Igor Angulo wszedł w sezon ekstraklasy w taki sposób, że szczęki opadły nam do samej ziemi, ale po dzisiejszym meczu z Lechią powoli zbieramy je z podłogi. Jednak to nie robot, którego twórcy nie przespali wielu nocy, by zaprogramować go tak, że pod bramką przeciwnika prawie się nie myli. Już jest jasne: tylko człowiek, miewa słabsze chwile i nie trafia. Czasami nawet w sytuacjach, które na gola potrafiłaby zamienić prawie połowa weszlackiej redakcji. Ale czy to oznacza, że Hiszpan w końcu zawiódł? Nie, nic z tych rzeczy.
Po prostu tym razem nie został bohaterem. Nie będzie w tym tygodniu wizyt w zakładach pracy, nie będzie nominacji do jedenastki kolejki, nie będzie tak wielu pochwał, że musiał trafiać na nie nawet otwierając lodówkę. Głównie przez tę sytuację.
Polaka za takie pudło by ukrzyżowali. #LGDGÓR @watch_esa
Nieprawdopodobne pudło Angulo pic.twitter.com/BPqWLeZEZi— M.CH (@MCH_1906) 5 August 2017
Była to jego druga okazja w tym meczu, najpierw nie potrafił zamienić na gola asysty Nunesa, który należał do najlepszych graczy zabrzan w tym meczu. Jednak Angulo nie byłby sobą, gdyby ostatecznie nie wypalił. Końcówka pierwszej połowy, wrzut z autu na grającego bardzo dobry mecz Wolsztyńskiego i Lechia pogubiona jak Polska na mundialu. Zasłużone prowadzenie dla gościa z Zabrza.
No bo Lechia największe zagrożenie potrafiła stworzyć po stałych fragmentach bitych przez Daniela Łukasika, a to przecież dużo mówił. Najpierw minimalnie pomylił się Matras, a później… Loska, który prawie wpadł z piłką do bramki, gdy pomocnik trochę przesadził z siłą zagrania. 100-procentowej pewności nie mamy, ale gola raczej nie było.
Drugą połowę świetnie zaczął Górnik – najlepsze sytuacje mieli Kądzior i Wolsztyński, któremu piłkę na głowę wrzucił Angulo – ale gola strzeliła Lechia. Tak jak w Białymstoku rzut karny po zagraniu piłki ręką, tym razem uwagi trzeba posyłać w kierunku Wieteski. Niestety, bramka wyrównująca nie była zapowiedzią jeszcze ciekawszego meczu (bo do momentu jej strzelenia był ciekawy). Marcin Brosz postanowił szanować jeden punkt i ściągnął z boiska Kurzawę i Wolsztyńskiego, a Lechii brakowało trochę jakości, by zgarnąć pełną pulę, choć przeważała.
Koniec końców przyjemny początek piłkarskiej soboty. Jeśli w każdym meczu widzielibyśmy przynajmniej jednego gościa, który odwala na boisku tyle roboty co dziś Żurkowski, na ekstraklasę narzekaliśmy zdecydowanie rzadziej.
[event_results 344388]
Fot. FotoPyK