Dla Arsenalu ubiegły sezon rozpoczął się katastrofą, gdy przez długie tygodnie zespół z Londynu pałętał się w dolnej części tabeli. Fenomenalny finisz pozwolił im jednak na zajęcie trzeciego miejsca, tuż za kompletnie niedoścignioną dwójką z Manchesteru. Piłkarze Arsenalu podobnie zaczynają Euro – od głupich błędów, rażącej nieskuteczności i przede wszystkim, ogromnego pecha.
Przypadek 1 – Wojciech Szczęsny
W lidze stanowił jeden z mocniejszych punktów Arsenalu, także w europejskich pucharach radził sobie wyśmienicie. Jego szelmowski uśmiech na stałe zagościł na okładkach czasopism, na reklamowych billboardach i w klubowej telewizji. Szczęsny bronił jak w transie, a drobne wpadki nie mogły zachwiać jego pozycji jako pierwszego golkipera. Przez pięć tygodni grał na środkach przeciwbólowych, a i tak wychodził w wyjściowej jedenastce.
Przed Euro w kadrze też stanowił mocny punkt, doskonale dyrygował obroną, był pewny siebie i charyzmatyczny. W pierwszym meczu – zgasł. Najpierw nie najlepiej zachował się przy golu, a co było potem wszyscy wiemy. Podstawowy bramkarz trzeciej siły ligi angielskiej obroniony rzut karny swojego zmiennika, Przemka Tytonia, obejrzał w tunelu do szatni, a mecz z Rosją – z trybun.
Przypadek 2 – Robin van Persie
Październik – siedem bramek w trzech meczach. Cały ubiegły rok kalendarzowy – 36 goli, wyrównanie rekordu Alana Shearera. Nagroda Złotego Buta za 30 bramek w sezonie 2011/12. Kolejne pięć goli w ośmiu meczach Ligi Mistrzów. Kapitan, najlepszy strzelec, człowiek, który podrywał do walki w najbardziej beznadziejnych momentach. Robin van Persie ma za sobą bodaj najlepszy sezon w karierze, sezon, w którym był nie tylko kluczowym ogniwem Arsenalu, ale również jednym z najlepszych graczy w reprezentacji. W Holandii w 2011 roku zdobył sześć goli w dziewięciu meczach, również przed Euro błyszczał skutecznością.
No i nadszedł turniej. Robin van Persie w meczu z Danią mógł spokojnie wyrównać, a potem jeszcze strzelić zwycięskiego gola. Zakończył z niczym. W kolejnym meczu z Niemcami też miał kilka okazji, ale wykorzystał tylko jedną z nich (choć przyznać trzeba, że gol był wyjątkowej urody). Czy to znak, że Robin powoli będzie się rozpędzał? Byle starczyło mu czasu, bo już teraz Holandia musi liczyć na cud…
Poza tym Bacary Sagna się połamał i w ogóle nie pojechał na Euro, Walcott w meczu z Francją wszedł na ostatnie sekundy meczu, Gibbs i Arteta w ogóle nie mieli co liczyć na powołania… Za to inaczej wygląda sytuacja wypożyczonych z Arsenalu Arszawina i Bendtnera, którzy zdają się potwierdzać – by dobrze grać na Euro, trzeba czmychać z Emirates…
Przypadek 3 – Nicklas Bendtner
Lubi latać po mieście i rozwalać samochody, ma ego pokroju SuperMario Balotellego, a i zachowaniem czasami przypomina napastnika Manchesteru City. W Arsenalu nie cieszył się zbyt wielkim poważaniem, wędrował na wypożyczenia, łapał kontuzje, sprawiał problemy wychowawcze. Trochę nie pasował do ułożonych i grzecznych dzieciaków Wengera. W tym sezonie również był wypożyczony – grał w Sunderlandzie, a w Londynie chyba nikt nie żałował, że się go pozbyto. Przecież w fenomenalnej formie był van Persie…
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Puszczony na wypożyczenie napastnik już przed Euro zapowiadał, że „teraz to on im pokaże”. Co prawda nie brzmiał zbyt przekonująco – Dania trafiła do grupy śmierci – okazało się jednak, że jego pewność siebie była uzasadniona. Już w pierwszym meczu grał dobrze, szukał pozycji, doskonale wywiązywał się z roli jedynego napastnika, jaką wyznaczył mu serdeczny przyjaciel Włodzimierza Lubańskiego, Morten Olsen. W drugim meczu przeciwko Portugalii grał jeszcze lepiej – strzelił dwa gole, a gdyby nie świetnie dysponowany Pepe – pewnie ugrałby jeszcze więcej. A to wszystko w najsilniejszej grupie na Euro, gdzie Dania miała być wyłącznie chłopcem do bicia…
Przypadek 4 – Andriej Arszawin
Nie wraca się, olewa treningi, bardziej zajmuje się fryzurą, niż grą. Lista zarzutów wobec rosyjskiego piłkarza była długa, a fani Arsenalu po jednym z meczów wygwizdali go, gdy schodził z boiska. Arszawin mógł symbolizować słabą grę całego Arsenalu – niewinna twarz, spore umiejętności techniczne, ale zero walki, znudzenie grą defensywną, patrzenie wyłącznie do przodu. Kibice odetchnęli z ulgą, gdy Rosjanin wrócił do swojego rodzinnego Sankt Petersburga, by grać z Zenicie. I tak jak w przypadku Bendtnera – nikt nie zajmował się oddanym na wschód napastnikiem, skoro w gazie był van Persie…
4:1. Takim wynikiem zakończył się mecz Rosji z Czechami, a dwie asysty zaliczył znakomity Arszawin. Podczas, gdy Holandia van Persiego waliła głową w mur, on rozgrywał Czechów i błyszczał nieszablonowymi podaniami. Nieco gorzej szło mu w drugim spotkaniu, ale nadal to jeden z najlepszych zawodników Euro, który daje Rosjanom nadzieje na osiągnięcie czegoś więcej, niż tylko wyjścia z grupy.
Czy to klątwa Arsenalu, czy może po prostu to, o czym wspominał ostatnio Andrzej Juskowiak – zmęczenie sezonem? Londyńczycy zagrali w tym sezonie mnóstwo meczów, van Persie i Szczęsny zagrali w ostatnich dwunastu miesiącach obłędne 48 spotkań. Bendtner, czy Arszawin nawet nie zbliżyli się do tej liczby. A może po prostu van Persie, Szczęsny oraz Walcott, podobnie jak ich klub w Premier League, potrzebują czasu, by się rozpędzić? Przekonamy się w ostatniej kolejce spotkań. Całkiem możliwe bowiem, że żaden z nich nie otrzyma szansy na pokazanie się w ćwierćfinałach. W przeciwieństwie do wypożyczonych napastników…
JAKUB OLKIEWICZ