Nie ma co się dziwić Borysiukowi, dobrze zrobił

redakcja

Autor:redakcja

28 stycznia 2012, 19:59 • 4 min czytania

Do Kaiserslautern na pewno nie odejdzie – ogłosiła najbardziej sfiksowana, bardzo liczna grupa kibiców Legii. Bo to słaby klub, bo nisko w tabeli, bo nie gra w pucharach i w ogóle brzmi to wszystko niepoważne. Kasa się nie liczy, Ariel Borysiuk zostanie w Warszawie! Zupełnie jakby to właśnie w Warszawie był prawdziwy futbol, a w Kaiserslautern tylko podrzędny cyrk za większe siano. To piękne być zakochanym w swoim klubie do szaleństwa, ale jednak warto czasami przejrzeć na oczy. Kaiserslautern – chociażby nie wiadomo jak Legia się napinała – jest klubem bardziej renomowanym, lepszym, atrakcyjniejszym dla piłkarzy i grającym w nieporównywalnie poważniejszych rozgrywkach.
Ariel Borysiuk to nie znowu taki kozak, żeby miał przejść z Legii do Bayernu Monachium. Przeszedł do Kaiserslautern – pasuje. Jeśli okaże się na tę drużynę za dobry, czego mu życzymy, to ktoś go kupi. A jeśli okaże się akurat, właśnie na Kaiserslautern i nic lepszego, ale też nic gorszego – też fajnie. Tak jak liga polska nie wytrzymuje porównań z niemiecką, tak polskie kluby nie wytrzymują porównań z niemieckimi. I nie jest w tym momencie ważne, czy porównamy Legią do Kaiserslautern, Wisłę do Hannoveru czy Lecha do Norymbergi. Tutaj niektórzy mają zakrzywione spojrzenie, uważają, że wyjście z grupy w pucharach na kimkolwiek w Europie robi wrażenie – nie, nie robi. W piłkę gra się co tydzień, a nie od święta. Puchary to Borysiuk będzie miał co kolejkę.

Nie ma co się dziwić Borysiukowi, dobrze zrobił
Reklama

Nie będziemy się zresztą powtarzać, bo sytuacja jest absolutnie bliźniacza do tej ze Sławomirem Peszką i FC Koeln, wystarczy tylko zmienić nazwisko i nazwę klubu, wszystko się będzie zgadzać. Wtedy pisaliśmy tak:


Nasz najbardziej znany czteronerkowiec Sławomir Peszko ostatecznie poinformował Lecha Poznań, że odchodzi. OK – szerokiej drogi.

Reklama

W jednej sprawie musimy Sławcia wziąć w obronę. Otóż pojawiają się komentarze, że chłopak nie ma ambicji, skoro odchodzi z „Kolejorza” do broniącego się przed spadkiem 1.FC Koeln. Nie no, to akurat absurd – ambicje to on ma. Bez względu na to, jak w pucharach gra Lech, transfer do ligi niemieckiej to sportowy awans i to duży. Czasy, gdy naszych chcieli w Bundeslidze już dawno minęły i teraz przeskoczenie zachodniej granicy okazuje się dla niemal wszystkich polskich zawodników niemożliwe. Peszce się udało.

Są jednak głosy – ale puchary! Koeln nie gra w pucharach! Lech jest w 1/16! Z Bragą zagra!

No i co z tego?

W Bundeslidze wiosną Peszko zagra z (kolejność nieprzypadkowa) Werderem, Bayernem, Borussią, HSV, VfB, Wolfsburgiem, Bayerem i Schalke. Gorszy zestaw? Gdzieś mignie mu Robben, gdzieś Ribery i Klose, gdzieś Diego, Cacau, Raul czy Van Nistelrooy. Podolski poda do Peszki, Peszko do Petita (57-krotny reprezentant Portugalii), Petit do Podolskiego. Mówimy o innym świecie futbolu. Świecie, w jakim Lecha jeszcze nie ma i pewnie nigdy nie będzie. Przynajmniej nie zapowiada się, by za naszego życia Ekstraklasa wyprzedziła Bundesligę.

Braga, Braga… 1/16 finału. Czy Lech wygra Ligę Europejską? Raczej nie. A czy odpadnie w 1/16 czy 1/8 – jaka to niby różnica dla Peszki, w perspektywie lat, jakie jeszcze przed nim? Ma sobie powiedzieć: mogłem grać w Bundeslidze, ale wolałem rozegrać dwa albo cztery mecze w pucharach z Lechem? Dwa lata temu w 1/16 Pucharu UEFA było NEC Nijmegen, a w 1/8 Aalborg i Metalist Charków. Ktoś o tym pamięta? Rok temu w 1/16 był Hapoel, a Standard Liege nawet awansował do ćwierćfinału.

Albo weźmy 1/16 Pucharu UEFA sprzed trzech lat: Brann Bergen, Aberdeen, FC Zurych, Helsingborg, Slavia Praga, Norymberga… Naprawdę, nikt już nie pamięta tej wyliczanki. Puchary to fajna przygoda, ale tylko przygoda. Na co dzień w piłkę gra się gdzie indziej. Jeśli trzy lata temu jakiś piłkarz mógł przejść z Brann Bergen do Bundesligi, ale odpuścił transfer ze względu na puchary, to dziś może się uważać za frajera dekady. Oczywiście społeczność z Bergen może mieć inne zdanie…

Peszko idzie grać w piłkę. W poważną piłkę. Jak ambitny człowiek.

Legia też zrobiła dobry interes. Wziąć koło dwóch baniek euro za defensywnego pomocnika – to dobry wynik. Można szacować, że Borysiuk w Warszawie właśnie teraz osiągnął swoją maksymalną wartość – wciąż jest bardzo młody (w lipcu skończy 21 lat), ale już ma ogromne doświadczenie (90 meczów w ekstraklasie). Ł»eby miał kosztować więcej, to musiałby jednak bardzo się rozwinąć, zacząć strzelać trochę goli, wywalczyć sobie stałe miejsce w reprezentacji Polski. Musiałoby po prostu spełnić się sporo warunków, które wcale się spełnić nie muszą. Borysiuk grający tak jak teraz (powiedzmy szczerze – nie jest to klasa np. Radosława Michalskiego) za dwa czy trzy sezony kosztowałby nie dwa miliony, tylko milion. Jemu samemu zmiana otoczenia też wyjdzie na dobre, bo wydaje się, że kolejny bodziec był w jego przypadku konieczny. Czego jeszcze miał nauczyć się w kraju? Jeszcze brutalniejszych wślizgów?

Legia nie sprzedaje, bo ma taką fanaberię – sprzedaje bo musi. Borysiuk nie odchodzi, bo lubi niemieckie krajobrazy – odchodzi, bo to naturalna kolej rzeczy u piłkarza, który idzie w górę, a nie stoi w miejscu. Pewnie, że mógłby się Ariel spróbować rzucić na jeszcze głębszą wodę, ale różne są pomysły na budowanie kariery. Metoda małych kroków też często przynosi efekty. Pamiętacie innego defensywnego pomocnika, Przemysława Kaźmierczaka? Poszedł do Boavisty, zaprezentował się na nowym rynku i został sprowadzony przez FC Porto.

Niech się chłopakowi wiedzie. Otrzaska się w mocniejszej lidze, pewnie sędziowie i rywale trochę go utemperują, nabierze piłkarskiej ogłady. I może wtedy faktycznie będzie kosztował nie dwa, ale pięć milionów euro.

Najnowsze

Anglia

Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach

Braian Wilma
0
Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama