Najlepszy jak na razie wywiad w 2012 roku. Szczerość Marcina Budzińskiego z Cracovii…

redakcja

Autor:redakcja

13 marca 2012, 18:13 • 3 min czytania

Mamy wywiad sezonu. Absolutnie. Przebywanie w jednej szatni z wiecznie kajającym się Mateuszem Ł»ytko musiało wywrzeć ogromny wpływ na psychikę Marcina Budzińskiego. Tak ogromny, że ten młody pomocnik – reprezentant Polski do lat 21 – postanowił wyznać, że w zasadzie to nie umie grać w piłkę, w ogóle niewiele umie. Jak już tak mu się zebrało na szczerość to mógł to powiedzieć, zanim Cracovia podpisała z nim kontrakt. Obyłoby się bez wielkich rozczarowań.
Uwaga, wywiad dla krakowskiej „Gazety Wyborczej” (TUTAJ). Zaczyna się tak…

– Chciałem porozmawiać o Pana zainteresowaniach, bo podobno są nietypowe jak na piłkarza. Muzyka, kino, książki…

– Może po prostu nie jestem prawdziwym piłkarzem? Może najlepsi nie czytają książek, a za to są geniuszami na boisku.

– Mocne słowa.

– Może i mocne, ale staram się nazywać rzeczy po imieniu. W ubiegłym sezonie grałem w czwartej lidze. Trener Dariusz Pasieka chciał mi pomóc, wyciągnął mnie do Cracovii, ale chyba nie udało się, bo potem trafiłem do Młodej Ekstraklasy. Może więc warto pomyśleć o innym zajęciu?

– Mówi Pan poważnie?

– Oczywiście dopóki mam ważne kontrakty [wypożyczenie do Cracovii do końca sezonu i umowa z Arką Gdynia do czerwca 2013 – przyp. red.], będę się starał robić swoje i ciężko pracować… Z tym że ta praca jest bezowocna, jak bicie głową w mur. Naturalnie nie poddaję się. I naprawdę nie jestem pesymistą, tylko realistą.

– Może jednak to zbyt surowa ocena? Z początku za występy w Arce był Pan chwalony.

– Niektórzy chcieli mnie zrobić wielkim zawodnikiem. Bardzo to doceniam, ale nigdy nie widziałem w sobie takiego talentu, jaki dostrzegali inni.

– To jaki ma Pan talent? Do muzyki?

– Też nie. Robię to w domowym zaciszu. Moje muzykowanie to coś, co nie nadaje się na pokaz… W sumie tak jak gra w piłkę.

Najlepszy jak na razie wywiad w 2012 roku. Szczerość Marcina Budzińskiego z Cracovii…
Reklama

(…)

– Nie żałuje Pan, że zamiast na muzykę, postawił na piłkę?

– Nie, bo wielkim muzykiem nigdy bym nie został. Piłkarzem zresztą też wielkim nie będę, choć myślałem, że uda się zostać choćby przeciętniakiem na poziomie ekstraklasy. Ale nawet o to jest ciężko.

Mieliśmy kiedyś takiego kolegę, który wiecznie coś zawalał w robocie. Spóźniał się, nie przysyłał tekstów, przepadał jak kamień w wodę, zapominał o spotkaniach… Szef tylko czekał na okazję, by go mocnymi słowami zdyscyplinować, ale wtedy ów dziennikarz odzywał się jako pierwszy i przeprowadzał samobiczowanie. Tak bardzo sam ze sobą jechał, że już w zasadzie nie było co dodać.

Reklama

Teraz niekwestionowanym mistrzem auto-zjebki zostaje Marcin Budziński. Każda jego odpowiedź – perełka! Nasz ulubiony fragment:

– To jaki ma Pan talent? Do muzyki?

– Też nie.

Marcin, serio, nie wiemy jak się do tego ustosunkować. Doceniamy szczerość, ale może spytaj lekarza o prozac, co? I w tajemnicy ci powiemy, że masz szczęście urodzić się w kraju, w którym prawie nikt nie umie grać w piłkę i nawet nie mając o tej dyscyplinie zbytniego pojęcia da się sporo zarobić. Postaraj się nie wychylać, jak już będziesz musiał zagrać w meczu, to podawaj tylko do najbliższego, najlepiej do tyłu. Jest szansa, że się przebujasz dziesięć lat i skończysz „karierę” jako posiadacz trzech mieszkań i 6-krotny reprezentant Polski.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama