Dalecy jesteśmy od podniecania się zwycięstwem Wisły Kraków nad Odense, bo.., to był jej obowiązek. Z kim wygrywać, jak nie z drużyną, która w duńskiej ekstraklasie zajmuje ósme miejsce ze słabym bilansem 6-4-7? Wypada tylko przeprosić kibiców i zapytać, jak to możliwe, że w pierwszym meczu Biała Gwiazda tak bardzo od nich odstawała…
Fani Wisły mogą żałować, że wtedy ich ulubieńcy zagrali taką padakę. To była jedyna wygrana Odense w Lidze Europy i choć nie oglądamy ligi duńskiej, chyba w ogóle ich najlepszy mecz od kilkunastu tygodni. Szkoda, bo gdyby nie ta wtopa, wiślacy byliby dzisiaj znacznie bliżej awansu do następnej rundy. A tak, szansa wciąż jest, dzięki dzisiejszemu zwycięstwu Twente nad Fulham, ale najpierw trzeba będzie pokonać Holendrów. A różnicę między Eredivisie a Ekstraklasą podano nam na tacy wczoraj.
Pozostaje też liczyć, że formę z Odense utrzymają Garguła, Biton i Małecki, który wraca po kontuzji w świetnym stylu. Najpierw przyzwoita zmiana ze Śląskiem, teraz bardzo dobry mecz w pucharach. Jeśli Mały dalej będzie prezentował taką dyspozycję, szybko wróci temat powołania go do reprezentacji. Tymczasem Patryk zaprezentował nam swój kolejny, trzeci, o ile się nie mylimy, tatuaż. Po różańcu i wizerunku Jana Pawła II przyszedł czas na Henryka Reymana. Traktujemy to jako ukłon w kierunku kibiców (w tym pikników), którym Małecki niedawno podpadł. Zastanawiamy się tylko, jakie będą jego kolejne pomysły. Może czas pójść na całość i wydziarać na swoim ciele coś szerszego? Wawel, Kościół Mariacki, Opactwo w Tyńcu? A może Błonia na plecach? Jakiś czas temu pasły się tam owce, więc obraz nie będzie tak jednolity.
Ł»arty żartami, bo Małeckiemu, podobnie jak Gargule i Bitonowi, za dzisiejszy występ należą się wyłącznie brawa. W przeciwieństwie do Andraża Kirma, który od dłuższego czasu równa do poziomu Włókniarza Zelów. Dzieje się z nim coś niepokojącego. Rozumielibyśmy taki zjazd, gdyby Słoweniec był w wieku Ł»urawskiego. Tyle że on ma 27 lat i wygląda na to, że zapomniał, jak się gra w piłkę. Z Odense – dno i metr mułu. Bliżej mu było do zniszczenia bocznych chorągiewek niż trafienia w bramkę. W swoim stylu zagrał też Michael Lamey, który sprezentował Odense bramkę, godnie zastępując przy okazji swojego rodaka, Kew Jaliensa.
Słowo komentarza należy się też Kazimierzowi Kaziowi Moskalowi (czy ktoś do niego zwraca się per Kazimierz?), który przed meczem sprytnie stwierdził, że to nie jest jeszcze Wisła Moskala. Ładnie się przy okazji zaasekurował w razie porażki. Ale w sumie… Miał rację. Dziś to była Wisła Małeckiego, Garguły i Bitona.