Marcin Komorowski: – Fajnie jest walczyć o medale, ale potem zostaną ci tylko one

redakcja

Autor:redakcja

24 kwietnia 2012, 11:14 • 10 min czytania

– Na samym początku pobytu w Rosji chciałem zamówić taksówkę, więc zamawiam w jednej korporacji i czekam, zamawiam w drugiej – czekam, w trzeciej to samo oczywiście żadna nie podjechała. Poszedłem w końcu pieszo do Maćka i zamówiliśmy od niego. Przyjechała po 40 minutach. Piotrek Polczak powiedział mi wcześniej, co dokładnie mam mówić, zamawiając taryfę, ale kobitka coś się jeszcze pytała. To mówię: da, da, okiej. I okazało się, że tamte trzy, po które ja dzwoniłem, też w końcu pod mój dom przyjechały, ale mnie już dawno nie było – opowiada Marcin Komorowski w rozmowie z Weszło.

Marcin Komorowski: – Fajnie jest walczyć o medale, ale potem zostaną ci tylko one
Reklama

Rzecz najważniejsza – zdążysz na Euro?
Mam nadzieję. Jeśli jest mi dane, żebym jechał na turniej, to pojadę. Lekarz mówi, że leczenie więzadeł pobocznych i powrót do dawnej dyspozycji zajmuje sześć tygodni. Wyznaczyliśmy sobie termin 15 maja, trzy tygodnie przed meczem z Grecją. Może być jednak tak, że do zdrowia wrócę kilka dni wcześniej albo kilka później. Na razie – odpukać w niemalowane – jest dobrze.

Gdybyś posłuchał tylko i wyłącznie pierwszej diagnozy, stwierdzonej jeszcze w Rosji, to Euro pewnie miałbyś z głowy. Lekarze początkowo byli przekonani, że to łękotka…
Nigdy nie kieruję się jedną opinią, zawsze rozmawiam z co najmniej dwoma specjalistami. Gdyby lekarze w końcu otworzyli kolano, stwierdzili, że to jednak nie łękotka, to pauzowałbym nie półtora, a trzy miesiące. Szczęście w nieszczęściu.

Reklama

Skąd ten uraz się w ogóle wziął?
Tak trochę z dupy. Graliśmy mecz, poszło dośrodkowanie, z bramki wychodził bramkarz, piłka trochę mu odchodziła, więc w końcu wpadł na mnie i na przeciwnika. Dostałem lekko od niego w głowę, a zaraz zacząłem się podnosić. Poczułem ból w kolanie, małe mdlenie tak, jakby jedno uderzyło w drugie. Lekarz to rozmasował, podniosłem się raz jeszcze i pojawiła się poważna blokada. Nauczony doświadczeniem stwierdziłem, że nic na siłę.

Kiedyś w Bełchatowie u Oresta Lenczyka podszedłeś za ambitnie.
Skręciłem kostkę w 30. minucie, a rozegrałem cały mecz z dogrywką. Karnego nie strzelałem, bo od 100. minuty ból był już nie do zniesienia. Wtedy leczyłem się ze trzy miesiące i na pierwszych zajęciach po przerwie uraz się odnowił.

Dzwonił już spanikowany trener Smuda, że wypadł mu kolejny środkowy obrońca? Perquis ma złamaną rękę, Głowackiemu ciągle coś dolega, Wasilewski dopiero co był na wylocie.
Czy spanikowany, to nie wiem. Kontakt ze sztabem kadry jednak miałem… W 1992 roku Duńczycy mieli nie jechać na mistrzostwa Europy, ale w ostatniej chwili wskoczyli za Jugosławię i zdobyli złoto. Może jak tylu z nas odpoczywa przed Euro, to pójdzie lepiej? (śmiech)

Furtka do kadry otworzyła się ostatnio odrobinę szerzej? Zimą miałeś mieszane odczucia.
Nigdy nie myślałem o tym, że będę pewniakiem, że pojadę na turniej. Jak będę się koncentrował na powołaniach, to pewnie będę grał gorzej. Nawet jeśli sportowo odrobinę się zbliżyłem, to wszystko komplikuje kontuzja. Zawsze mogło być jednak gorzej, nadzieja wciąż jest.

Przez chwilę myślałeś, że Euro masz już z głowy.
Mignął mi przed oczami czarny scenariusz. W pewnym momencie byłem kompletnie zdezorientowany, trochę podłamany, już myślałem, że to koniec. Wziąłem się w garść, poczekałem na konkretne diagnozy, załatwiłem leczenie w Polsce i walczę o spełnienie marzeń.

Klub nie robił problemów z przyjazdem do Polski?
Trener Czerczesow sam był piłkarzem, z niejednego pieca chleb jadł i wie, jak to wygląda. Cieszę się, że trener podszedł do całej sytuacji po ludzku i nie robił żadnych problemów. Uważam, że w kraju, w którym znam język, wyleczę się szybciej. Wcześniej były jednak pomysły, że albo zostanę w Rosji, albo przyjadę na zabieg do Niemiec. Z kim ja bym tam się dogadał?

Ktoś z kadry oglądał was w Rosji?
Słyszałem, że ktoś ma przyjechać nas obejrzeć.

Sławomir Peszko słusznie wyleciał z kadry?
To, co ktoś robi po meczu, jest jego indywidualną sprawą, jednak trzeba na siebie uważać tym bardziej, że jest się reprezentantem kraju..

Jak jechałeś do Tereka, to mówiłeś, że dopiero okaże się, czy to dobry wybór. No więc, dobry czy zły?
Nie było żadnego wyboru (śmiech). W piłkę nie gra się do końca życia, więc jeśli ktoś proponuje ci naprawdę dobre warunki finansowe, to grzechem byłoby nie skorzystać.

Ktokolwiek by cię nie zapytał o ten transfer, to zaczynasz mówić o kasie.
A co mam powiedzieć? Ł»e zostawiłbym rodzinę i wyjechał za granicę przy takich samych warunkach finansowych? No, raczej nie. Czymś zawodnika z innego kraju trzeba skusić, żeby chciał przyjechać. Myślę, że przeprowadzka do Tereka błędem nie była, liga rosyjska słabsza od polskiej na pewno nie jest. Ci, z którymi gramy w grupie spadkowej, do ogórków nie należą, ale ja czekam na mecze z Zenitem, Rubinem czy CSKA.

Masz zapisane w kontrakcie premie za wygrany mecz? Cleber w wywiadzie dla Weszło mówił, że to bezcelowe, bo i tak od właściciela dostaje się znacznie więcej.
Ja nie mam i nikt takich w klubie chyba nie ma. Ale Brazylijczycy nam opowiadali, że kiedyś z właścicielem umawiali się na jedno, a dostawali zupełnie co innego. Z dużą nawiązką. Teraz bronimy się przed spadkiem, więc trudno liczyć na wielkie premie. Jak już się utrzymamy i powalczymy o najwyższe cele, to wtedy poznamy hojność właściciela.

Dotychczas graliście w kratkę.
Dobrze się zaczęło, bo od trzech zwycięstw z rzędu. Pojechaliśmy na mecz pucharowy z Wołgą, prowadziliśmy 1-0, mieliśmy jednego zawodnika więcej, a przegraliśmy po dogrywce. Jak zaczynało już się układać, to znowu graliśmy z Wołgą, tym razem w lidze i u siebie, znowu w plecy a scenariusz był podobny tyle że bez dogrywki (śmiech).

Boiska w dobrym stanie?
Zima w Rosji trwa dłużej i jest troszkę mroźniejsza niż w Polsce, więc często gramy na sztucznych boiskach. Jak się trafi trawiaste, to jest takie, jak po srogiej zimie w Polsce. Płyta jak na Widzewie, czyli – delikatnie mówiąc – szału nie ma. W Groznym boisko jest w bardzo dobrym stanie, aż za dobrym, bo ciężko czasami nadążyć za piłką. Tam gramy tylko mecze, bo na co dzień treningi są w Kisłowodzku, gdzie mieszkamy, ok 480 kilometrów od Groznego. Cały czas latamy samolotami, choć jak chłopaki wrócili z zimowego obozu, to tę końcową drogę przebyli autokarem.

Warunki w całym kraju są bardzo zróżnicowane.
Jak wracałem teraz do Polski, to na lotnisko w Wodach Mineralnych temperatura sięgała 23 stopni Celsjusza, po wylądowaniu w Moskwie, temperatura wynosiła cztery kreski na minusie i padał śnieg. To samo, jak lecieliśmy z drużyną na mecz do Permu.

Duży ten Kisłowodzk?
Ze 150 tysięcy ludzi, takie Zakopane dwadzieścia lat temu. Mnóstwo ośrodków wypoczynkowych, sanatoriów, wielu turystów. Ciężko było się przestawić z życia w stolicy na życie o wiele spokojniejsze. Wychowałem się jednak w Pabianicach, niewielkim mieście, więc nie jest to dla mnie żadne problem.

Lepsze chyba to, niż życie w Groznym.
Na pewno kultura jest zupełnie inna niż w Europie, natomiast jeśli chodzi o bezpieczeństwo to nic złego tam nie widziałem, żadnych zatargów czy spięć na ulicach. Miasto się rozwija, powstają nowe budowle, wszystko jest zadbane. Rzeczywistość różni się trochę od wizji w naszej wyobraźni, że to miejsce pełne strzelanin. Wygląda to zupełnie inaczej, naprawdę jest spokojnie i bezpiecznie. Chociaż początkowo, jak zobaczyłem, że na każdym skrzyżowaniu stoją z kałachami, to trochę się przestraszyłem. Podobno będzie lepiej, mają zmienić broń na krótką.

Języka nie znasz właściwie w ogóle.
Cały czas się uczę i nie wszystko rozumiem, chociaż czasem się domyślę, o co chodzi. Na samym początku pobytu w Rosji chciałem zamówić taksówkę, więc zamawiam w jednej korporacji i czekam, zamawiam w drugiej – czekam, w trzeciej to samo oczywiście żadna nie podjechała. Poszedłem w końcu pieszo do Maćka i zamówiliśmy od niego. Przyjechała po 40 minutach. Piotrek Polczak powiedział mi wcześniej, co dokładnie mam mówić, zamawiając taryfę, ale kobitka coś się jeszcze pytała. To mówię: da, da, okiej. I okazało się, że tamte trzy, po które ja dzwoniłem, też w końcu pod mój dom przyjechały, ale mnie już dawno nie było.

Wiele osób namawiało cię, żebyś do Rosji nie jechał, żebyś został w Legii.
Trener Skorża rozmawiał ze mną kilkukrotnie, przekonywał do pozostania, ale nie robił problemów za co jestem mu bardzo wdzięczny. Zrozumiał moją sytuację. Wcześniej nie skorzystałem z ofert z Chin i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ale Terek mnie skusił. Od początku byli zdecydowani i bardzo konkretni.

To był ostatni gwizdek, aby wyjechać?
Zdaję sobie sprawę, w jakim jestem wieku. Gdybym był młodszy, bardziej bym się wahał. Pewna osoba powiedziała mi, i pewnie za chwilę się uśmiechnie, że fajnie jest walczyć o medale, ale potem zostają ci tylko one. Nic więcej. A jakoś żyć przecież trzeba. Mam ryzykować, że za kilkanaście lat będę zastanawiał się, co włożyć do garnka? Nie, dziękuję.

Gdybyś miał 22 lata, był czołową postacią ligi polskiej i przykładowo grał na skrzydle, to zdecydowałbyś się na taki transfer?
Nie dziwię się Maćkowi, że tak wybrał. Na jego miejscu miałbym duży dylemat, ale nie mówię, że bym nie pojechał. Nie oszukujmy się, wszyscy wyjeżdżają przede wszystkim po to, żeby zarobić.

Prezydenta Czeczenii poznałeś?
Podczas prezentacji całej drużyny, która odbyła się w jednym z pałaców w centrum Groznego, otrzymaliśmy osobiście od Prezydenta koszulki. Później odbył się koncert jakiejś piosenkarki oraz taniec czeczeńskich dzieci, który był niesamowity. . Prezydent jest właściwie na wszystkich naszych meczach, ale do szatni nie wchodzi.

Krążą o nim przeróżne historie.
Po pierwsze, to nie moja sprawa. Po drugie, to mój szef.

Podobno jest pomysł, abyście na stałe przenieśli się do Groznego, tam miałby powstać cały ośrodek treningowy.
Słyszałem o tym, ale to nic pewnego. Przyznam szczerze, że przeprowadzka do Czeczenii w tej chwili mnie nie przekonuje. A propos, poznałem pewnego razu gościa, który prowadzi w hotelu siłownię, nazywa się Salim. Opowiadali z kolegą, że jak była wojna w Czeczenii, to przyjechali do Polski na dwa i pół roku. Rozmawiam z jego kumplem i on mówi:
– U was psy niedobre.
– Jakie psy?
– Polizei. Niedobre!
– Dlaczego?
– Bardzo niedobre. Popiliśmy trochę, porwaliśmy dziewczynę, to wsadzili nas za kratki! Bo u nas to był taki zwyczaj, że jak ci się podoba dziewczyna, to ją porywasz…
No i opowiadał, że prowadził samochód po alkoholu i nie wie dlaczego, ale zabrali mu prawo jazdy.

Pomówmy chwilę o Legii. Sporting był nie do przejścia?
Wtedy grali zupełnie inaczej, niż teraz. Byli w dołku, bez formy. Wygrana z Legią, awans do dalszej fazy dał im jednak wiatr w żagle. Teraz Sporting ograł u siebie znakomity Athletic, pogromcę Schalke. Duży szacunek dla nich.

W grze Legii widać spory regres.
Czy ja wiem? Jak się wygrywa, to wszyscy się zachwycają grą. Jak się przegrywa, to każdy narzeka z byle powodu. Fakt, jest gorzej, niż jesienią, ale Legia wciąż jest liderem ekstraklasy, ma szansę wygrać Puchar Polski.

Z Lechem stworzyli sobie pół sytuacji.
Nie wiem dlaczego.

Ljuboja ma destrukcyjny wpływ na resztę zespołu?
Skąd w ogóle wzięły się takie hasła? Grałem z nim pół roku w Legii, cały czas reagował w ten sposób, ale mnie to nie przeszkadzało. Może reaguje tak, bo jest zły na siebie? Cristiano Ronaldo też denerwuje się w barwny sposób. Jak komuś w Legii to przeszkadza, niech powiedzą mu wprost.

Podobno mówią.
Nie wiem jak to wygląda od środka bo nie ma mnie w szatni. Ja złego słowa o nim nie mogę powiedzieć, przez wspólnie spędzony okres strzelał bramki, zaliczał asysty a w sumie to do niego należy.

Legia zasługuje na mistrza?
Jasne. No, bo kto inny?

Tak właściwie to nie zasługuje nikt…
Dziś nie idzie Legii tak jak powinno iść, są w lekkim dołku, ale popatrzmy w przyszłość. Stolica, mnóstwo wspaniałych kibiców, nowy stadion, buduje się mocny zespół z perspektywami. W Lidze Mistrzów może to załapać, mogą dostać się do fazy grupowej. Co będzie, jeśli mistrza zdobędzie klub bez jakiejkolwiek kasy na transfery, będzie liczył, że a nuż się uda? A jak się nie uda to znowu żaden polski zespół nie będzie grał w Champions League czy w Lidze Europejskiej.

Dzisiejsza walka o tytuł to zwykłe człapanie.
Może i tak, ale mistrzostwo powinna zdobyć Legia, która jesienią grała bardzo dobrze. Czy pół roku temu Ruch zasługiwał na tytuł? Odnoszę się akurat do Ruchu ponieważ jest na drugim miejscu i każdy zarzuca Legii, że przy aktualnej formie nie należy jej się tytuł.

Raczej nie.
To samo Korona. Ale jakbym zapytał cię, czy Legia jesienią dobrze się prezentowała, to przyznałbyś mi rację. Patrzmy przez pryzmat całego sezonu, a nie kilku ostatnich kolejek. Nie można przez pełen rok grać na równym poziomie, zawsze zdarzają sie momenty lepsze i gorsze, z którymi zespół musi sobie poradzić i wierzę w to, że Legia sobie poradzi.

Rozmawiał PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama