Chciał tylko naprawić kolano. Nie obudził się przez 30 lat…

redakcja

Autor:redakcja

27 marca 2012, 09:46 • 4 min czytania

Bernadette od trzydziestu lat czeka na przebudzenie swojego męża. Wierzy, że będzie mogła z nim porozmawiać i opowiedzieć, co wydarzyło się przez trzy dekady. Przytaczając jego historię, momentalnie na myśl przychodzi dramat Jerzego Hawrylewicza, który przebywał w śpiączce przez 17 lat. Różni się tylko tym, że „Czarodziej z Marschwegu” zapadł w nią wskutek zawału serca. Jean Pierre Adams – bo o nim mowa – pozostaje w niej z powodu lekarskiego błędu.
– Zaczynają się przygotowywać. Zaraz przyjdzie anestezjolog – powiedział do swojej żony przed zabiegiem rekonstrukcji więzadła krzyżowego. Zwykłe ACL. Jak się okazało nigdy więcej się nie odezwał. Dramat całej rodziny rozpoczął się 17 marca 1982 roku. Operacja nie miała trwać długo, w końcu nie należy do skomplikowanych zabiegów. Niestety. Ciało Adamsa źle zareagowało na wstrzyknięte znieczulenie. Piłkarz doznał skurczu oskrzeli, w wyniku czego pojawiły się poważne problemy z oddychaniem, a co za tym idzie mózg przestał otrzymywać potrzebny mu tlen. Od tamtej pory Francuz znajduje się w stanie wegetatywnym.

Chciał tylko naprawić kolano. Nie obudził się przez 30 lat…
Reklama

Sąd bardzo długo badał całą sprawę. Ostatecznie uznał, że częściowo odpowiedzialny za wypadek jest personel kliniki, który – jego zdaniem – zaniedbał swojego pacjenta. Nieszczęsnego dnia w lyońskim szpitalu przebywał tylko jeden anestezjolog. Zwykle było dwóch, a nawet trzech. Lekarz miał w grafiku ośmiu pacjentów, z czego trzema zajmował się jednocześnie. Z powodu nawału pracy, część zadań powierzył niedoświadczonemu stażyście, który pomieszał proporcje podawanych środków. Najsmutniejsze są słowa syna piłkarza, Frederica, który uważa, że po wypadku tak naprawdę nikt nie próbował czegokolwiek zrobić. Nikomu nie zależało, by naprawić swój błąd.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Adams nigdy nie był rozpieszczany przez życie. Sam mówił, że od początku musiał walczyć. Jean Pierre przyszedł na świat w stolicy Senegalu, Dakarze, gdzie wychowywała go babcia. Do Francji, dzięki rodzinie zastępczej, trafił w wieku ośmiu lat. Nie był edukacyjnym prymusem, więc postanowił w całości poświęcić się swojej pasji. Już za młodu wyróżniał się swoją budową ciała. Trenerzy widzieli w nim typowego stopera. Środkowego obrońcę nie do przejścia. Nie pomylili się.

Na początku kariery grał w Loiret, US Cepoy i Racingu Fontainebleau, z którymi zdobył kilka amatorskich trofeów. W każdym zespole był postrachem napastników rywali. Jego agresywna, ale zarazem zgodna z przepisami gra nie uszła uwadze lepszych drużyn. Defensor postanowił przyjąć ofertę Nimes. Z „Krokodylami” zdobył wicemistrzostwo Francji, Puchar Alp, doszedł do półfinału Pucharu Francji i co najważniejsze – trafił do reprezentacji Francji. Najlepszym okresem w jego karierze była jednak gra w Nice, gdzie był gwiazdą całej drużyny. Z drużyną „Les Aiglons” zdobył kolejne wicemistrzostwo.

Odejście z Nice było dla niego jednym z największym błędów w karierze. Za namową projektanta mody, Daniela Hechtera przeszedł do PSG. Drużyna była w budowie, a Adams złapał kontuzję. Ostatecznie zrezygnował z niego Valibor Vasović. Chwilę później w atmosferze skandalu z klubem pożegnał się sam Hechter.

Będąc w Nice, Jean Pierre regularnie występował w kadrze. W sumie zanotował w jej barwach 22 spotkania. Wraz z pochodzącym z Gwadelupy Mariusem Tresorem tworzył „La Garde Noire”, czyli parę czarnych strażników. Byli trzonem ówczesnej reprezentacji. Adams może tylko żałować, że nie udało się mu zagrać na mundialach w 1978 i 1982 roku. Obaj do dzisiaj są przyjaciółmi. Tresor pomagał zbierać fundusze na operacje i leczenie kolegi z boiska.

Przeróżne akcje charytatywne odbywają się do tej pory. Kilka lat temu w hołdzie ojcu, Laurent i Frederick symbolicznie rozpoczęli ligowe spotkanie pomiędzy Nice, a Auxerre. – To straszny dramat i bolesna pamięć o tych wszystkich, którzy kochają futbol – mówił Jean Fernandes, który miał możliwość gry z Adamsem. Na wspomnianym meczu kibice Nice wywiesili transparent: „Jean Pierre Adams, one of us”. Fani nie zapomną mu tego, jak prezentował się w barwach ich klubu.

Image and video hosting by TinyPic

Laurent i Frederick w dniu tragedii byli jeszcze dziećmi. Pierwszy miał 12, a drugi raptem siedem lat. Obaj mają nadzieję, że Jean Pierre’owi będzie dane poznać ich wnuki. W tej chwili starszy prowadzi młodych zawodników w korsyckim Aregno-Calvi, zaś młodszy pracuje w szpitalu. Być może lekarska pomyłka, która odebrała mu ojca, odcisnęła na nim aż tak wielkie piętno. Ich zdaniem nie ma słów, które oddadzą to, co robi ich matka. Bernadette musiała porzucić stanowisko kierowniczki sklepu w Chalon. Właśnie w tym mieście jej mąż po raz ostatni zagrał w piłkę. Obecnie znajduje się tam kilka obiektów jego imienia.

Kobieta zasługuje na wszelkie skarby tego świata, a mimo to marzy tylko o jednym. Chce, aby jej ukochany się obudził. Aby jej miłość otworzyła mu oczy. Oboje przebywają obecnie w Rodilhan, małym miasteczku niedaleko Nimes. W tym samym domu wychowywali swoje dzieci. Jean Pierre stracił ponad połowę swojej wcześniejszej wagi. Mimo że rodzinie pomagają wykwalifikowani opiekunowie, Bernadette non stop jest przy jego łóżku.

– Kiedy słyszy szczekanie psów, bądź gdy czuje zapach innej osoby lekko porusza swoją głową. Czasami wydaje się, że słyszymy ciche kasłanie Nie możemy opuścić go nawet na noc. Nawet najmniejsze znaki są ogromną radością. Cały czas czekamy. Rozmawiamy z nim tak, jakby nas rozumiał. Dzielimy się z nim wszystkim, obchodzi z nami urodziny i Boże Narodzenie… Czy można coś zrobić? Nie możemy stracić nadziei – mówi.

MATEUSZ MICHAفEK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama