„Jest dla nas jak ojciec”. „Najlepszy trener na świecie”. „Nie wyobrażam sobie Barcelony bez niego”. „Najlepiej przekazuje walory klubu”. „Powinien być kolejnym prezydentem”. „Podoba mi się wszystko, co robi”.Tak było do dzisiaj. – Chłopaki, odchodzę – to zdanie usłyszeli kilka godzin temu piłkarze Dumy Katalonii. Wierzyli do końca, a teraz nie mogą się otrząsnąć. Z treningu wyjechali ze spuszczonymi głowami. Właśnie rozpadł się jeden z najbardziej trwałych związków w historii futbolu. W Josepie Guardioli w końcu coś pękło. Ma dość. Czuje się wykończony i brakuje mu pozytywnej energii. Dziś rozpoczyna się pierwszy dzień jego nowego życia.
Trzy mistrzostwa, jeden puchar i trzy Superpuchary Hiszpanii, dwie Ligi Mistrzów, dwa Superpuchary Europy i dwa Klubowe Mistrzostwa Świata. Nagród indywidualnych nie ma sensu wyliczać. Na naszych oczach – przez te cztery sezony – wyrósł na jednego z najlepszych trenerów w historii piłki nożnej. A na pewno najlepszego w historii Barcelony. 242 mecze, 72% zwycięstw, 618 goli, średnia posiadania piłki – 67%. Liczby mówią wszystko.
Ale era Guardioli to nie tylko statystyki i wyniki. To przede wszystkim nowa wizja, nowa filozofia prowadzenia klubu. Wszyscy muszą się podporządkować zespołowi i nie ma świętych krów. Niby to slogany, ale Pep przestrzegał tego jak nikt. Mimo że pół zespołu (albo i więcej) wozi się po godzinach porsche i ferrari, na treningi każdy ma dojeżdżać audi. Ł»eby nie było różnic. Ł»eby nowi zawodnicy, których za Guardioli zadebiutowało aż 25, nie czuli się gorsi. A komu nie odpowiada – adiós i nie ma odwrotu. Przekonał się o tym Zlatan Ibrahimović, który swe żale wylał w niedawno opublikowanej autobiografii. – Dla piłkarzy, futbol, który proponuje Guardiola, jest luksusowy. Analizuje każde mecze, mówi, którędy mamy grać, daje trzy wskazówki i gramy – twierdzi Xavi.
– Zabrali mi go 4 września 1984 roku – wspomina Dolors, matka Guardioli. Tamtego dnia pojechała do La Masii razem z mężem i dwójką synów. Starszy miał tam niedługo zamieszkać. – Mamo, każdego dnia otwierając okno będę widział Camp Nou! – ekscytował się 13-letni Pep. I trwało to aż do 2001 roku, kiedy już jako gwiazda europejskiej piłki wyjechał do Brescii. Po sześciu latach wrócił do Katalonii, by objąć rezerwy Barcelony, a po dwóch kolejnych – dorosłą drużynę. Zamknął tym samym cykl – od trampkarza podającego piłki starszym kolegom do szkoleniowca pierwszego zespołu. – Będzie dobrze – takimi słowami odpowiedział na propozycję, jaką złożył mu 5 mają 2008 Joan Laporta. Spotkali się w szpitalu, gdzie rodziła się córka Pepa.
– Twoja jedyna zaleta to fakt, że cię wybrali – usłyszał wtedy od swojego przyjaciela, pisarza i aktora, Davida Trueby. Guardiola chyba zrozumiał jego słowa i z miejsca wziął się do roboty. Spędził setki godzin na rozmowach z ludźmi, których uznawał za autorytety. Między innymi z Marcelo Bielsą, z której wyciekł do mediów pewien interesujący dialog.
– Dlaczego pan, który zna wszystkie te śmieci, tę nieuczciwość, które otaczają świat futbolu, chce jeszcze do niego wrócić i wziąć się za trenowanie? Tak się panu podoba ta krew? – zapytał Bielsa.
– Ja potrzebuję tej krwi – usłyszał w odpowiedzi.
Po czterech latach „El Loco” stwierdził, że sam nie wie, kto tu jest mistrzem, a kto uczniem.
A Guardiola brał z niego przykład nie tylko w sprawach stricte boiskowych. Wzorem Bielsy uznał, że nie będzie udzielał ekskluzywnych wywiadów. Dlaczego? – Bo dlaczego mam dawać wywiad sławnemu dziennikarzowi, a odmawiać małemu reporterowi z prowincji? Dlaczego mam chodzić do większego radia za każdym razem, kiedy mnie o to poproszą, a nigdy do lokalnego? – odpowiadał pytaniami na pytanie nowy szkoleniowiec Barcy. Z dziennikarzami rozmawiał tylko na konferencjach prasowych i zazwyczaj zachowywał na nich zaskakującą skromność i pokorę. Tak jak dzisiaj, kiedy pożegnał się z klubem niemal identycznie, jak przed laty Marcelo Bielsa z reprezentacją Argentyny: – Jestem wyczerpany i muszę przywrócić w sobie energię.
– Jestem głęboko rozczarowany, że Pep uciekł z tego statku akurat teraz, kiedy mija sto lat od zatonięcia Titanica. Zobaczył górę lodową i wolał wskoczyć do wody zamiast znaleźć łodzie, które uratowałyby wszystkich pasażerów – skomentował sprawę jeden z najbardziej wyrazistych hiszpańskich ekspertów od futbolu, Tomas Roncero. – Guardiola, którego pamiętam jako piłkarza, nigdy się nie poddawał, a teraz wygląda na to, że boi się Mourinho i czuje, że w przyszłym sezonie odpadną mu dwa ważne trofea. Ale nie wyobrażałem sobie, że rzuci ręcznik w ten sposób. Mourinho wygrał tę walkę. Mou zostaje – dodał dziennikarz „AS-a”. Inni kibice na Twitterze byli dosadniejsi: – Ibra miał rację, Guardiola sra przed Mourinho.
– Uważam, że po tym, co Guardiola dał temu klubowi, zasługuje na minimalny szacunek i pozwólmy na podjęcie osobistej decyzji. Kibice Barcelony są mu wdzięczni za wszystko – ripostuje w swoim felietonie Jordi Juan z katalońskiego „Sportu”.
Dziś tamtejsze media oszalały na punkcie Pepa. Hiszpański finał Ligi Europy, bezrobocie? Nieistotne. Liczy się decyzja, na którą wszyscy czekali jak na szpilkach. Na pożegnalną konferencję wybrało się kilku piłkarzy Barcy, a „Mundo Deportivo” zrobiło nawet relację live z wydarzeń w Barcelonie. Wciąż powstają kolejne teksty, analizy, felietony, galerie. Z ciekawszych, warto zacytować „Markę”, która wylicza… główne grzechy Guardioli, czyli „messidependencię”, regres Xaviego i Fabregasa, kontuzje oraz brak wartościowych zmienników w obronie.
Ale to wszystko detale i niuanse, o których za kilka tygodni nikt nie będzie pamiętał. W Barcelonie, ba, w całej Hiszpanii, Guardiola zawsze będzie postrzegany jako człowiek sukcesu, który odmienił futbol. – Nie ma tu żadnego sekretu, on po prostu nie daje sobie odpoczynku. Jest chory na punkcie futbolu i nawet nie wiem, czy sam sobie zdaje z tego sprawę – powiedział kiedyś Xavi. – Bywa uciążliwy. Kiedy wbije sobie coś do głowy, nie zatrzymuje się. Ma też swoje problemy, ale ukrywa je w sobie, zamyka się – dodał brat Pepa, Pere Guardiola. – Im częściej go widuję, tym większe robi na mnie wrażenie. Mówi z sensem i zachowuje się z niewiarygodną klasą i godnością – napisał na Twitterze Phil Neville. A jego brat, Gary, dodał: – Gratulacje dla Guardioli! Futbol, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem! Magia…
– Na miejscu Barcelony dałbym Guardioli 50 lat kontraktu – powiedział przed dwoma laty Jose Mourinho. Dziś do tej opinii wrócił w swoim felietonie Josep Maria Casanovas. – Pep zawsze mówił, że nie widzi siebie w roli barcelońskiego Alexa Fergusona. Też dawał do zrozumienia, że nie chce odejść w niesławie lub zostać zwolnionym za złe wyniki. Gdyby chciał, mógłby zostać dyrektorem sportowym i postawić na Tito Vilanovę w roli trenera – napisał nad ranem Canovas.
No i przewidział przyszłość. Przynajmniej połowicznie.
Bo o tym, że Vilanova zostaje w Barcelonie, wiedzą już wszyscy (i wszyscy są zszokowani), ale przyszłość Guardioli wciąż jest nieznana. Hiszpańskie media zastanawiają się, czy zafunduje sobie „gap year” i poświęci kilkanaście miesięcy na ładowanie baterii, czy od przyszłego sezonu weźmie się do pracy. O tym, że mógłby zastąpić Fergusona w Manchesterze, mówiło się od dawna. Dziś „AS” ujawnił, że Pep spotkał się w lutym z Romanem Abramowiczem, żeby zorientować się w realiach Chelsea.
– Odejście Guardioli jest dobre dla Realu. To niemożliwe, żeby inny trener dorównał jego wynikom – przyznał Tomas Roncero. Ale tuż po ogłoszeniu nominacji dla Vilanovy dodał: – To dobra decyzja. Rywalizacja Realu z Barceloną dalej będzie tak samo emocjonująca.
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA
