Marcin Budziński zasłynął wywiadem, w którym przeczołgał się tak bardzo, jak nie przeczołgał go nigdy nikt inny – że nie ma talentu, że nie wie, co w nim widzą trenerzy i że generalnie traci nadzieję na to, że zostanie chociaż ligowym średniakiem. Jeśli nie czytaliście – kliknijcie TUTAJ.
Dzisiaj znowu dokonał auto-zjebki, po meczu Lech – Cracovia. Doceniamy szczerość Budzińskiego, ale to samobiczowanie wydaje się jakieś przesadne, niezdrowe, wykraczające poza twarde stąpanie po ziemi. Tyle pieniędzy wydają kluby na kontrakty dla zawodników – niech czasami sypną groszem na psychologa. Mamy wrażenie, że Marcinowi ktoś taki by się przydał.
Chłopaku, mówi się, że wiara przenosi góry. Weź to sobie do serca.