Czesław Michniewicz odchodzi z Jagiellonii Białystok

redakcja

Autor:redakcja

20 grudnia 2011, 13:26 • 3 min czytania

„Przegląd Sportowy” poinformował dziś, że Czesław Michniewicz odchodzi z Jagiellonii. I jest to prawda. Po Szatałowie, Kafarskim, Pyrdole, Bratkowskim, Urbanie, Ulatowskim, Maaskancie i Janasie (Wieszczyckiego nie liczymy) jest kolejnym szkoleniowcem, który w rundzie jesiennej lub tuż po niej traci pracę. Jego wizja koniecznej przebudowy drużyny różniła się od wizji Cezarego Kuleszy. Ponadto Michniewicz sam postawił przy swoim nazwisku kilku minusów, niezbyt ochoczo korzystając z niektórych zawodników, ściąganych do Jagiellonii często za prywatne pieniądze niektórych działaczy (co skutkuje presją: dlaczego kupiony z moich oszczędności chłopak nie gra i kiedy w końcu zacznie?)
Michniewiczowi w „Jadze” nie udało się odwrócić tendencji z wiosny 2011 roku, która swój finał miała w momencie, gdy zespół odpadł z pucharów po dwumeczu z Irtyszem i gdy z pracy zwolniony został Michał Probierz. W piętnastu meczach rundy wiosennej Jagiellonia zdobyła 18 punktów (pięć zwycięstw, trzy remisy, siedem porażek), a w rundzie jesiennej 19 (pięć zwycięstw, cztery remisy, sześć porażek; zwycięstwo w Gdańsku to już teoretycznie była „wiosna”). Punktowo był więc progres, ale bardzo niewielki. Skąd słaba wiosna u Probierza i słaba jesień u Michniewicza? Trudno nie zauważyć, że „Jaga” całkowicie straciła rezon w momencie, gdy odszedł Kamil Grosicki. W 2010 roku, gdy ten zawodnik grał w Białymstoku, zespół punktował na poziomie 1,71 punktu na mecz. W 2011 roku – 1,25. W tym momencie Kulesza powinien zapytać sam siebie – czy warto było pozbywać się tak istotnego zawodnika za niespełna milion euro? Różnicę robił też wspaniale broniący w 2010 roku Grzegorz Sandomierski.

Czesław Michniewicz odchodzi z Jagiellonii Białystok
Reklama

Sam Michniewicz jest z pewnością zirytowany decyzją Kuleszy. Objął zespół tuż przed startem ligi, nie mając żadnego wpływu ani na przygotowania, ani na kadrę. Zaczął drużynę sukcesywnie przebudowywać, wykorzystując wychowanków – powoli zastępował starego Skerlę młodym Porębskim, starego Hermesa młodym Arłukowiczem i młodym Gigaurim, trzymał się jeszcze stary Frankowski, ale powoli jego miejsce zajmował młody Pawłowski (hmm, jeśli spojrzymy na kręgosłup, to jest on jak u podpierającego się laską starca: środkowy obrońca Skerla za chwilę skończy 35 lat, środkowy pomocnik Hermes ma 37, środkowy napastnik Frankowski też 37). Dodatkowo sytuacja zmusiła go, by o miejsce w bramce walkę toczyli bramkarze numer trzy i cztery w klubowej hierarchii, na przemian puszczający babole. Problemów więc nie brakowało (między innymi – poważna kontuzja Dawida Plizgi), a Michniewiczowi nie do końca udało się z nimi uporać. Z nowych zawodników, przez siebie upatrzonych, ściągnąć zdołał tylko Grzegorza Rasiaka. No i teraz jeszcze Nikę Dżalamidze, ale tu trudno dostrzec logikę – Jagiellonia najpierw wydawała ponad milion złotych na zawodnika wskazanego przez trenera, co by oznaczało, że zamierza realizować jego plany przebudowy, a później dokonała zmiany.

Z tego, co nam wiadomo, Kulesza stwierdził, że Jagiellonii do utrzymania brakuje zaledwie trzech zwycięstw, a trzy zwycięstwa to odniesie z każdym trenerem, więc postawi na kogoś, z kim łatwiej będzie mu się dogadać – przynajmniej w początkowej fazie, bo życie często takie założenia weryfikuje.

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama