– Tu go bronię bo jak ktoś idzie na trybuny i krzyczy „Małecki, twoja matka to kurwa”, bo często tak się zdarza, to jest ok, tak? I to nie są ekstremalne przykłady, takie rzeczy dzieją się cały czas. 90% kibiców drużyny przeciwnej wyzywa w ten sposób. Ciągle Małecki i Małecki. Jemu jest bardzo ciężko tę presję wytrzymywać. Mówię: jest to naganne zachowanie, ale po tych wszystkich przejściach będę go bronił. Zdaję sobie sprawę, że Patryk odbiera dziś dużo rzeczy negatywnie, ale jak to wszystko zrozumie, to wiele, wiele klubów będzie miało z niego sporo pożytku – opowiada Michał Probierz w obszernej rozmowie z Weszło.
Trudniej jest Wisłę prowadzić czy trudniej będzie ją rewolucjonizować?
I to, i to, bo nie można zapominać, że przyszedłem tu w bardzo trudnym momencie, po odpadnięciu z Ligi Europy, po przegranym meczu. Tworzyć coś od podstaw jest dużo, dużo łatwiej, bo można wprowadzić swoje pomysły i trenować z siedem tygodni. A my przez te pięć tygodni za dużo nie trenowaliśmy, bo po prostu nie było możliwości. Za dużo było tych urazów, a jak część zawodników musi się operować, to jest problem.
W lecie będzie tworzenie od podstaw?
Nie całkiem od podstaw, bo pamiętajmy, że czternastu zawodników ma kontrakty.
Wiceprezes Jacek Bednarz powiedział, że na sprzedaż są wszyscy poza Danielem Brudem i Michałem Czekajem. Dziwnie to brzmi w porównaniu choćby z Meliksonem czy ostatnio Genkowem.
Jak Ronaldo odchodził z Manchesteru, to też wszyscy narzekali, a po transferze pojawili się nowi piłkarze. Wisła egzystuje od 1906 roku, zawodnicy odchodzą i przychodzą. Sam jestem zwolennikiem takiego myślenia, że każdy jest na sprzedaż. Ale zgadzam się, że Meliksona i Genkowa trudno byłoby zastąpić.
Melikson w ogóle jest do zastąpienia?
Jeżeli oferta będzie satysfakcjonowała klub, to ja na pewno nie postawię weta. Takie są realia, żyjemy w Polsce i kształtujemy zawodników do wyjazdu. Czytałem ostatnio ciekawy artykuł, że wszyscy żałują w Borussii, że Lewandowski jest Polakiem, bo jakby był z Europy, to już by kosztował z 40-50 milionów euro.
Ale nie sądzi pan, że na Meliksonie można byłoby budować silną Wisłę na kilka lat?
Jeszcze raz mówię – nie neguję jego umiejętności, ale taka jest polityka klubu. Albo idziesz z nią w zgodzie, albo odpadasz. Przychodząc tutaj, wiedziałem, w jakim kierunku podążamy i liczę, że uda się to poukładać. Wyniki może nie są takie, jakby sobie każdy wymarzył, ale trzeba umieć żyć z presją.
A polityka klubu jest właściwa, jeśli chce się stawiać tylko na Polaków?
Ale nikt tak nie powiedział. To są wypowiedzi dziennikarzy. My powiedzieliśmy, że chcemy dobrych piłkarzy.
Pan tak powiedział, natomiast Bednarz sugerował, że chce oprzeć Wisłę na Polakach.
On też powiedział: dobrych piłkarzy, a przy okazji Polaków.
Ale nie czuje pan takiej przesadzonej presji, żeby stawiać właśnie na Polaków?
Nie czuję presji, ale szukamy zawodników, jeździmy po niższych ligach. Pamiętam, jak sprowadzano Kamila Kosowskiego z Górnika. Kamil nie był jeszcze wielkim piłkarzem, ale tu się właśnie ukształtował. Sztuką jest znaleźć takiego piłkarza. Skauci już mają ciekawą listę.
A pan woli pracować z zawodnikami, którzy mają za sobą kawał kariery, czy z takimi, którzy dopiero się będą kształtować?
Z takimi i z takimi. Przez ostatnie trzy lata w jednym klubie sam sobie ich ustawiałem, jak chciałem, a w ostatnich siedmiu-ośmiu miesiącach było rzeczywiście burzliwie, bo do każdego klubu wchodziłem w trakcie rundy, w każdym były problemy, ale zostały doświadczenia na lata.
Powtarzał pan w kilku wywiadach, że trener powinien wywoływać stan oscylujący pomiędzy podziwem a…
…strachem. To słowa Batistuty, które mi się bardzo podobają. U mnie sprawa jest prosta – najważniejszy jest zespół. Czasem słyszę, że to ja chcę być gwiazdą. Nieprawda. Jak ktoś mnie o coś pyta, to odpowiadam, jak nie, to nie. Są też okresy, kiedy się wyciszam. Ale generalnie jestem w piłce bardzo długo – siedemnaście lat jako piłkarz, teraz cały czas jako trener i też czasem potrzebuję odpoczynku. Najbardziej bawią mnie te porównania do Guardioli. Polski Guardiola, polski Ferguson. Niedługo będziemy mówić, że polityk jest podobny do Mitteranda. Takie to dziwne.
Ale sam pan kiedyś powiedział, że w Barcelonie pomylili pana z Guardiolą.
Byłem na meczu Barcelona – Manchester United i przy okazji kibice robili sobie jaja, że mają zdjęcie z kopią Guardioli. Ale ja się nie porównuję do niego, oczywiście go cenię, ale śmieszy mnie, że Probierz ubiera się jak Guardiola. Pracowałem przed nim jeszcze dwa lata i już w drugiej lidze w Polonii Bytom chodziłem w garniturze, bo mecz to dla mnie święto.
Twierdzi pan, że nie podoba się panu taka łatka, ale skoro sam pan opowiada anegdoty, że pana mylą z Guardiolą, to porównania nasuwają się same.
To nie tak. To ktoś z Polski widział.
Aha, czyli sam pan o tym nie mówił, tak?
Ja tego nie powiedziałem.
(Dla pewności sprawdziliśmy. Cytat z „Przeglądu Sportowego” z 20.05.2010:
PS: Kilkudniowy zarost, starannie dobrane garnitury i ekspresyjne zachowanie przy ławce. Podobno stylizuje się pan na Josepa Guardiolę, trenera Barcelony.
Sam się z tego śmieję, ale… coś w tym jest. Rok temu pojechałem na finał Ligi Mistrzów do Rzymu. Barcelona grała z moim ulubionym klubem, Manchesterem United. Zdziwiłem się, kiedy kilku kibiców Barcy mnie zaczepiło i poprosiło o wspólne zdjęcie. Nie wiedziałem do końca dlaczego, dopóki jeden z nich nie zaczął do mnie mówić Pepe. Nie porównuję się jednak do trenera Barcelony tylko z jednego powodu. Nigdy nie będę miał takich zawodników jak Guardiola, a on nigdy nie poprowadzi takich, jak moi.)
OK, wróćmy do słów Batistuty. Ciężko mi sobie wyobrazić, że wywołuje pan stan między zachwytem a strachem w Kirmie czy Jaliensie.
Pan nie jest w stanie ocenić, czy takiego stanu nie ma. Ani pan nie jest w nich, ani ja.
Dlatego mówię, że ciężko mi sobie wyobrazić, a nie, że definitywnie tego stanu nie ma.
Mamy 25 zawodników i w przypadku zwycięstw wygrywają oni, a jak się przegrywa, to winny jest trener.
Nie ma pan wrażenia, że w Wiśle jest dziś odwrotnie? Ł»e uwaga kibiców skupia się bardziej na piłkarzach?
Kiedy przed rokiem zdobywali mistrzostwo, wszyscy wynosili ich pod niebiosa. Podkreślam – nie jestem typem, który na kogokolwiek nadaje, staram się zawodnikom pomóc. Czy ktoś jest zadowolony, że ze mną pracuje, to jego sprawa. My musimy osiągać wyniki i to jest u trenera najważniejsze. Nie jest sztuką mówić piłkarzom to, co chcą usłyszeć, sztuką jest egzekwować to, czego się oczekuje. Jest to trudne, bo zdaję sobie sprawę, że za dwa miesiące niektórzy mogą siedzieć w domu i pić kawę.
Wspomniał pan niedawno, że część zawodników może po kilku miesiącach się odezwać i powiedzieć: „trenerze, nie spodziewaliśmy się, że będzie tak ciężko o nowy klub”. Odnosił się pan do kogoś konkretnego z Wisły?
Do każdego piłkarza. Wielu uważa, że są pokrzywdzeni w jakimś klubie, nagle przechodzą do innego i okazuje się, że warunki są gorsze, wszystko jest nie takie, jak miało być. „Kurde, nie doceniałem tego, co mam”. Dlaczego piłkarze po trzydziestce dochodzą do takiej stabilizacji, że walczą jak najdłużej, żeby grać? Bo widzą, że to ucieka. Jak w aforyzmie – za kobietą jak za cieniem – jak za nią podążasz, to ucieka.
I widzi pan tę determinację, żeby grać jak najdłużej, choćby u Jaliensa i Lameya? Nawet nie grają u pana tyle co u poprzedników.
Może nie grają, ale trenują solidnie i są brani pod uwagę. Gdyby tak nie trenowali, to by ich tu nie było. Nie udało nam się pewnych rzeczy osiągnąć, ale grają najlepsi. Nie udało nam się w Pucharze Polski, ale krok po kroku będziemy chcieli to zmontować. A opinię na temat tych zawodników nie kreujemy my, tylko media. Dziennikarze robią dziś listy, kogo w Wiśle nie będzie, a kto do niej przyjdzie. Trzeba to szanować, bo to dobry temat, ale ta przerwa po sezonie będzie bardzo długa. Dziewiątego mają kończy się liga, a zawodnicy mają do 30 czerwca kontrakty. Możemy podejmować te decyzje w spokoju. Rozmawiałem z częścią zawodników, którym kończą się umowy, i niektórzy wiedzą, że mają szansę. Kwestia, jak się zaprezentują w tych czterech meczach. Grają o swoją przyszłość i jeśli dadzą z siebie wszystko i będą się chcieli podporządkować zespołowi, to na pewno o nich powalczę.
Patryk Małecki się podporządkował?
Nie ma problemu z nim.
I nie potępia pan pokazywania środkowego palca kibicom? A może właśnie cieszy się pan w duchu, że Małecki podchodzi do tego wszystkiego tak emocjonalnie?
Na pewno jego zachowanie jest naganne, jeśli była taka sytuacja.
No, była. Są zdjęcia.
Ale tu go bronię, bo jak ktoś idzie na trybuny i krzyczy „Małecki, twoja matka to kurwa”, bo często tak się zdarza, to jest ok, tak? I to nie są ekstremalne przykłady, takie rzeczy dzieją się cały czas. 90% kibiców drużyny przeciwnej wyzywa w ten sposób. Ciągle Małecki i Małecki. Jemu jest bardzo ciężko tę presję wytrzymywać. Mówię: jest to naganne zachowanie, ale po tych wszystkich przejściach będę go bronił. Zdaję sobie sprawę, że Patryk odbiera dziś dużo rzeczy negatywnie, ale jak to wszystko zrozumie, to wiele, wiele klubów będzie miało z niego sporo pożytku.
Wiele, wiele klubów, czyli…
Mówię „klubów”, bo to młody chłopak. Na dzień dzisiejszy jest w Wiśle, ale co będzie później, nigdy nie wiadomo. Ja też za tydzień czy za miesiąc mogę być w innych klubach.
A nie uważa pan, że dawanie kolejnych szans Małeckiemu to hodowanie zawodnika, który będzie miał toksyczny wpływ na szatnię? Sam Patryk powiedział, że po ostatnim odsunięciu tylko Osman Chavez podał mu rękę i powiedział, że będzie dobrze.
Wiele tematów, które dotyczyły Patryka i były poruszone w mediach, jest nieprawdą. Powiedzieć coś z boku jest bardzo łatwo.
Nie uważa pan, że piłkarze na tym poziomie powinni sobie umieć radzić z presją? Dziesięciu pozostałych zawodników pierwszej jedenastki – na kogokolwiek by pan nie postawił – nie ma takich problemów.
To trzeba na meczu siedzieć i posłuchać. Powiem jeszcze raz – niewyobrażalne jest dla mnie, że jak ktoś wyzywa, to jest bezkarny. A takim ludziom jak Patryk trzeba dawać szansę, bo to dla nich jedyna odskocznia.
Porozmawiajmy o Danielu Brudzie, bo naszym zdaniem to przesada, że tak się tego zawodnika foruje. Trochę na zasadzie alibi, że w końcu mamy jakiegoś wychowanka.
Bardzo fajnie pan to określił, że „wy uważacie”. Bardzo mi się to podoba. Wielu uważa, że po lewej stronie krytykujecie i obrażacie wszystkich po kolei, a po prawej piszecie fajne artykuły, tak?
To są ogólniki. Ja mówię o konkretach.
Więc ja nie uważam, że ten chłopak jest dzisiaj w wielkiej formie, bo nie grał długo, ale można na niego postawić i w meczu, po którym go skrytykowaliście, mogę panu pokazać płytę DVD i pokazać, że trzy razy na bramkę strzelał. A wy pisaliście, że grał tylko do tyłu. Prędzej zrozumiałbym taką krytykę po Jagiellonii.
Widziałem Bruda we wszystkich meczach w tym sezonie i w zdecydowanej większości raził ten jego brak kreatywności.
To pana punkt widzenia. Ja mam inny.
Drugi zawodnik, którego skrytykowaliśmy, to Andraż Kirm. Za to, jak mówi po polsku.
To już takie niuanse… Będąc w Grecji widziałem, że wszyscy udzielają wywiadów w swoich ojczystych językach, a obok stoją tłumacze. Choć Kirmowi na pewno byłoby łatwiej, gdyby się polskiego nauczył.
To już brak profesjonalizmu.
Nie. On bardzo dużo rozumie, a może nie chce się wypowiadać, żeby nie mówić „kali chcieć, kali musieć”. Nie uważam tego za brak profesjonalizmu.
Po trzech latach? Facet z innego kraju słowiańskiego?
Profesjonalizm pokazuje się na boisku. Po angielsku może się dogadać z każdym.
A pan w której szatni bardziej podszkolił języki? W Arisie czy w Wiśle?
No, bez przesady. Niemiecki znałem dużo, dużo wcześniej.
A angielski?
To chyba pana strona krytykowała to „faster”. Ale ja się nie wstydzę i mam gdzieś, co kto mówi. Najważniejsze, że się dogaduję. Odprawy prowadzę generalnie w trzech językach.
Wisła swego czasu zorganizowała lekcje języka polskiego dla piłkarzy. I to z dużą pompą, były media, były kamery.
Nie wypowiadam się, bo nie było mnie tu wtedy.
Nie uważa pan, że takie lekcje powinny mieć miejsce teraz?
Nie. A o tamte wcześniejsze lekcje proszę pytać Adriana (Ochalika, rzecznika klubu).
Powiedział pan niedawno, że nie interesuje pana, czy i w jakich grupkach zawodnicy chodzą na miasto.
Kompletnie mnie to nie interesuje.
Czyli w ten sposób nie buduje się team spirit?
Wie pan, słyszałem kiedyś, że team spirit buduje się przy piwie wieczorem. No to gratuluję. Ja jestem zwolennikiem tego, że zespół ma być na boisku. Na obozie można siedzieć razem, ale nie mogę wybierać, kto ma z kim chodzić na miasto. Pan też nie chodzi ze wszystkimi z Weszło na kawę po pracy.
Bo jesteśmy z różnych miejscowości.
…
W Wiśle spotkał się pan z największą presją z wszystkich klubów, w których pan pracował czy jednak w Arisie była większa?
W każdym klubie jest presja, nawet jeśli prowadzi się dzieci, bo zawsze chce się wygrywać. Trenowanie to moja pasja i jej się oddałem. Jak skończyłem 22 lata, zrobiłem pierwszy kurs trenerski w Niemczech i wiedziałem, że będę w tym kierunku szedł. Presję można sobie narzucać samemu i samemu też ją zdejmować. Wisła to taki klub, który musi wygrywać, bo prezes Cupiał zawsze chce go widzieć u góry.
Janusz Basałaj powiedział w „Dzienniku Polskim”, że Michał Probierz to kalkulator, który siedzi, liczy, analizuje i padnie, a się nie podda.
Nie czytałem. Ale rzeczywiście nie jestem typem, który się czegokolwiek boi. Najprościej jest się poddać. Sztuką jest walczyć do samego końca, bo w którymś momencie i tak cię zwolnią. Wtedy trzeba spojrzeć w lustro, powiedzieć: „sorry, nie mogłem dać z siebie więcej”, odejść i po jakimś czasie się z tymi ludźmi spotkać.
I tego Arisu w ogóle pan nie żałuje?
Ani przez sekundę. Pan też lubi pisać i nie podejrzewam, że robi pan to dla Weszło za darmo.
Był pan nadzieją dla polskich trenerów, że da się jakoś wybić za granicę.
Tak, ale co, ja mam nadzieją żyć? Jestem profesjonalistą i za pracę mi się płaci. Nie pracuję za darmo.
W ŁKS-ie nie było z tym problemu?
Z ŁKS-em mam wszystko uregulowane.
Jak podchodzi pan do doniesień, że po Euro Franciszek Smuda będzie miał w Wiśle miękkie lądowanie? To też słowa Janusza Basałaja.
Tak samo się tym przejmuje jak doniesieniami, że byłem jedną nogą w Lechu Poznań.
To pana wyjątkowo drażniło.
Bardziej śmieszyło. Czemu miało drażnić?
Bo wyjątkowo często pan o tym mówił.
Nazwiska nie przekręcili, drogi nie zbudowali do Poznania i nieprawdą jest, że byłem w Poznaniu i prowadziłem jakiekolwiek rozmowy.
Jest chemia z Jackiem Bednarzem?
Zatrudnił mnie prezes Basałaj i zmiana prezesa na pewno była dla mnie trudną sytuacją. Potem doszedł wiceprezes Bednarz, ale mamy obrany pewien kierunek i chcemy zbudować dobry zespół.
Bednarz zapytany o pana zaakcentował, że w razie problemów, które pewnie się pojawią, trzeba będzie szukać rozwiązania. Dziwne, w takich sytuacjach zwykle wygłasza się oklepane formułki, że trener ma pełne poparcie itp.
Przynajmniej nie było formułek i jesteście zadowoleni (uśmiech).
A pan jest?
To moja praca. A to, co ktoś mówi, można przekręcić na różne sposoby.
Znalazłem kilku zawodników, którym kończą się latem kontrakty i którymi Wisła mogłaby się zainteresować. Ciekaw jestem pana opinii. Dudu Paraiba…
Z tego, co wiem, kontrakt mu się nie kończy.
Widzew mu nie płaci i Dudu będzie chciał rozwiązać kontrakt.
Ma kontrakt, także nie ma tematu.
OK, kwestia czasu. A np. Tomasz Cywka albo Ebi Smolarek, który – jeśli wierzyć doniesieniom Mateusza Borka – zarabia w Holandii bardzo mało?
W polskiej ekstraklasie jest jeszcze ze 111 zawodników, którym się kończą umowy. Ja też patrzę charakterologicznie, żeby był ten team spirit na boisku. Rywalizacja o miejsce w składzie bez obrażania się.
Canal+ podał niedawno statystyki, w których widać było, że Wisła ma bardzo niski procent goli w stosunku do strzałów na bramkę.
Racja, dlatego cieszy mnie, że w ostatnich dwóch meczach strzeliliśmy sześć goli i stworzyliśmy bardzo dużo sytuacji. Widzę tu spory postęp.
Z czego to wynika, że nagle przy panu odrodził się nieskuteczny zwykle Cwetan Genkow?
Wie pan, mnie to się bardzo podoba, kiedy mówi się, że klub jest uzależniony od jednego piłkarza. Wyjmijmy Ronaldo i Messiego z Realu i Barcelony, i zobaczymy, ile te drużyny będą strzelać bramek.
Ale dlaczego mówi pan o tym w kontekście Genkowa?
Mówi pan, że jesteśmy uzależnieni od Genkowa.
Nie powiedziałem tak.
Powiedział pan.
Nie.
Jak to nie?
Powiedziałem, że Genkow odrodził się przy panu.
A to przepraszam. Odrodził się, gra, strzela, ma potencjał i myślę, że będzie grał jeszcze lepiej.
Liczył pan kiedyś, ile traci pan kalorii przy linii bocznej podczas meczu?
Znalazłbym kilku innych, którzy też tracą dużo.
Orest Lenczyk twierdzi, że wszystko, co ma zawodnikom do przekazania, przekazuje na treningach. Pan jest całkowitym zaprzeczeniem tego.
Każdy ma swoją wizję i żadnej nie można negować. Rzadko się zdarza, żeby ktoś cały mecz siedział na ławce, może z wyjątkiem trenera Lenczyka. Ale najprościej jest powiedzieć, że ja bym się zachowywał tak albo tak, a różnica jest taka, że gdyby pan prowadził zespół, to by pan zobaczył, jakie są emocje. Sam czasami patrzę w telewizję i myślę: „kurde, po co człowiek tak pajacuje”, ale taki już jestem. Niczego nie robię na pokaz.
Podoba się panu opinia, że podchodzi pan do przeciwnika jak do wroga, którego trzeba za wszelką cenę unicestwić?
A przeciwnik podchodzi do mnie jak do przyjaciela? Nie wydaje mi się. Pan chce coś ode mnie wyciągnąć, zdenerwować mnie. Chce pan, żebym coś powiedział. To wszystko jest gra.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Pozostałe wywiady z Michałem Probierzem znajdziecie TUTAJ i TUTAJ.