Beznadziejne 75 minut, niezły ostatni kwadrans. 0:0 z Portugalią do przerwy pachniało cudem, w końcówce z kolei była okazja, by mecz wygrać. Ale znowu – jak zawsze – nie było to spotkanie, z którego można byłoby wyciągnąć jakieś poważne wnioski, poza takim, że grający na pełnym luzie Portugalczycy, niespecjalnie się wysilając, mogli w pierwszej połowie wbić kilka goli. PZPN-owcy stali jak pachołki, wokół nich krążyła piłka, a raz po raz ratował ich Wojciech Szczęsny – skąd my to znamy? Ale coś nam się zdaje, że w poważnym spotkaniu to jednak Nani i Ronaldo postawiliby na dobro zespołu, a nie własną sławę i podawaliby kolegom, by ci sobie strzelili do pustej bramki…
Jak ktoś chce się cieszyć – to niech się cieszy. Jak dla nas, największy pozytyw z tego spotkania jest taki, że nie mamy Portugalii w swojej grupie na Euro 2012, bo grając o punkty, na oczach całego świata, zrobiłaby z nas miazgę. Owszem, na koniec goście trochę zostali postraszeni – kiedy już z boiska zeszli Ronaldo, Nani, Almeida, Moutinho, Coentrao i Pepe – ale tylko trochę. To był jedyny fragment gry, gdy biało-czerwonej międzynarodówce nie trzeba było pampersów.
Generalnie – był to piknik, skoro pierwszy faul – o ile się nie mylimy – został popełniony w 21. minucie, co w normalnym meczu o stawkę jest nie do pomyślenia. I w tym pikniku Portugalczycy – jako zespół – to niestety wyglądali trzy razy lepiej. – Nie mogliśmy się odsłonić – podsumował Jakub Błaszczykowski, ale przecież poza tym, że PZPN stał na własnej połowie, to niewiele z tego stania wynikało i w zasadzie odsłonięty to zespół gospodarzy cały czas był. W TVP po spotkaniu zaprezentowano propagandę sukcesu gry defensywnej, zapominając, że podziękowania należałoby skierować przede wszystkim w stronę Naniego. Gdyby podawał zamiast strzelać, to obronę by krytykowano zamiast chwalić.
Najbardziej nam się podobał koniec pierwszej połowy, w czasie której PZPN wyglądał jak stado baranów i w czasie której jedną jedyną sytuację miał Ireneusz Jeleń po podaniu Nelsona (spokojnie, Nelson to Portugalczyk, jeszcze Smuda nie dał mu polskiego paszportu). Wtedy to Dariusz Szpakowski wypalił: – W sytuacjach jeden do jednego!
Jeden do jednego? Niepoczytalny czy co?
I przenosimy się do studia, a tam Jerzy Engel – znany spec od zbierania batów od Portugalii.
– Mogło być 0:3 – zaczął niezwykle ostro jak na siebie Kurowski.
– Dlaczego 0:3? – szczerze zdziwił się Engel, a później zaprezentował swój firmowy, obłudny uśmiech numer pięć. Zachodzi uzasadnione podejrzenie, że szalenie ważny ekspert w pierwszych 45 minutach przyciął komara.
Po chwili Engel dorzucił: – W końcówce pierwszej Jeleń dostał taką piłkę, jakbyśmy chcieli, żeby dostawał.
No tak. Dostał. Ale od przeciwnika.
Ostatni kwadrans, kiedy już Portugalczycy ściągnęli z boiska najlepszych piłkarzy, wyglądał lepiej i trochę zaciemnił obraz całego spotkania. Bo tak naprawdę PZPN był dzisiaj pasywny, przestraszony i silny głównie nieskutecznością przeciwnika. Przez 75 minut zanotował więcej kopnięć w aut niż do swojego zawodnika.
Podsumowując – fajny mecz i fajny wynik dla ludzi, którzy nie znają się na piłce. Justyna Pochanke jest ukontentowana.
* * *
Szpakowski jak zawsze przygotowany. Tym razem stwierdził, że Moussa Sow blokuje miejsce w składzie Lille Ireneuszowi Jeleniowi (Irek, schudnij!). Jak słusznie zauważył nasz czytelnik, Sow najwyraźniej blokuje Jelenia telefonicznie – jest przecież zawodnikiem Fenerbahce Stambuł.
Podobało nam się też zdanie: „Jak Rybus gra w kadrze to nie przegrywamy, a debiutował już w meczu z Rumunią”. No, piękne. Z Rumunią to – zdaje się – przegraliśmy 0:1. A w przegranych meczach z Hiszpanią, Danią i Kamerunem ten zawodnik też grał.
Nie można przejść obojętnie obok tragicznej publiczności. Zupełnie nie rozumiemy, dlaczego Szpakowski uznał za konieczne ciągle chwalić beznadziejny doping. Czy naprawdę tak trudno wykrztusić z siebie, że na meczach kadry nie ma już jakiekolwiek atmosfery? Może jeszcze niech TVP zacznie puszczać taśmę z dopingiem, by jeszcze bardziej zakłamać rzeczywistość?
Ach, i najlepszy dialog z meczu.
Juskowiak: – Brakuje nam centymetrów w polu karnym.
Szpakowski: – No i wzrostu, hehe.
* * *
Po ostatnim gwizdku przeprowadzono próbną ewakuację publiczności. Zakończyła się pomyślnie! Jak ktoś nie wie, o co chodzi, niech kliknie TUTAJ.