To że Zagłębie Sosnowiec i Olimpia Grudziądz aspirują do gry w ekstraklasie, widać już było w zeszłym sezonie, w którym obie ekipy do samego końca biły się o awans. Szkoda tylko, że dziś te aspiracje było widać jedynie po bezbramkowo zremisowanej pierwszej połowie i po zaprezentowaniu poziomu z – nie przymierzając – wczorajszego meczu Bruk-Betu z Zagłębiem. Przed rokiem na tym samym stadionie i pomiędzy tymi samymi ekipami padł wynik 3:5, więc i tym razem spodziewaliśmy się dużych emocji oraz gradu goli. I srogo się przeliczyliśmy, bo dziś goście wcisnęli jednego gola w końcówce i… to by było na tyle.
Powiedzmy sobie jednak jasno, że dzisiejsze starcie naprawdę niewiele miało wspólnego z poprzednim meczem w Sosnowcu, zwłaszcza w wydaniu gospodarzy. Dziś w podstawowej jedenastce Zagłębia wybiegło siedmiu graczy sprowadzonych w tym okienku – Kudła, Wrzesiński, Jędrzych, Cichocki, Banasiak, Nawotka i Lewicki. Z kolei w szeregach gości od pierwszych minut mieliśmy pięciu nowych graczy, którymi byli Małecki, Olczyk, Goropevšek, Janicki i Salmikivi. I jak tak patrzymy na te personalia, to właściwie cieszymy się, że kilka składnych akcji jednak dziś zobaczyliśmy. Pomimo to całe widowisko wciąż podchodzi pod definicyjny przykład straconego popołudnia.
W pierwszej połowie wydawało się, że nie ma siły, by Zagłębie nie wygrało tego meczu. Gospodarze byli lepiej zorganizowani, szybsi, mieli przewagę pod względem posiadania piłki i niezłych sytuacji strzeleckich. Problem w tym, że nic z tego nie wynikało. Jeżeli odcedzić to całe robienie wiatru, granie na pałę do przodu i wymienianie podań w szerz boiska, w ekipie Zagłębia pozostałby właściwie tylko jeden gość – Adam Banasiak. Piłkarz ledwo co ściągnięty właśnie z Grudziądza, który wyglądał tak, jakby chciał zagryźć swoich byłych kolegów. Zaczął od kapitalnego wypuszczenia Lewickiego, który przegrał sytuację sam na sam z bramkarzem gości. A potem? Niewiele się pomylimy pisząc, że Banasiak oddał w dzisiejszym meczu jakieś 186 strzałów, z czego kilka było naprawdę groźnych. W 15. minucie, i po lekkim rykoszecie, jego uderzenie na refleksie odbił Małecki. W 28. minucie ponownie niewiele zabrakło, by po strzale byłego gracza Olimpii piłka wpadła do siatki. Natomiast w 61. minucie pomocnik Zagłębia huknął jak z armaty, a Małecki instynktownie zbił piłkę na rękę swojego obrońcy. Gdyby jednak nie ręka, piłka zatrzymałaby się na brzuchu zawodnika z Grudziądza, więc w myśl obowiązujących wytycznych nie był to rzut karny.
Inna sprawa, że gospodarze powinni jednak w tym meczu wykonywać jedenastkę, bo jeszcze w pierwszej połowie Milewski został skoszony w polu karnym gości, co umknęło uwadze arbitra. Gdyby wtedy udało się wyjść na prowadzenie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Utrzymujące się 0:0 dawało jednak gościom coraz więcej tlenu i ostatecznie pozwoliło im wygrać całe spotkanie.
Tak jak w pierwszej połowie jedyny pomysł ofensywny ekipy Paszulewicza opierał się na stałych fragmentach gry Ferugi i błysku sprowadzonego z Lecha 20-letniego Janickiego (ależ go piłka szuka w polu karnym!), tak w drugiej połowie obraz gry stopniowo ulegał zmianie. Co prawda nie na tyle, by Olimpia stwarzała wielkie zagrożenie pod bramką rywala, ale przynajmniej udawało się już ograniczyć zapędy ofensywne zmęczonego Zagłębia. Kulminacja nastąpiła w 85. minucie, po – a jakże – stałym fragmencie gry w wykonaniu Ferugi. Pomocnik zagrał z rzutu rożnego na głowę Woźniaka, a ten mocnym strzałem przełamał ręce Kudły. Czy golkiper Sosnowca mógł zrobić więcej w tej sytuacji? Wydaje się że tak.
Bramka w końcówce totalnie podłamała gospodarzy, którzy zupełnie opadli przy tym z sił. Bliżej więc było podwyższenia wyniku (sytuacja Kowala), niż wyrównania. Olimpia zaczyna więc sezon dobrym wynikiem (sezon ligowy, bo z PP zdążyła już odpaść), ale też styl pozostawia wiele do życzenia. Ogólnie cały mecz należał do kategorii tych do zapomnienia, a chyba najciekawszym zdarzeniem był fakt, że gdzieś od 68. minuty na boisku przebywało dwóch wychowanków lizbońskiego Sportingu. Jakkolwiek spojrzeć, I liga naprawdę lubi zaskakiwać.
* * *
Wyniki pozostałych spotkań:
Odra Opole – Górnik Łęczna 3:0
(Peroński 20′, Wodecki (k) 42′, Gancarczyk 64′)
Puszcza Niepołomice – Chojniczanka Chojnice 2:0
(Stefanik 10′, Ryndak 56′)
Fot. 400mm.pl