W ekstraklasie jak w pierwszej lidze – końcowy sukces mogą osiągnąć nawet skończeni parodyści. Zaczniemy właśnie od zaplecza ekstraklasy, bo tam doszło do zdarzenia niezwykle oryginalnego – Pogoń przegrała z Dolcanem, ale ten wynik pozwolił jej… wskoczyć z trzeciego na drugie, premiowane awansem miejsce. Trochę to przypomina Legię, która z ostatnich siedmiu spotkań wygrała JEDNO, a mimo to ciągle jest liderem. W kierunku mistrzostwa kraju ta drużyna już nawet nie człapie, ale się czołga, pozostali też się czołgają (poza Lechem), a my – jak idioci – obserwujemy ten wyścig płazów z wypiekami na twarzy.
To się po prostu nie mieści w głowie.
Jeśli drużyna X po rundzie jesiennej zajmuje drugie miejsce (ze sporą stratą do lidera), a w rundzie wiosennej gra słabo i z siedmiu kolejnych meczów wygra jeden, to logika podpowiada, że X mistrzem kraju zostać nie może. Tymczasem – co pokazuje nam Legia – jak najbardziej może. Można nad warszawskim zespołem znęcać się długo – bo co to za lider, który w jedenastu kolejkach 2012 roku strzela łącznie marne 12 goli – ale jeszcze bardziej wypadałoby poznęcać się nad bezpośrednią konkurencją. Nad Śląskiem Wrocław, który dzisiaj wprawdzie wygrał, ale wiosną prezentuje się tak źle, że oczy bolą od samego patrzenia. Nad Ruchem Chorzów, który wczoraj miał na swoim boisku spadkowicza i nie zdołał wygrać, co – jak się okazało – dałoby „Niebieskim” fotel lidera na dwie kolejki przed końcem.
Gdy się patrzy na Legię i na ten cały wyścig po mistrzostwo to po prostu ręce opadają. Drużyny grające na tym poziomie to w sprzyjających okolicznościach powinny rywalizować o miejsca 3-6, a nie 1-3.
Dzisiaj Dawid Plizga miał na nodze zwycięstwo Jagiellonii, czyli być może miał na nodze losy mistrzostwa kraju dla Legii. Idealnej sytuacji jednak nie wykorzystał, ponieważ wspaniale interweniował Dusan Kuciak, bezsprzecznie bohater tego sezonu. Jeśli Legia wciąż jest w walce o tytuł – to tylko dzięki swojemu bramkarzowi. Tak jak Śląsk jest w walce o tytuł dzięki Kelemenowi. Pieprzyć napastników, są z reguły nieprzydatni. Pieprzyć ofensywnych pomocników, większość nic nie potrafi. O tytule decydują bramkarze.
Śląsk grał dzisiaj z Zagłębiem Lubin i wygrał, mimo że był drużyną gorszą. W pierwszej połowie wrocławianie zdobyli dwa gole, mimo że w piłkę grali przeciwnicy. Ale taki urok futbolu – element losowości jest w nim nieprawdopodobnie istotny. Innymi słowy – w piłce bardzo często wygrywa nie drużyna lepsza, tylko ta, która ma farta. Tak jak Śląsk. WKS miał farta przez całą jesień, teraz los znowu zaczął się do niego uśmiechać – czy to dzisiaj, czy to w meczu z Bełchatowem.
Teraz zastanawiamy się – co napisać o Śląsku, jeśli jakimś cudem zdobędzie mistrzostwo Polski? Pochwalić? Bić pokłony? Wypadałoby, prawda? Ale też trochę głupio, prawda?
To naprawdę ciekawe, że zespół Lenczyka może zdobyć w tej super hiper profesjonalnej lidze tytuł mistrzowski niemal po pijaku. Szybko rozeszła się wieść, że piłkarze tej drużyny po meczu z Lechią Gdańsk kupili do autokaru 100 piw, z czego 90 wypili. Fakt, że droga była długa, ale 90 wypitych piw (zwłaszcza, że nie wszyscy pili) naprawdę robi wrażenie.
Orest Lenczyk na wszelki wypadek udawał, że nic nie widzi.
PS Wspomnieliśmy w tym tekście o Pogoni Szczecin. Wyobraźcie sobie, że Pogoń w 2012 rozegrała osiem meczów, z których wygrała… dwa. I jest na miejscu dającym awans do ekstraklasy.