Miało być nawet mistrzostwo, a koniec końców nie ma tytułu, nie ma pucharów, jest tylko ogromny niedosyt wymieszany ze smutkiem i wstydem. Lechia nie grała złego sezonu, grała wręcz dobry. Ale tak to już jest w tej przeklętej dyscyplinie sportu, że jeden gol w jedną albo drugą stronę może radykalnie zmienić ocenę całości. A patrząc na miejsce gdańszczan w tabeli, tej nie można ocenić inaczej jak przeciętnie.
MOCNY PUNKT
Oczywiście, że gra u siebie. Pewnie już można czuć odruch wymiotny na widok zbitki słów „twierdza” i „Gdańsk”, natomiast Piotrowi Nowakowi najzwyczajniej w świecie udało się zamienić bursztynowy stadion na któryś krąg piekła dla rywala. W Gdańsku w tym sezonie wygrały tylko Bruk-Bet i Legia, remisy wywoziły jedynie Pogoń i Korona, choć pewnie ten ostatni podział punktów jest dla biało-zielonych najbardziej bolesny. Jednak i tak, gdyby liczyć tylko mecze u siebie, Lechia wzięłaby tytuł zdecydowanie, mając siedem punktów przewagi nad drugim Lechem. 44 bramki strzelone, 16 straconych. Jest moc.
PIĄTA KOLUMNA
Pewnie moglibyśmy napisać w kontrze do punktu wyżej, że piątą kolumną była gra na wyjeździe, ale nie chcemy iść po linii najmniejszego oporu. Postawimy więc na obsadę bramki i mowa tu oczywiście o rundzie jesiennej, kiedy grał przeciętny Milinković-Savić, nie zaś o wiośnie, kiedy przyszedł zajebisty Kuciak. Serb miał momenty, gdy potrafił błysnąć talentem, ale częściej jawił się jako gość niezwykle elektryczny. Na szybko można przypomnieć sobie jak zawalił gole z Łęczną na wyjeździe, z Koroną u siebie czy z Legią, znów na wyjeździe. Czy można sobie przypomnieć podobne błędy Dusana? Absolutnie nie i widać to w notach:
Vanja – 4,56
Dusan – 6,29
Słowak dał wiele pewności gdańskiej ekipie, której jesienią między słupkami po prostu zabrakło. Milinković-Savić ma warunki, by pewnego dnia odpalić, natomiast dziś, sprzedanie go za ponad dwie bańki do Torino jest finansowym majstersztykiem.
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE
Haraslin początek sezonu miał słaby, przytrafiła się kontuzja, potem grał głównie ogony, Nowak widział w nim jokera i to nie zawsze pierwszego wyboru. Mniej więcej od marca zobaczyliśmy jednak innego piłkarza – Lukas od meczu z Lechem na wyjeździe (tym z bijatyką) zagrał 13-krotnie i zanotował trzy gole plus dwie asysty. Co więcej, trafiał w ważnych momentach, bo na boisku Wisły Kraków czy otwierając wynik z Bruk-Betem. Godnie zastępował Peszkę i na początku nowych rozgrywek znów będzie miał ku temu okazję – Sławek przecież po raz kolejny usiądzie na trybunach w ramach kary za swoją bezgraniczną głupotę.
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
Jest nim tabela na koniec sezonu. Balonik pompowano na długo przed sezonem – piłkarze zapowiadali, że celują w mistrzostwo, klub też nie szczędził grosza, wyciągając choćby Rafała Wolskiego, który zaliczył świetny okres w Krakowie, z Fiorentiny. I cóż, niestety Lechia jest w tym samym punkcie co rok temu – wówczas musiała wygrać z Cracovią na wyjeździe, by dostać się do pucharów, a dostała w cymbał 2:0. Teraz wygrana z Legią też dałaby jej Europę, jednak Nowak nie odważył się zagrać o komplet oczek i gdańszczanie za minimalizm zostali ukarani. Lechia zaczyna urastać do rangi największego przegranego w lidze ostatnich lat – duży felieton o jej grzechach z minionego sezonu znajdziecie TUTAJ.
OPINIA EKSPERTA
Wypowie się Maciej Murarz, ekspert Canal +:
– Jestem zaskoczony, że Lechia nie gra w pucharach, bo przede wszystkim w defenzywie ten zespół mocno się poprawił (…) co oczywiście świadczy o wielkiej pracy Piotra Nowaka (…) dużym szacunkiem cieszy się Hagi w Rumunii (…) nie pamiętam, by ktoś wcześniej odrobił 4:0 z pierwszego meczu jak Barcelona przeciwko PSG (…) może popadać w Suwałkach (…) na śniadanie miałem kanapkę z szynką. Siedem meczów bez straty gola i brak pucharów? Szaleństwo.
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Grzegorz Kuświk ma mniej goli (osiem) niż Rafał Siemaszko w lidze (11), a grał dłużej – 1740 minut do 1398.
SEZON OKIEM WESZŁO
SONDA WESZŁO
[yop_poll id=”23″]
WERDYKT
Nie ma pucharów to i ocena nie może być wysoka – balony pękły w Gdańsku z wielkim hukiem, natomiast w Gdyni pękają ze śmiechu, bo biedniejsza i niedoceniana Arka zagra w Europie, a napompowana Lechia nie. Jeśli za rok biało-zielonym znów się nie uda, tamtejsi kibice mogą tego po prostu nie wytrzymać nerwowo.