kompletnym szoku.
Piłkarze długo nie mogli się z tego otrząsnąć, jakby kompletnie nie wiedzieli o co się w tym mecz rozchodzi. Rozruszała ich dopiero zmiana Moraty, który pojawił się na boisku w 59. minucie i już dziesięć okrążeń zegara później zdobył swoją pierwszą bramkę w Premier League, kiedy ślicznym szczupakiem pokonał Heatona. Później znów zrobił użytek z głowy i zgrał piłkę do Luiza, a ten z bliska pokonał bramkarza rywali. Co ciekawe, ten drugi gol padł, gdy… Chelsea grała już dziewiątkę. Czerwoną kartkę wyłapał tym razem Fabregas, po tym jak sędzia uznał, że za ostro zaatakował rywala i wlepił mu drugie żółtko.
Burnley trochę zgłupiało, nie wiedziało jak bronić dziewięciu rywali i dało się zepchnąć do defensywy. Mieli tutaj wiele do stracenia – z bohaterów mogliby się stać wręcz obiektem kpin, bo wypuścić 3:1 z tak osłabionym rywalem, to byłaby kompromitacja. Na szczęście dla nich, oprócz bramki Luiza nic już nie wpadło, choć Chelsea cisnęła. Choćby w końcówce okazję miał Alonso, ale jego strzał utkwił w gąszczu nóg.
Ma Conte nad czym myśleć i nie mówimy tu nawet o kolejnej przegranej, pamiętając o Tarczy Dobroczynności. Jego piłkarze w dwóch meczach zobaczyli trzy czerwone kartki i chyba trzeba ich sprowadzić z powrotem na ziemię.
*
Co na innych boiskach? Warto zwrócić uwagę na wygraną Manchesteru City. Obywatele trochę męczyli się z Brighton, długo byli nieskuteczni, choćby Gabriel Jesus, który jeśli trafił, to ręką i sędzia gola słusznie nie uznał, a gdy próbował przepisowo, to najpierw jego uderzenie z główki wyjął Ryan, a dobitka tylko otarła słupek. Gospodarze rozumieli swoją rolę i właściwie przez cały mecz byli ustawieni w 10 czy nawet 11 przed linią piłki i przez 70 minut to zdawało egzamin.
Dopiero wtedy City znalazło na te zasieki sposób, akcje w trójkącie zagrało trio De Bruyne-Silva-Aguero, całość wykończył ten ostatni. Potem już poszło, samobójczą bramkę strzelił Dunk i o żadnej niespodziance nie było mowy.
*
Wiele ładnych obrazków mieliśmy w tej pierwszej kolejce – a ta nadal trwa – lecz zaryzykujemy i wybierzemy ten najładniejszy, czyli gol Rooneya, ponownie w barwach Evertonu.
I’m so happy to see Rooney shine again. pic.twitter.com/bboFjcThRs
— Zlatan (@ZIatanistic) 12 sierpnia 2017
Komplet wyników:
Watford – Liverpool 3:3 – relacja TUTAJ
Okaka 8′ Doucoure 32′ Britos 90+3′ – Mane 29′ Firmino 55′ Salah 57′
Chelsea – Burnley 2:3
Morata 69’ Luiz 88’ – Vokes 24’ 43’ Ward 39’
Crystal Palace – Huddersfield 0:3
Ward (s) 23’ Mounie 26’ 78’
Everton – Stoke 1:0
Rooney 45+1’
Southampton – Swansea 0:0
West Brom – Bournemouth 1:0
Hegazy 31’
Brighton – Manchester City 0:2
Aguero 70’ Dunk (s) 75;