Polskie kluby tak długo ociągały się ze skorzystania z prezentu Michela Platiniego, że nim się obejrzeliśmy, decyzja o cofnięciu reformy została podjęta. Ten rok jest więc ostatnim, kiedy droga do raju jest mniej kręta. Los zadecydował, że ta ścieżka wiedzie przez Finlandię – Legia zagra z IFK Mariehamn.
Zespół z Wysp Alandzkich ma za sobą piękny czas, bowiem nigdy wcześniej nie wygrywał krajowego pucharu oraz mistrzostwa, a odpowiednio w 2015 i 2016 roku udało im się najpierw jedno, potem drugie. Ligę wzięli z przewagą trzech punktów nad HJK, co z pewnością było sensacją, w końcu nieopierzony rywal górował nad tym doświadczonym, który tytułów ma aż 27. W obecnym sezonie sytuacja zdaje się jednak wracać do normy, bo IFK jest trzecie po 14. kolejkach i ma już 11 oczek straty do lidera ze stolicy.
Mówimy więc o zespole ze słabego piłkarsko kraju, który został mistrzem, ale teraz wraca na swoje miejsca w szeregu – okolice najniższego stopnia podium, bo to tam przed zdobyciem tytułu najczęściej w ostatnich sezonach klasyfikowało się IFK. Nie ma się więc czego bać. To znaczy, gdybyśmy mieli robić pod siebie przed rywalem z drugiej rundy kwalifikacji trzeba by dać sobie spokój z tą piłką, ale tutaj naprawdę trudno znaleźć jakiekolwiek plusy na korzyść rywala Legii. Bo będzie w gazie, skoro ich liga gra od dłuższego czasu? Dajcie spokój. Finowie dwukrotnie podchodzili do pucharów, ani razu nie przeszli pierwszej próby. W eliminacjach do Ligi Europy przegrali 3:1 w dwumeczu z Interem Baku i 3:1 z norweskim Odds BK.
W drużynie nie uświadczycie znanych nazwisk, natomiast zwraca uwagę, że Finowie nie boją się prosić o posiłki zza granicy, bo plisko 50% piłkarzy nie jest miejscowych. Mają kanadyjskiego bramkarza z przeszłością w juniorach WBA, napastnika odpalonego pięć lat temu z Chicago Fire, Kenijczyków, Zimbabwijczyka, ludzi, wyciągniętych z piłkarskiego niebytu, których umiejętności zezwalają na niezłe granie w fińskie lidze.
37. w rankingu UEFA. Za Mołdawią i Albanią. Legia musi przejść tego rywala, to jej obowiązek. O poważniejszym graniu porozmawiamy najwcześniej od następnej rundy.
Fot. FotoPyk