La Liga w sobotę: obrona Saragossy rozsypana jak domek z kart

redakcja

Autor:redakcja

07 kwietnia 2012, 22:43 • 2 min czytania

Zmarnowany rzut karny, ale świetne pół godziny gry gospodarzy zwiastowały dzisiejszego wieczoru piłkarski spektakl na La Romareda. Taki, w którym jeden zespół bije w mur, a dzielny kopciuszek próbuje się odgryźć. Niestety, bezzębni gospodarze wturlali co prawda gola, ale wcześniej zmarnowali rzut karny i ledwie po wyjściu na prowadzenie oddali pole gry po fatalnych błędach. A w takim wypadku zanosiło się tylko na jedno – pogrom. Real Saragossa 1:4 FC Barcelona.
Największym problemem gospodarzy było to, że czerwona kartka (druga żółta) z 45. minuty była jak końcowy gwizdek sędziego. Bo nikt już nie wierzył, że po serii niefortunnych zdarzeń Saragossa podniesie się jeszcze ze stanu 1:2. Zaczęło się bowiem od niewykorzystanego karnego, a późniejsze prowadzenie nie dało zbyt wiele radości, bo po pięciu minutach był remis. A przy straconym golu na 1:1 Barcelonie wydatnie pomógł w tym wydatnie bramkarz Realu, co dodatkowo musiało dobić jego kolegów (na video ok. 50 sekundy)…

La Liga w sobotę: obrona Saragossy rozsypana jak domek z kart
Reklama

Ledwie gospodarze otarli się po pierwszym straconym golu i stanęli na nogi, a już Messi po raz drugi pakował piłkę do siatki. Nad wydarzeniami na La Romareda nie panowali już zatem tylko gospodarze, ale i dziennikarze „Marki”. Strona główna hiszpańskiego dziennika w ciągu kilku minut zmieniała się bowiem trzy razy, co zresztą najlepiej oddawało dramaturgie pierwszej połowy.

Reklama

Po przerwie neutralni fani nie mieli niestety już większej potrzeby odświeżania wyniku, bo liczba bramek mogła się zmieniać jedynie po stronie Barcy. Jedyną szansą dla gospodarzy była ręka Keity w polu karnym Blaugrany, którą na dobrą sprawę można było odgwizdać (chociaż nie trzeba było – przypadkowa).

Piłkarze Guardioli znów udowodnili, że nie mają w zwyczaju składać broni i przynajmniej na chwilę znów zbliżają się do Realu na odległość trzech punktów. Saragossa z kolei do swojego eldorado, czyli do miejsca nad kreską, potrzebuje aż czterech punktów. Taki dystans daje coraz mniejsze nadzieje na utrzymanie i triumfalny przejazd rowerem trenera Manolo Jimeneza po mieście. Na ten moment grozi mu jedynie dość długa i wyczerpująca podróż – do rodzinnej Sewilli wraz z walizkami.

FK

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama