Największe oszustwo: poziom ligi się podnosi

redakcja

Autor:redakcja

30 kwietnia 2012, 00:11 • 5 min czytania

Liga jest coraz silniejsza – oświadczył Maciej Skorża. To modne stwierdzenie, można się za nim schować, można usprawiedliwić największą kiszkę, sugerując, że przeciwnik – jak to mawiają piłkarze po każdym meczu – wysoko zawiesił poprzeczkę. Można po prostu zrobić sobie dobrze. Wy też, w komentarzach, czasami dorzucacie: liga jest silniejsza, bo siłę ligi weryfikują europejskie puchary. A przecież Wisła była blisko Ligi Mistrzów, dwie drużyny wyszły z grupy w Lidze Europy. I tak dalej… Chcielibyśmy być takimi optymistami jak wy, ale niestety pogląd na tę sprawę mamy całkowicie odmienny.
Oglądamy wszystkie mecze, bardzo dokładnie. I niestety, poziom pikuje. Można stosować różne zabiegi, można klecić najbardziej zuchwałe teorie, ale naprawdę – poziom pikuje. Popatrzcie chwilę na to, jak na boisku zachowują się poszczególni piłkarze. Zastanówcie się, ilu zawodników w całej ekstraklasie potrafi minąć jednego przeciwnika zwodem – nie wspominając już o minięciu dwóch czy trzech. No, ilu? Weźcie kartkę i wypiszcie sobie te nazwiska. Dzisiaj w naszej lidze jeśli skrzydłowy nie wygra z obrońcą pojedynku szybkościowego, to nie wygra żadnego innego. Dlaczego skrzydłowi w Polsce nie strzelają goli, podczas gdy na Zachodzie należą do najskuteczniejszych zawodników? Ponieważ nie potrafią zejść z piłką do środka – musieliby potrafić minąć przynajmniej jednego obrońcę. No i – co też ważne – musieliby umieć strzelać.

Największe oszustwo: poziom ligi się podnosi
Reklama

Zastanówcie się, ilu zawodników w tej lidze potrafi uderzyć z dwudziestu metrów? Przecież jeśli ktoś się zabiera za strzał z dystansu to niestety ZDECYDOWANIE najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że w ogóle nie trafi w bramkę. Dotyczy to zarówno uderzeń z akcji, jak i z rzutów wolnych – bo skutecznie wykonane rzuty wolne można policzyć na palcach.

Napastników chwali się przede wszystkim za grę tyłem do bramki – i tydzień w tydzień komentatorzy obrzydzają nam futbol, opowiadając, że Demjan albo Dwaliszwili świetnie się zastawiają, zupełnie jakby na zastawianiu się polegała gra w piłkę. Czy ktoś widział zastawiającego się Tomasza Frankowskiego? Nie. Bo on umie grać przodem do bramki. Gdyby chciał grać mając bramkę za plecami, to by został bramkarzem. U nas jednak tydzień w tydzień słychać zachwyty: – Ten to umie grać tyłem do bramki! I potem: – Ten napastnik dzisiaj tyle pracuje dla zespołu, że zasłużył na najwyższe oceny… A ten napastnik nie oddaje nawet strzału.

Reklama

Rozłóżcie futbol na poszczególne elementy i zastanówcie się, kto w czym jest najlepszy. W całej tej lidze prawie nikt nie umie dryblować – co do tego pewnie będziemy zgodni. Prawie nikt nie umie strzelić z dystansu – to chyba nie jest specjalnie kontrowersyjny pogląd. Zawodnikami, którzy najlepiej dośrodkowują są podstarzali Marek Zieńczuk i Kamil Kosowski, cała reszta po prostu kopie piłkę w kierunku środka pola karnego, co może oznaczać zarówno wrzutkę na bliższy, jak i na dalszy słupek. Środkowych pomocników z jakąś wizją, przeglądem pola, błyskiem po prostu nie ma. Teraz, z braku laku, w cenie są pomocnicy defensywni, ale potrafią głównie faulować. Bo dobrym defensywnym pomocnikiem to był kiedyś Radosław Kałużny, który odbierał piłki, ale też w polskiej lidze strzelił 39 goli. Teraz o takim dorobku marzą napastnicy. Dobrym defensywnym to był Radosław Michalski, który zdobył 30 bramek.

Wszyscy wiemy, że jest problem ze środkowymi obrońcami (z lewymi w sumie też, skoro w kadrze gra Wawrzyniak). Zgodzimy się, że brakuje błyskotliwych środkowych pomocników, że brakuje skutecznych, finezyjnych skrzydłowych. No i oczywistość – brakuje napastników, brakuje ich jak nigdy przedtem. Tymczasem mimo to wielu z was mówi – poziom się podnosi. A my pytamy: jakim cudem? Nie ma obrońców, nie ma pomocników i nie ma napastników, tylko poziom wyższy? Przecież to się kupy nie trzyma.

A bo puchary.

Jakie puchary? Ł»e Legia wygrała w grupie z Hapoelem Tel Awiw (aktualnie 15 PUNKTÓW STRATY do lidera ligi izraelskiej), bardzo szczęśliwie zresztą i że wygrała z Rapidem Bukareszt (zależnie od meczu ze Steauą w tej kolejce, Rapid będzie drugi albo piąty w swojej lidze)? To już jest ten dowód siły? Ł»e poziom się podnosi? Albo że Wisła była bliska wyeliminowania APOEL-u, mimo że piłkarsko nie dorastała mu do pięt? Czy my się mylimy, czy kilka lat wcześniej Wisła eliminowała Parmę, Schalkę, wygrała z Interem Mediolan? Czy nam się zdaje, czy kilka lat wcześniej Groclin wyeliminował Herthę Berlin i Manchester City?

Ł»e do Ligi Mistrzów nie mogliśmy awansować? A teraz to niby co – był w końcu ten awans?

W walce o Ligę Mistrzów to mistrz Polski trafiał na Barcelonę (trzy razy) czy na Real Madryt. Teraz zmieniły się zasady kwalifikacji i stąd czasami można pograć z kimś gorszym. Ale żeby znowu porażka z APOEL-em miała być dowodem siły? Ł»e blisko? Blisko to było, kiedy Wisła Kraków walczyła z Panathinaikosem Ateny, a sędzia nie uznał bramki Marka Penksy.

Zawsze w pucharach jakoś tam graliśmy, raz lepiej, raz gorzej, ale była inna struktura i wtedy ogranie jakiegoś Utrechtu, Elfsborga, Hajduka Split, Dinama Zagrzeb, Servette czy Iraklisu nikogo nie podniecało tak bardzo, jak teraz ogranie Hapoelu, Rapidu czy Odense, chociaż stopień trudności był mniej więcej taki sam. Ulegamy złudzeniu, bo ktoś przeorganizował rozgrywki w ten sposób, że bywają dla nas bardziej emocjonujące i że już nie trafiamy w II rundzie Pucharu UEFA na Inter Mediolan i Valencię. Ale czy naprawę możemy się puszyć, tylko dlatego, że Legia i Wisła wyszły z grup? Przecież w 2003 roku Wisła była w 1/8 finału Pucharu UEFA, rok później Groclin był w 1/16 finału. Teraz mieliśmy dwie drużyny w 1/16 i już wniosek, że poziom się podniósł? A gdyby Odense nie strzeliło gola w ostatniej minucie meczu z Fulham to co – poziom byłby jednak niższy?

Puchary pucharami, czasami przeciwnik nie ma dnia albo zlekceważy, czasami przyfarci, czasami jest pech, czasami wiatr wieje w oczy, a czasami w plecy. Różnie bywa. Ale patrzmy na to, co tydzień w tydzień mamy podane jak na tacy. Patrzmy na to, co pokazują piłkarze. Jeśli ktoś faktycznie ogląda mecze ligowe i uważa, że poziom się podnosi – a poziom to przecież nic więcej jak średnie wyszkolenie ligowca (to chyba najprostsza definicja) – to czas najwyższy zdjąć różowe okulary i trochę spoważnieć.

PS
Tak nam teraz przyszło do głowy, że gdyby wystawić dwie reprezentacje ligi – jedną złożoną z zawodników poniżej 33. roku życia i drugą złożoną z zawodników starszych, to niestety mocnymi faworytami byliby ci starsi.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama