O ile Manchester City był już praktycznie za burtą po pięciu kolejkach fazy grupowej Ligi Mistrzów, o tyle trudno uwierzyć w przypadek United i wynik wczorajszego meczu z Basel. Po tak beznadziejnym występie i zlekceważeniu rywala rodzą się kolejne pytania: czy określenie najtwardsza liga świata nie zaczyna się powoli wywodzić od tego, że gra w niej coraz więcej drwali? W dodatku surowych, do złudzenia przypominających rugbystów. Patrząc na pułap, na którym piłka szybowała po strzałach MU, odsyłanie do przepychanek w błocie przestaje być bezpodstawne.
Fergusonowi czerwona lampka paliła się w głowie od pierwszego gwizdka arbitra i pomimo konsultacji z asystentami, nie zdołał poprawić jakości gry podopiecznych. Na ogarnięcie problemów zwyczajnie zabrakło czasu, bo tkwiły one znacznie głębiej, niż można było dostrzec na pierwszy rzut oka. Postanowiliśmy wskazać kilka najważniejszych:
WAYNE ROONEY
Piłkarz, o którym można napisać, że jeśli jest w formie, nie ma sobie równych wśród napastników na całym świecie. A jeśli notuje jakiekolwiek wahania nastrojów, zamienia się z miejsca w ofiarne dziecko. Właśnie po jego stracie w obrębie pola karnego, Bazylea zdobyła wczoraj zwycięską bramkę. Kto jak kto, ale „Wazza” był doskonałym kandydatem do zrujnowania marzeń kolegów, bo koszmarna seria ciągnie się za nim od momentu wykluczenia z udziału w fazie grupowej Euro 2012. Jeśli Ferguson nie ocuci go do końca sezonu, Capello bez chwili wahania powinien zabronić mu wstępu na pokład samolotu odlatującego na Ukrainę. Na razie po rozum do głowy poszli gracze Fantasy Premier League, którzy w swoich zespołach podmieniają Anglika na Helgusona czy zardzewiałego Klaśnicia. A jeśli taki duet przebija Rooneya formą, niewiele gorszego może mu się jeszcze przytrafić. Niech tylko czarny kot przebiegnie mu przed kołami w drodze na mecz, a pozostanie czekać na dwa samobóje i czerwoną kartkę.
BRAK ZAUFANIA DLA DYMITARA BERBATOWA
Techniczny maestro, męczennik i rezerwowy, który na tyle dostaje w kość, że czasem ląduje poza meczową osiemnastką. Ponoć dlatego, że nie odnalazłby się w systemie klubu, który dostał szóstkę od „The Citizens” i nie potrafił ograć Stoke City. Aż trudno uwierzyć w taką bezużyteczność piłkarza, który w poprzednim sezonie zapracował na tytuł króla strzelców Premier League, a dziś w hierarchii atakujących plasuje się za Chicharito i Welbeckiem. Zespół potrzebował w krytycznych momentach jego kreatywności, ale Ferguson był pewny awansu i uparcie stawiał na młodych. W efekcie spotkał go kolejny brutalny prztyczek od losu. Kiedy Bułgar był mu naprawdę potrzebny z Basel, Szkot mógł najwyżej wprowadzić do gry drewnianego Machedę. Berbatow złapał bowiem uraz tuż przed meczem i wrócił do nużącej rutyny, czyli oglądania kolegów gdzieś z boku.
ZWYCIĘSTWA Z ARCHIWUM X I MECZE U SIEBIE
Nie warto tracić czasu na szczegółowe opisy, bo całą robotę odwalą za nas statystyki: gwoździem do trumny United były mecze u siebie, bo „Czerwone Diabły” wygrały tylko ten z Otelulem Galati, a pozostałe remisowały. Zwycięstwo nad Rumunami na wyjeździe kwalifikowałoby się natomiast do programu „Nie do wiary”, bo do dziś nie wiemy, jakim sposobem sędzia podarował gościom rzut karny. Kwintesencją gry na Old Trafford był z kolei pierwszy mecz z Basel, który „lekko” wymknął się spod kontroli przy stanie 2:0. Gdyby nie wyrównanie Ashleya Younga w ostatnich minutach, zespół przeżyłby pierwszą okropną kompromitację, a tak skończyło się na 3:3. Mając jednak w głowie wczorajszy wieczór, co się odwlecze, to nie uciecze.
KONTUZJE
Kabaret, albo jeszcze inaczej – tania rozrywka, w sam raz na poziomie dawnego serialu „Daleko od noszy” (emitują go jeszcze?). Opieka medyczna w klubie ma chyba wiele wspólnego z polskim tasiemcem, bo zdaniem Hargreavesa fizjoterapeuci hamowali jego powrót do pełnej sprawności. Po takich słowach wstępnie należało uznać go za idiotę grającego pod publiczkę przed fanami Man City, ale z biegiem czasu sytuacja zaczęła się nieco krystalizować i z opieką medyczną rzeczywiście coś jest nie tak. Z gry na więcej niż tydzień wypadali choćby: Ferdinand, Cleverley, Anderson, Chicharito, Welbeck czy Vidić. Ten ostatni, jeśli potwierdzą się wstępne diagnozy, może tym razem pauzować przez cztery miesiące z powodu kontuzji więzadeł kolana. Gdyby coś takiego zdarzyło nam się w Football Managerze, awanturowalibyśmy się właśnie na oficjalnym forum dla graczy. Domagając rzecz jasna, by producent wypuścił łatkę naprawiającą liczbę urazów…
ZBYT DUŁ»E OCZEKIWANIA WZGLĘDEM MŁODZIEŁ»Y
Ferguson przeholował, bo latem nie wzmocnił zespołu oczekiwanym wielkim nazwiskiem i uwierzył w miejscową kuźnię talentów, wzmocnioną De Geą i Philem Jonesem za łączną kwotę 32 milionów funtów. Czego jednak można wymagać w debiutanckim sezonie od gościa, który sam wrzucał już sobie piłkę do bramki i co gorsza kradł pączki w supermarketach? Skoro zapracował na kartotekę drobnego złodziejaszka – na pewno nie czystego konta na wszystkich frontach. Hiszpan ma wyjątkowo utrudnione życie, bo ze stoperami porozumiewa się tylko na migi.
Na szczęście, gestykulacje umie odczytać Phil Jones, który z nowego narybku przyjął się akurat najlepiej, choć sam nie oczekiwał natychmiastowego awansu do składu. Wszystko zawdzięczał kontuzjom Rio i Vidicia, ale rzucenie na głęboką wodę przez menedżera było strzałem w dziesiątkę. Trudno jednak zgodzić się z pozytywnymi recenzjami gry pozostałych dwóch nastolatków. Porównania Cleverleya do Scholesa brzmią jak bluźnierstwo, a robienie z Welbecka nowego Yorke’a czy Cole’a – jak dobry żart. Zanim młodego Anglika obwołano czarnym Solskjaerem, w samą porę głos zabrał jak zwykle surowy Roy Keane: – Pora przestać pompować balonik i zachwycać się nad nimi, bo dopiero zaczyna się etap prawdziwych testów. Coś tu chyba nie gra, skoro dziś najlepszy był 38-letni Giggs, na którego nie powinno się dłużej liczyć. Odpadli na własne życzenie – twierdziła Irlandzka legenda United.
Na wieść o słowach Keane’a, Ferguson odparł, że Roy miał już czas, by wykazać się jako trener. Trudno zatem uwierzyć, by mistrz ciętej riposty chwilę później z porażki tłumaczył się jak Rafa Benitez, którego szczerze nie cierpiał: – Kontrolowaliśmy przebieg spotkania i wszystkiemu winna była skuteczność – stwierdził 69-latek. Od razu przychodzi nam do głowy dzień, kiedy Liverpool dostał lanie od Portsmouth (0:2), a Benitez wycedził: – Yes, we lost, but we were controlling the game!
Szwajcarskie trzęsienie ziemi najwyraźniej wybiło z rytmu nawet starego wygę, ale z drugiej strony nikt nie spodziewał się nadejścia równie abstrakcyjnej ery w angielskiej piłce. Lider i wicelider Premiership zagrają w Lidze Europy, choć my przywykliśmy do czegoś innego, jednocześnie doprowadzającego do szału resztę Starego Kontynentu. Chodzi o trzy brytyjskie kluby w gronie półfinalistów LM, ale – chcąc, nie chcąc – powtórka nie grozi nam przez jakieś półtora roku.
FILIP KAPICA




