Wrzutka do Bońka: o Piechu, Piszczku, wyborach w PZPN i trochę o historii…

redakcja

Autor:redakcja

07 kwietnia 2012, 11:18 • 11 min czytania

Czas na kolejne pytania czytelników Weszło do Zbigniewa Bońka. Miało być ich co tydzień dziesięć, ale dzisiaj z rozpędu zadaliśmy trochę więcej. Przypominamy, że każdy ma szansę zadać pytanie Bońkowi – wystarczy wysłać maila na adres [email protected] do czwartku, do godziny 18.00.

Wrzutka do Bońka: o Piechu, Piszczku, wyborach w PZPN i trochę o historii…
Reklama

Kamil Zamorano: Co zdecydowało, że przed Mundialem 1982 roku nie wybrał Pan Barcelony
tylko Juve?

W tamtym czasie najmocniejsze kluby były we Włoszech, tam był najlepszy futbol. Ówczesna Barcelona nie równała się z ówczesnym Juventusem. Chociaż rzeczywiście z Barceloną też rozmawiałem, w moim mieszkaniu przy ulicy Narutowicza w Łodzi odwiedził mnie nawet Helenio Herrera.

Reklama


Kamil Zamorano: Czy miał Pan duży żal do Górskiego, że nie wziął Pana na Igrzyska do Montrealu (zabawne, że bardzo dobrze grał tam Platini)? Czy ten zespół z Bońkiem w składzie mógł ograć NRD w finale i obronić złoty olimpijski medal? Ś.p. Kazimierz Górskie podobno powiedział wtedy, że jest Pan młody i nie jedne Igrzyska przed Panem. Czy jednak czasem wtedy już nie było wiadomo, że przepisy dotyczące występów piłkarzy ze strefy UEFA na Igrzyskach Olimpijskich zmienią się dość radykalnie już od Moskwy 1980?

Wydaje mi się, że bym tej drużyny nie osłabił, wręcz przeciwnie. W tamtym czasie wybrano mnie najlepszym piłkarzem rundy wiosennej, byłem w dobrej formie. Jednak trener Górski miał prawo uważać, że z generacją piłkarzy z 1974 roku pomoże mu obronić olimpijskie złoto. Trudno mieć o to do niego pretensje, konkurencja była wtedy niezwykła. Z panem Kazimierzem śmialiśmy się potem z tego. Mówił mi: – Myślałem, że jeszcze na igrzyska pojedziesz, a… nie pojechałeś.

Trudno, nie mam żalu, pod względem finansowym olimpijskie stypendium nie jest mi potrzebne, a pod względem sportowym złoty medal olimpijski to nie jest trofeum szczególnie istotne. Na igrzyskach startują najlepsi zawodnicy w swoich dyscyplinach, za wyjątkiem… piłki nożnej.


Helter-Skelter: Panie Zbyszku, w najbliższym czasie ukaże się książka o Andrzeju Iwanie, piłkarzu z pańskiego pokolenia. Kiedy Pan pokusi się o podsumowanie swojej kariery w jakiejś publikacji? Wydaje mi się, że taka pozycja byłaby wręcz wskazana, zwłaszcza w trudnych czasach dla polskiej piłki, której brak wzorców i wielkich osobowości. Młodzi często kojarzą Bońka z ogólnego medialnego wizerunku bądź… skrótów na youtubie (dobrze że są). Na pewno miałby Pan wiele ciekawych historii do opowiedzenia.

Czasami się nad tym zastanawiam, mam kilka propozycji. Pociąga mnie myśl o napisaniu książki, w której przedstawione byłoby 10 najważniejszych meczów, w których brałem udział, z całym bogatym tłem, bo przecież mecz zawsze może być punktem wyjścia do wielu innych opowieści. Ale czy ja wiem, czy jest sens to pisać? Może za cztery lata, na 60. urodziny? Może to będzie moment, by pewien etap życia podsumować?

Muszę natomiast powiedzieć, że z wielką ciekawością oczekuję na książkę Andrzeja. Wiem, że 23 kwietnia odbędzie się w Warszawie wieczór autorski dla zaproszonych gości, z wielką chęcią się na nim pojawię, już sobie ten termin zakreśliłem w kalendarzu. „Ajwen” to była i jest osoba nietuzinkowa, ciekawa, miałem z nim zawsze dobre relacje i cieszę się, że napisał książkę. A jeśli jest z niej zadowolony – cieszę się podwójnie.


FAULIK: Moje pytanie jest proste. Jakich napastników powinien powołać Smuda? Czy widzi Pan Arka Piecha w kadrze?

Niewątpliwie Piech jest jednym z niewielu napastników, którzy wyróżniają się w naszej lidze. Jeżeli na Euro pojedzie 23 piłkarzy, to można zgadywać, że powinno to być 3 bramkarzy, 8 obrońców, 8 pomocników i 4 napastników. Bo jeśli chcemy zagrać w tym turnieju minimum cztery mecze, to minimum tych 4 zawodników pierwszej linii powinniśmy zabrać. Dzisiaj trudno jest wymienić czterech napastników i nie wymienić Piecha – takie są realia naszej piłki. Co do tego zawodnika, to muszę powiedzieć, że zawsze miał przekonanie do swoich umiejętności. Kiedy nie radził sobie w Widzewie, chciałem go ściągnąć do Zawiszy Bydgoszcz. Rozmawialiśmy na ten temat, Piech powiedział mi: – Ja jestem przekonany, że mogę zaistnieć w ekstraklasie… I miał rację!


Kochamiwonkę: Panie Zbigniewie dlaczego został Pan w Italii po zakończeniu kariery? Co Pana tak urzekło i jak wygląda typowy dzień w słonecznej Romie?

Nic mnie nie urzekło. Dzisiaj świat jest mały, podróż z Katowic do Warszawy trwa tyle samo, co z Rzymu do Warszawy. Dwie gazety, kawa i jest się na miejscu. Chodziło o coś zupełnie innego – we Włoszech do szkoły chodziły moje dzieci, miałem też na miejscu różne biznesy. Chciałem zaczekać dwa czy trzy lata, zastanawiałem się, co dalej… Ale mężczyzna żyje tam, gdzie chcą żyć jego żona i dzieci. Okazało się, że pozostanie w Rzymie było dobrym rozwiązaniem.

Jak wygląda mój typowy dzień? Wcześnie wstaję, około siódmej rano. Zawsze chodzę do tej samej kawiarenki na śniadanie, tam czeka już na mnie kawa i gazety. O 8.30 jestem w biurze, gdzie siedzę do 13, sprawdzam, co się dzieje, wykonuję zwykłe zawodowe czynności. Od 13 mam już czas dla siebie. Gram w tenisa, w piłkę pięcioosobową, w golfa, często oglądam polską ligę albo idę do studia włoskiej telewizji.


Kermit: Wiele się mówi, że to kim jest Jakub Blaszczykowski to zasługa śp. Doktora Wielkoszynskiego. Czy to prawda, że pan tak wspaniale grał w meczach europejskich (Puchar Mistrzów) i nazywany był pięknością nocy dzięki współpracy ze śp. doktorem i takim doborem treningów, aby wtedy być w lepszej formie niż np. w Serie A?

Doktora Wielkoszyńskiego szanowałem i lubiłem, to był znakomity specjalista. Kilka razy był mocno zaskoczony moimi wynikami, ale muszę przyznać, że o formę dbałem przede wszystkim sam. Miałem też szczęście trafiać na dobrych trenerów, poczynając od trenera Piechniczka. Do Włoch trafiłem w wieku 26 lat i tam często zostawałem sam po treningach, żeby jeszcze mocniej dać sobie w kość, wywiozłem z Polski pewną kulturę przygotowania do meczów, co mi pomagało.


MACIEK OBORSKI: Co Pan uważa o tzw. profesjonalizacji sędziów w Polsce? Ma to w ogóle sens? Czy sama zmiana stosunku pracy na podstawie którego pracować będą sędziowie cokolwiek zmieni? Jakie zmiany dodatkowe Pan by widział jako niezbędne do poprawienia jakości sędziowania na polskich boiskach.

Zawodowi sędziowie są milej widziany przez UEFA i FIFA, niewątpliwie trzeba będzie iść w tym kierunku, natomiast można dyskutować, jak to zawodowstwo powinno zostać zorganizowane. Dzisiaj na portalu Interia.pl napisałem na ten tekst, w którym poniekąd zgadzam się z wieloma wnioskami zawartymi kilka dni wcześniej na Weszło. Moim zdaniem nie można uciec od tego, że sędziowie powinni się promować dobrą formą, że powinna być konkurencyjność, że nie może to był zawodowstwo na zasadzie „czy się stoi, czy się leży”. Nie uważam też, by sędzia bezwzględnie nie mógł pracować od poniedziałku do piątku – jest wiele zawodów, które śmiało można połączyć z sędziowaniem.

Bartgor: Kiedyś w jednej z gazet przeczytałem artykuł, ze polskie największe kluby są obecnie w stanie zapewnić piłkarzom zarobki na poziomie słabszych klubów Serie A. Mam takie pytanie. Czy w tej chwili w tych „gorszych” zespołach Serie A są rzeczywiście piłkarze, którzy potrafili by podnieść jakość naszych najlepszych drużyn i czy myśli Pan że tacy piłkarze w ogóle byliby zainteresowani grą w takiej lidze jak polska?

Popularność polskiej ligi nie jest zbyt wielka, chociaż to się oczywiście zmienia. Co do piłkarzy z Włoch to dziś nawet ci z Serie B mogą być w naszej ekstraklasie wyróżniającymi się postaciami, tak jak Edgar Cani – strzelił dla Polonii 10 goli, a przecież we Włoszech nie był piłkarzem, który się wybijał, grał w drugoligowej Modenie. Myślę, że dla takich zawodników liga polska może być lepszą trampoliną do pokazania się na rynku międzynarodowym, przy czym ta polska trampolina jest coraz bardziej atrakcyjna finansowo. Dlatego warto przeczesywać ten rynek.


d.zakrzewski: Z jakim trenerem w trakcie piłkarskiej kariery najlepiej się Panu współpracowało? Który z tych trenerów zasługuje na szczególne docenienie i dlaczego?

Miałem szczęście do dobrych trenerów. Już jako dziecko w Zawiszy trafiłem w ręce fachowców, potem dobrze wspominam Leszka Jezierskiego, Jacka Machcińskiego, dużo mnie nauczył Antoni Piechniczek. Natomiast jeśli miałbym wybrać numer jeden to wskazałbym Giovanniego Trapattoniego, który był dla nas zawodników jak dobry ojciec, niezwykle pomocny, interesował się wszystkim, co nas dotyczyło.


Radek: Witam, jak wiadomo pierwszym murzynem w naszej lidze był właśnie Zbigniew Boniek.
A ja mam pytanie skąd właśnie taka “ksywka” bo umówmy się, że z murzynem to na pierwszy rzut oka ma Pan wspólnego tyle co ja z samochodami drogimi czyli nic?

Zawsze byłem biały, słońce mnie nie łapało, więc koledzy – dla przekory – zaczęli wołać na mnie „Murzyn”. Byłem więc pierwszym „Murzynem” w naszej lidze. I w naszej reprezentacji.


Batigol 78: W jednym z ostatnich numerów dziennika „Polska the Times” postawił Pan tezę o słabości naszej ligi wynikającej z małej ilości punktów lidera na obecnym etapie rozgrywek. Stwierdził Pan również, ze „jesteśmy chyba jedyną taką ligą w Europie”. Są to bardzo popularne twierdzenia, nie raz i nie dwa powtarzane zarówno przez ekspertów (Wojciech Kowalczyk), jak i gazety/portale (Weszło). Na „oko” rzeczywiście wydaje się to trafne określenie, ale wypadałoby przynajmniej pobieżnie skonfrontować to z innymi ligami i zobaczyć czy fakty pokrywają się z domysłami. Zobaczmy jak to wyglądało w dobrze Panu znanej Serie A:

Lider Ekstraklasy po 23 kolejce: Legia Warszawa – 44 punkty, bramki: 37-13
Lider Serie A po 23 kolejce: Juventus Turyn – 47 punktów, bramki: 34-14

Wygląda to wręcz bliźniaczo podobnie. Należałoby wziąć również pod uwagę fakt, iż zarówno Serie A jak i inne poważne ligi są 20 zespołowe, a Ekstraklasa 16, więc teoretycznie „łatwiej” o punkty w lidze o większym składzie (większa różnica poziomów między drużynami). Dosyć podobnie wygląda sytuacja w wielu innych ligach Europy (poza wyjątkami typu Hiszpania), więc wydaje się, ze wszechobecna teza, iż tylko u nas lider tabeli zdobywa zawstydzającą liczbę punktów są wyolbrzymione i w moim przekonaniu wynikają ze złudzenia jakie zapewnia 16 zespołowa liga (na tym samym etapie kalendarzowym zachodnie ligi mają o wiele więcej meczów, więc i więcej punktów).

Moje pytanie brzmi więc: co Pan sądzi na ten temat i czy po przytoczeniu owych faktów nadal Pan podtrzymuje swoją opinię o „wyjątkowej” słabości naszej ligi w oparciu o dorobek punktowy lidera, a jeśli tak, to czy mógłbym prosić o szerszą argumentację ?

Proponuję, byśmy wrócili do tego pytania, gdy już się zakończą rozgrywki ligi polskiej i włoskiej, a wtedy sprawdzimy, ile punktów na ile możliwych zdobył mistrz Włoch, a ile mistrz Polski. Wydaje mi się, że te proporcje nie będą identyczne. Odnoszę wrażenie, że w Polsce mamy spłaszczenie tabeli, co w tym konkretnym przypadkiem po prostu efektem równania w dół, braku drużyny, która potrafi wybić się ponad przeciętność. Ale OK, poczekajmy do końca i wtedy wszystko policzmy.


Piotr Burkhardt: Panie Zbyszku, osiągnął Pan niesamowity sukces jako piłkarz, jeden z największych w polskiej piłce. Czy nie uważa Pan, że właściwie to ma Pan obowiązek (!) bardziej zaangażować się w polską piłkę? Mówię przede wszystkim o zrobieniu porządku z PZPN-em. Wiem, że to trudne, ale jeśli nie Pan, to już chyba nikt.

Byłem już wiceprezesem PZPN i wtedy sporo spraw zaczynało się układać – centralizacja praw telewizyjnych, sponsorzy, pierwszy po latach wyjazd na finały mistrzostw świata. Ale każda demokracja ma jedną zaletę – ktoś jest przez kogoś wybierany. Ja podobno jestem z tych niewybieralnych, za to szanowanych. Wolę cieszyć się poparciem i szacunkiem kibiców niż być mile widzianym przez wąską, kilkudziesięcioosobową grupę, która decyduje, kto zostanie prezesem związku.


Dominik Szymański: Jak Pan ocenia pomysł i możliwą realizację, aby połączyć rozgrywki Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy w jedną formułę? Czy to szansa dla słabszych lig, jak nasza, czy wręcz przeciwnie – odcięcie możliwości konkurowania nawet w słabszej LE?

Trwa dyskusja na ten temat. Myśli się o rozbudowaniu Ligi Mistrzów do 16 grup po 4 zespoły, co oznaczałoby 32 drużyny w fazie pucharowej. Może jak UEFA zrobi jedne rozgrywki, do których wrzuci wszystkich, to i nam uda się wreszcie dostać. Reforma Michela Platiniego miała na pomóc, ale jak do dzisiaj nie pomogliśmy sami sobie. W każdym razie – na pewno nic nie zmieni się do 2015 roku, bo do tego czasu podpisane są kontrakty telewizyjne.


Bartekb9: Panie Zbigniewie, czy mógłby Pan wyrazić swoje zdanie na temat przyszłości Juventusu Turyn? Jak zapatruje się Pan na szanse tego klubu na scudetto, na sukces w przyszłorocznej Lidze Mistrzów? Czy Juve wreszcie wróci na szczyt europejskiej piłki? Utrzymuje Pan kontakty z obecnymi władzami klubu i posiada jakieś przecieki na temat letniego mercato? Pozdrawiam serdecznie.

Juventus już dziś walczy o mistrzostwo, jest jedną z ewidentnie najlepszych drużyn we Włoszech, jest teraz w Turynie dobry klimat dla piłki. Klub po trudnym okresie, związanym z aferą korupcyjną, wychodzi na prostą i wydaje mi się, że jest bliski pełnego odbudowania utraconej renomy. Natomiast rzeczywistość jest dziś taka, że drużyny włoskie odbiegają poziomem od hiszpańskich, co widzieliśmy wyraźnie w dwumeczu Milanu z Barceloną, dlatego nawet dominacja we Włoszech nie musi oznaczać sukcesów w Europie. Na razie rządzi Barcelona.

Panie Zbyszku czy faktycznie gra przy sztucznym oświetleniu miała dla Pana jakieś znaczenie? Pozdrawiam, Tomasz Kryński.

Znaczenia nie miała. We Włoszech występowałem przez sześć sezonów i na swoim kominku mam 4 statuetki dla najlepszego ligowca na swojej pozycji – była kiedyś taka klasyfikacja prowadzona przez kilka gazet. To oznacza, że bez względu na porę rozgrywania meczu byłem zawodnikiem równym, przez cały okres gry w Serie A. Z drugiej strony, na pewno wolałem grać przy sztucznym oświetleniu, tak jak każdy piłkarz, a europejskie puchary nakręcały mnie szczególnie.


misiek21bum: Ile jest prawdy w transferze فukasza Piszczka do Interu Mediolan?

Gdybym był na miejscu dyrektorów Interu, to robiłbym wszystko, żeby Łukasza Piszczka ściągnąć, bo to jeden z trzech najlepszych prawych obrońców w Europie. Dla samego zawodnika przejście z Borussii do Interu byłoby krokiem do przodu, nawet jeśli w przyszłym sezonie Inter nie zagra w Lidze Mistrzów. Borussia zagra i co z tego, skoro odpadnie w fazie grupowej? Zresztą, trudno mi się zgodzić z opinią, że Borussia jest najlepszym niemieckim klubem. Gra fajną piłkę, ale Bayern Monachium przeciwników, którzy radzili sobie z Borussią w grupie Ligi Mistrzów z łatwością ogrywa. Bayernowi brakuje stabilizacji, natomiast szczytowych możliwości obu drużyn nie ma sensu porównywać.

Najnowsze

Inne kraje

Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego

Braian Wilma
0
Świderski przedwcześnie zszedł z boiska. Fatalna sytuacja Drągowskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama