Fiorentina w tarapatach. Dość powiedzieć, że w największych od ponad dekady, czyli od czasu… kiedy klub ogłosił bankructwo. Po późniejszym zmartwychwstaniu i walki o czołowe lokaty pora zmierzyć się z perspektywą spadku. Zwłaszcza, że Artur Boruc i spółka zawodzą nawet bardziej niż Inter i dostają po nosie od wszystkich. A winnych nie widać nawet po dzisiejszej porażce 1:2 z Chievo Werona, bo piłkarze tchórzą niczym kapitan Costa Concordia.
– Ciężko nam grać przed własną publicznością, kiedy energię odbierają nam nasi kibice. Zawodnicy się ich zwyczajnie boją i nie potrafią w żaden sposób skoncentrować się na grze w piłkę – tłumaczy Delio Rossi. Trener, który dopuścił do tego, że jego zespół na siedem ostatnich spotkań wygrał jedno. W dodatku z Ceseną, czyli czerwoną latarnią ligi, włoskim odpowiednikiem Cracovii. Pracownicy klubu z Florencji mają zresztą z Cracovią wiele wspólnego, szczególnie motto: co złego, to nie my.
Po wcześniejszym meczu z Genoą chętnych do pomeczowego wywiadu zabrakło, bo Viola grała na wyjeździe i fatalnej postawy nie dało się zrzucić na postawę własnych kibiców. A wówczas przede wszystkim zabrakło właśnie koncentracji, o której dziś wypowiadał się Delio Rossi. Jego piłkarze stracili punkty dopiero w doliczonym czasie gry a, Genoa wyrównała stan meczu na 2:2.
Goście nijak nie potrafili spożytkować także przewagi psychicznej, bowiem ich rywal do tego czasu nie wygrał sześciu kolejnych gier z rzędu. Ale czego oczekiwać od graczy, którzy zaledwie tydzień przed feralnym podziałem punktów negatywnie wpisali się na kartach klubowej historii. Porażka 0:5 z Juventusem była najwyższą na własnym boisku w 84-letniej historii Violi, a nastroje w zespole najlepiej oddawał kapitan Riccardo Montolivo, który płakał jeszcze przed zejściem do szatni.
Winą za obecny stan rzeczy nijak nie idzie obarczyć Artura Boruca, który według prasy wciąż należy do czołowych fachowców Serie A na swojej pozycji. Problem w tym, że znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie i co tydzień musi nadwyrężać plecy, żeby kilka razy sięgać po piłkę w siatce. Ponoć ma tego dosyć i na razie nie zamierza przedłużyć kontraktu, który wygasa mu latem przyszłego roku. Chętnych nie powinno zabraknąć, podobnie jak w przypadku Juana Manuela Vargasa.
Peruwiańczyk z końcem sezonu przystąpi najpewniej do rozmów z Bayernem, Liverpoolem i Zenitem Sankt Petersburg. W wyjeździe z Florencji wydatnie pomógłby mu jednak… spadek, bo działacze nie podyktowaliby wtedy za niego zaporowej ceny. Trudno ocenić czy w decydującym momencie motywacji nie zabraknie także gwiazdorowi Stevanovi Joveticiowi, który już spotkał się z przedstawicielami Chelsea. Czarnogórzec może być spokojny o swoją przyszłość w odróżnieniu od klubu, którego sytuacja w tabeli wygląda tak:
W ciągu najbliższych tygodni sytuacja może się jeszcze pogorszyć, bo Violę czekają teraz potyczki kolejno z: Milanem, Palermo, Romą i Interem. W takim wypadku pięć punktów nad Lecce nie daje już wielkiego komfortu, bo fakty są takie, że załamanym kibicom widmo spadku coraz częściej zagląda w oczy. Ale w głównej mierze tylko im, bo większa część przestraszonych graczy już gotuje się do ucieczki z tonącego okrętu.
FK
