Nie trzeba chyba wiele tłumaczyć. Kto zasłużył na pochwałę, błysnął formą, kto nas pozytywnie zaskoczył, a kto dał dupy po całości… Nominacje w dwóch kategoriach, jak w tytule: kozaków i patałachów siódmego dnia turnieju. Tym razem decydujemy się na dwa typy zbiorowe, a także stawiamy na szerszą ławkę rezerwowych.
KOZAKI:
Andrea Pirlo
Oglądając jego występ z Chorwatami, ręce same składały się do oklasków. Jeśli ktoś miał wątpliwości, kto okaże się królem środka pola – czy on, czy Luka Modrić – to właśnie poznał odpowiedź. Człowiek, który na boisku widzi praktycznie wszystko. Jako jeden z niewielu na tym turnieju, u którego głowa pracuje bardziej, niż nogi. Geniusz. Wisienką na torcie jest jego piękny gol z rzutu wolnego. Gol, który wciąż daje Włochom nadzieje na awans z grupy.
Fernando Torres
Usłyszeliśmy ostatnio zdanie – nawet najlepsza drużyna na świecie musi mieć w swoim składzie napastnika. Początkowo trener del Bosque starał się temu zaprzeczać, ale szybko zmienił zdanie. Torres daje bowiem Hiszpanom więcej możliwości w ofensywie, daje im nowy pomysł na grę, niż tylko wymienianie podań pomiędzy zawodnikami drugiej linii. Było to zresztą widać już w meczu z Włochami. Piłkarz, który wyszedł w ataku na Irlandczyków i piłkarz, który cztery dni wcześniej wstał z ławki to dwie zupełnie inne osoby. W czwartek pokazał to, czego oczekuje od niego cała piłkarska Hiszpania – zdobywania bramek. W końcu uciszył tych, którzy wzdychają za wielkim nieobecnym, Davdem Villą.
David Silva
Robił z Irlandczykami to, na co miał ochotę. Minąć jednego? Spoko. Minąć dwóch? Ł»aden problem. Trzech? No, dobra. Przy golu na 2-0 miał naprzeciw siebie trzech rywali, ale zdołał zmieścić piłkę pomiędzy nimi, słupkiem i bramkarzem. Rewelacja. To był bezapelacyjnie jego mecz.
Na wyróżnienie zasłużyli również Antonio Cassano i Mario Mandzukić. Ten pierwszy był motorem napędowym Włochów, robił największy szum, wypracowywał sytuacje podbramkowe albo partnerom, albo i samemu sobie. Do pełni szczęścia zabrakło mu gola, albo chociaż asysty. Bramkę zdobył za to Chorwat, który – jeśli wszystko pójdzie po jego myśli – może poprowadzić swoją reprezentację do ćwierćfinału. I będzie głównym autorem tego sukcesu.
PATAŁACHY:
Sean St Ledger-Richard Dunne-Stephen Ward
Karać ich indywidualnie? Nie, to byłoby zbyt ostre – będzie odpowiedzialność zbiorowa. Wystarczy, że mają za sobą najgorsze albo prawie najgorsze 90 minut w życiu. Chcieliśmy Irlandczyków oszczędzić, w końcu starali się jak mogli, ale pewnych błędów wybaczyć im po prostu nie można. To, jak zachowywali się obrońcy, wołało momentami o pomstę do nieba. A to ktoś nie trafił w piłkę we własnym polu karnym, a to nie pamiętał o kryciu, a to zapomniał, czym jest pułapka ofsajdowa. Trzeba jednak przyznać, że cała trójka rolami podzieliła się dzielnie. Druga i trzecia bramka – Ward, druga i czwarta – St Ledger, pierwsza i druga – Dunne.
Vedran Corluka-Gordon Schildenfeld
Najsłabsi w ekipie Chorwacji. Dwójka, która tworzyła parę środkowych obrońców, myliła się nadzwyczaj często, popełniała masę prostych błędów. Właśnie środkiem Włosi przeprowadzali najgroźniejsze akcje, z łatwością przejeżdżając tamtejszą autostradą w pole karne. Nawet, jeśli bocznym defensorom też zdarzały się wpadki, nadrabiali je w akcjach ofensywnych. Schildenfeld i Corluka nie dali drużynie nic wartościowego – często odpuszczali krycie, dawali rywalom dużo wolnego miejsca. Na ich szczęście, jednym z tych rywali był Mario Balotelli…
Piotr Tomasik




