Gdy Djibril Cisse wysłuchiwał mojego pytania przeglądając Facebooka, już wiedziałem, że będzie wesoło.
– Djibril, dlaczego kariera DJ’a jest lepsza niż kariera piłkarza?
(konsternacja)
– Co kurwa?
(powtórzenie pytania)
(konsternacja)
– Nie jest lepsza.
Równie efektowne wejście w turniej Neymar Jr’s Five co ja w wywiad miała Kapela Weselna.
W zasadzie od pierwszego meczu w szeregach naszych rozpoczęło się spoglądanie na resztę zespołów. Ujmijmy to delikatnie: 0:5 z ekipą z Rumunii nie było początkiem, który chłopaki wyśnili sobie w najskrytszych snach. Niestety w trakcie turnieju bardzo dała o sobie znać brutalność sposobu, w jakim toczy się gra (przypomnijmy – po straconej bramce z boiska schodzi zawodnik). W momencie najmniejszej wpadki ten system potrafi błyskawicznie przemielić na miazgę nawet drużynę, która do momentu utraty bramki grała jak równy z równym. Niby mecz dobrze się układa, pada gol z czapy – niewiele można zrobić, uratowanie się przed 0:5 urasta do rangi dużego wyczynu. Tak było w meczu z Austrią, gdy przy 0:0 Kapela nie wykorzystała setki (a potem się spieprzyło), tak było w meczu o wszystko z Brazylią, w którym zanim wszystko się rozstrzygnęło wyszła sam na sam (a potem się spieprzyło). Mimo że turniej rozgrywany jest na przedmieściach Santosu, zapachniało Ekstraklasą – szybko strzelona bramka ustawiała mecz.
W zasadzie na palcach jednej ręki można policzyć ekipy, które tracąc gola potrafiły jeszcze się odrodzić. Małe boisko, można odbijać piłkę od band, robi się więcej miejsca i przy stosunku graczy 4 na 5 rozpoczyna się spokojne rozgrywanie piłki po obwodzie. Przegrywająca drużyna nie ma wtedy wyjścia – musi podejść wyżej i spróbować odebrać, skoro mecz trwa tylko dziesięć minut. No i wtedy – jak Kapela Weselna – zostaje skarcona i traci drugą bramkę. A wtedy następuje egzekucja.
Kapela Weselna mimo wpadek cały czas mogła jednak patrzeć na ten turniej ze względnym optymizmem. Z sześciozespołowej grupy (oprócz Polski – Rumunia, Pakistan, Austria, Brazylia, Grecja) na pewniaka wychodziły bowiem trzy ekipy. Czwarta – przy odpowiednim układzie meczów z pozostałych grup. Po pierwszym przegranym meczu morale Kapeli szybko zostało odbudowane – od początku podostrzyli i wykręcili 5:0 z Pakistanem. Później dostali znów w czapkę (0:5 z Austrią) i znów wykręcili dający nadzieję wynik z Grecją (2:0). I w sumie nadzieję dawała też gra – tak naprawdę mecz powinien zakończyć się nokautem. Dwa niestrzelone karne, ze dwie niestrzelone setki… Co tu kryć – było blisko.
W tym momencie Kapela Weselna zaczęła liczyć. Liczyła punkty i bilans bramek, zaczęła liczyć także na Brazylię i Pakistan. Pierwsza miała ogolić wszystkich jak leci, drugi – miał pourywać punkty rywalom. Niestety – Pakistan urwał punkty wyłącznie Austrii, ale na nic się to zdało, skoro chwilę potem Austria pokonała klepiących wszystkich jak dzieci Brazylijczyków. Mecze ułożyły się w najgorszy możliwy sposób i nawet mimo dwóch zwycięstw i nie najgorszej gry – nasi zakończyli turniej na piątym miejscu w grupie. A warto dodać, że z innych grup kwalifikowały się zespoły z czterema i pięcioma oczkami.
Ale czy ma to w ogóle jakieś znaczenie? No nie, bo mecz nie toczył się przecież o złote kalesony (choć sparing w nagrodę z Neymarem i ekipą jest czymś, o co warto powalczyć), a przecież cały turniej to przede wszystkim zajebista przygoda. I tak to trzeba traktować – no bo czy da się wyobrazić bardziej kozacką rzecz, niż zaproszenie na turniej od samego Neymara?
JB
OGLĄDAJ JUTRO O 17:00 NA ŻYWO PÓŁFINAŁ I FINAŁ NEYMAR JR’S FIVE