Spełnienie? Niedosyt? Coś pomiędzy jednym a drugim? Ocenić jednoznacznie sezon 16/17 w wykonaniu Lecha to jak przepuścić wielbłąda przez ucho igielne. Niby można próbować, ale szanse powodzenia są niewielkie. Gdyby założyć, że celem był awans do pucharów – został on zrealizowany. Biorąc pod uwagę promocję zawodników z akademii, którzy mieli przynieść klubowi zysk liczony w milionach euro – zadanie wykonane zostało z dużą nawiązką, bo zaraz skarbiec przy Bułgarskiej po brzegi wypełnią monety i banknoty za Kownackiego i Bednarka. Ale z kolei Kolejorz poległ w finałowej batalii o Puchar Polski, pozostawiając klubową gablotę bez dodatkowego trofeum, a na finiszu ligi dał się Jagiellonii w kilkanaście minut pozbawić wicemistrzostwa. I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze…
MOCNY PUNKT
Trudno określać pozycję Nenada Bjelicy w Poznaniu inaczej niż właśnie słowem „mocna”, gdy mówimy o trenerze mogącym lekką ręką skreślić dotychczasowego lidera Szymona Pawłowskiego i którego stronę trzymają praktycznie wszyscy, gdy wchodzi w otwarty konflikt z Marcinem Robakiem. Chorwat dostał ogromny kredyt zaufania, na który jednak mocno sobie zapracował konsekwentną postawą i zbudowaniem lub odbudowaniem kilku graczy, którzy w tym sezonie stanowili o sile Lecha. Kto wie, czy bez Bjelicy dziś księgowi Lecha musieli się zastanawiać, jak dobrze ulokować może nawet dziesięć milionów euro, jakie Kolejorz ma dostać za Jana Bednarka (tego zbudowanego) i Dawida Kownackiego (tego odbudowanego).
A tak – Bjelica dostanie spore fundusze na przebudowę drużyny na swoją modłę. Młodzi piłkarze Lecha szansę na wyjazd do mocnego klubu zagranicznego za niezłe pieniądze, przynajmniej na starcie dające lepszą pozycję w drużynie. A Kolejorz górę pieniędzy, które będzie można zainwestować nie tylko w transfery. Wielce prawdopodobne (jeśli odejdzie i stoper, i napastnik młodzieżówki), że jeśli chodzi o sumę transferów z klubu nikt w naszej lidze Lecha w tym roku nie przebije.
PIĄTA KOLUMNA
Z pomysłem, z zębem, kreatywnie i ofensywnie. Skutecznie, momentami wręcz zabójczo. Regularnie, bez większych zacięć. Tak grał w tym sezonie Lech Poznań.
I wtedy właśnie przychodziły mecze o najwyższą stawkę.
Mecze, których Kolejorz poukładać na swoją modłę nie potrafił. Spotkania, które były permanentnym rozczarowaniem. Niezależnie, czy chodziło o hitowe starcie z Legią, czy o niepowtarzalną okazję na wygranie Pucharu Polski, mierząc się z paździerzowatą Arką, czy też o grę o wicemistrzostwo w Białymstoku. Gdyby stworzyć Lechowi tabelę na podstawie meczów z ligową czołówką, a więc Lechią, Jagiellonią i Legią, wypadałby w niej blado jak albinos zimą. Przypomnijmy:
– z Legią: porażka 1:2 na wyjeździe, porażka 1:2 u siebie, porażka 0:2 na wyjeździe
– z Jagiellonią: porażka 0:2 u siebie, porażka 1:2 na wyjeździe, remis 2:2 na wyjeździe
– z Lechią: porażka 1:2 na wyjeździe, wygrana 1:0 u siebie, remis 0:0 u siebie
Ciśnienia podobnych starć Lech zwyczajnie nie wytrzymuje. Co może dziwić o tyle, że w porównaniu z taką Jagiellonią, to Kolejorz ma w swoich szeregach graczy o znacznie większym doświadczeniu ligowym.
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE
Maciej Wilusz. W ostatnich dniach najgłośniejszym przypadkiem „od pucybuta do milionera” stała się historia Ireneusza Mamrota, który doszedł z B-klasy do wicemistrza ekstraklasy, ale i opowieść o przewrotnych losach Wilusza może różnym coachom i trenerom motywacyjnym służyć jako przykład tego, że nigdy, przenigdy nie wolno się poddawać. Po stoperze jeździliśmy równo, długo był po prostu gwarancją katastrofy tak jak sobotnia wizyta szwagra jest gwarancją niedzielnego kaca. Otrząsnął się niesamowicie, ba – zapracował na sytuację, w której pozwolić mógł sobie na odrzucenie oferty Lecha. Bo na stole miał już tę z Rostowa. Klubu, który dopiero co ogolił Bayern w fazie grupowej Ligi Mistrzów i który ze swojego stadionu w ostatnich latach uczynił prawdziwą twierdzę nie do zdobycia, wsławiając się między innymi żelazną defensywą. Teraz Rosjanie uznali, że najlepszym wzmocnieniem tejże formacji będzie właśnie Wilusz.
Maciek, szczere gratulacje. Bez żadnej ściemy, jesteśmy pod ogromnym wrażeniem.
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
Od lat kupowałeś wiśnie u jednego, zaufanego sprzedawcy. Wiedziałeś, że będą słodkie, że nie znajdą się wśród nich robaczywki, że spleśniałe wyrzuca, a nie ukrywa pod kupką tych wyglądających najładniej.
Taką wisienką na torcie Lecha był od paru ładnych lat zawsze Szymon Pawłowski. Jak trwoga, to do niego. Potrafił stworzyć na skrzydle przewagę, wejść w drybling, a jego znakiem firmowym stało się uderzenie z dystansu po zejściu do środka, często wymierzone idealnie między ręką interweniującego golkipera a słupkiem. W tym sezonie Pawłowski był jednak jednym z… naczelnych hamulcowych Lecha. Pozostając przy porównaniu do wiśni – cierpką w stosie słodkich. Wiosną poznaniacy zagrali bez niego dziewięć razy, siedmiokrotnie schodząc z placu gry jako zwycięzcy. W planach Nenada Bjelicy nie ma już raczej dla niego miejsca, czego symbolem była rezygnacja z Szymka w czterech z pięciu ostatnich spotkań sezonu, a także wpuszczenie go dopiero w 86. minucie finału Pucharu Polski z Arką.
Liczby w tym wypadku nie kłamią – to był najgorszy sezon Pawłowskiego od wielu, wielu lat:
OPINIA EKSPERTA
Niepublikowana jak dotąd wypowiedź jednego z piłkarzy Lecha po finale Pucharu Polski.
– Co myślę, no? Jestem wkurwiony, no ale nic nie mogę zrobić. Bezradność, niemoc, złość, takie słowa mi się cisną na usta. Nie wiem, co jeszcze powiedzieć… Taki wstyd, kompromitacja. Za artystyczne rzeczy nie przyznają punktów i nie patrzę, czy my zagraliśmy dobrze kilka akcji. Zagraliśmy tragicznie. Nasz wynik jest po prostu dramatyczny i tak naprawdę po dzisiejszym meczu nikt z nas nie zasługuje chyba, żeby grać w Lechu Poznań, ani w ogóle w pierwszej lidze. Bo to, co tutaj zrobiliśmy, to jest kurwa dramat. Końcówkę ligi mamy do dupy, wakacje będziemy mieli do dupy, kibice są wkurwieni, sami jesteśmy wkurwieni, trener jest wkurwiony, no i co mam jeszcze powiedzieć. Ogólne wkurwienie. Przegraliśmy w frajerski sposób i każdy z nas powinien sobie zadać pytanie, czy chce w ogóle grać w Lechu Poznań…
Dobra, wystarczy.
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Marcin Robak ma o 101 minut gorszą średnią minut na gola niż Igor Sapała z Piasta Gliwice. Robak strzelał średnio raz na 113 minut, Sapała – raz na 12 minut.
SEZON OKIEM WESZŁO
SONDA WESZŁO
[yop_poll id=”25″]
WERDYKT
Były w minionych rozgrywkach momenty, kiedy Lecha oglądało się zdecydowanie najlepiej ze wszystkich ekstraklasowych ekip. Były chwile, w których piłkarze Kolejorza swoimi boiskowymi poczynaniami składali obietnicę zerwania z bylejakością, której przejawem było słabe siódme miejsce w poprzednich rozgrywkach, i walki o najwyższe krajowe cele. Jeśli tylko Nenad Bjelica znajdzie lekarstwo na indolencję w meczach o wszystko, Lech może zawojować naprawdę wiele w przyszłym sezonie. Jeżeli nie wydarzy się jakaś katastrofa, Kolejorz powinien w przyszłym sezonie znów wdrapać się na ligowe podium.