Rumunka Simona Halep lub Łotyszka Jelena Ostapenko – któraś z nich wyjedzie z Paryża z Pucharem Suzanne Lenglen pod pachą, ale przede wszystkim z czekiem na ponad dwa miliony euro. O ile obecność w finale pierwszej z nich zaskoczeniem nie jest, to już po awansie 20-latki z Rygi można było zrobić wielkie oczy. I może dlatego ten mecz zapowiada się tak ciekawie. Jedno jest pewne, w finale któraś z dziewczyn przeżyje swój pierwszy raz. Która z nich zgarnie w sobotę swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy, a dla której zostanie tylko ból po straconej szansie?
Jelena Ostapenko, która jako pierwsza zameldowała się dziś w finale French Open, przez kilka lat trenowała taniec towarzyski. Średnio się na tym znamy, ale taniec dotychczas kojarzył się nam raczej z subtelnością, delikatnością, tymczasem Jelena była dziś jak łotewska wyrzutnia rakiet. Takiej siły uderzenia może pozazdrościć jej wiele zawodniczek, a już taka nasza Agnieszka Radwańska to ma przy niej uderzenie baletnicy. Ale w sumie co tu się dziwić, skoro idolką 20-latki jest Serena Williams, która też się w tenisowym tańcu nie pieści.
Siła i technika połączone z pewnością siebie i ryzykiem wystarczyły, żeby pokonać w półfinale wyżej rozstawioną Timeę Bacsinszky 7:6, 3:6, 6:3. Na marginesie: obie dziewczyny… obchodziły dziś urodziny. Obie przyszły na świat 8 czerwca, ale dziś tylko jedna z nich mogła mieć dobry humor do świętowania.
A wracając już do samej Bacsinszky – jej matka jest dentystką, dlatego w sumie nic dziwnego, że oglądanie jej gry momentami bolało jak borowanie zębów. 28-latka grała dziś bowiem mocno defensywnie, czekając przede wszystkim na błędy znacznie bardziej aktywnej rywalki. I ten plan długo był skuteczny, mało doświadczonej Ostapenko głowa chwilami mocno się grzała. Ale ostatecznie to jednak Łotyszka (47. miejsce w światowym rankingu) zagra w sobotnim finale. Dla Timei mamy jednak coś na pocieszenie: skoro w Paryżu ma już wolne, będzie mogła do woli obżerać się urodzinowym tortem.
Ostapenko zrobiła dziś natomiast ogromny skok w swojej karierze. Owszem, zdarzyło jej się już docierać do finałów mniejszych turniejów, ale w tych wielkoszlemowych do tej pory jej najlepszym występem była raptem trzecia runda tegorocznego Australian Open. Chociaż warto wspomnieć, że jest też zwyciężczynią juniorskiego Wimbledonu. Teraz może jednak rozbić bank.
Obsada drugiego półfinału w żadnym wypadku nie była już zaskoczeniem, w końcu Karolina Pliszkowa to numer trzy, a Simona Halep numer cztery światowego rankingu. Dlatego stawką tego meczu był nie tylko awans do paryskiego finału, ale przy okazji też coś ekstra. Gdyby wygrała Czeszka, zostałaby liderką rankingu WTA. Ale nie wygrała. W pierwszym secie, kiedy oddawała decydujące piłki, momentami można było mieć wrażenie, że na korcie jest jej siostra bliźniaczka Kristyna. Tenisowi Janusze mogliby się nie połapać, a jedynym wyróżnikiem byłyby pewnie tatuaże na lewym ramieniu i udzie Karoliny.
W drugim secie to już jednak na pewno była ona, bo zagrała koncertowo. Ale nie potrafiła utrzymać poziomu gry w decydującej partii przegrywając ostatecznie mecz 6:4, 3:6, 6:3. Tym samym Halep stanie przed drugą szansą wygrania Garrosa. Grała tam już w finale w 2014 r., ale nie dała rady Marii Szarapowej.
Tak się akurat złożyło, że Mikołaj Borkowski, sparingpartner tenisowych gwiazd z którym niedawno rozmawialiśmy na Weszło (możecie luknąć tutaj), trenował w przeszłości zarówno z Rumunką, jak i Czeszką. – Halep zawsze była bardzo skupiona na treningu. Zwykle jedynie witała się, a później była już tylko praca. Jak to się mówi po angielsku „all business”, liczyło się tylko zadanie do wykonania. Pliszkowa ma trochę podobnie, ale ona jest bardziej wyluzowana – opowiada Borkowski.
I dodaje: – W meczu stawiałem jednak na Simonę, która grała w Paryżu trochę więcej ciężkich meczów. Pokazał to chociażby ćwierćfinał, gdzie brakowało jednej piłki, a byłaby już w domu. Dlatego oprócz ewentualnej wygranej w szlemie, będzie miała też fajną historię do opowiadania.
No chyba, że swoją, jeszcze lepszą historię napisze Jelena Ostapenko.
Jutro w Paryżu w półfinałach bić się będą z kolei panowie. Najpierw czeka nas pojedynek Andy’ego Murraya ze Stanem Wawrinką, później na kort wyjdzie pogromca Novaka Djokovicia Dominic Thiem. Jego kolejną przeszkodą będzie Rafa Nadal.
Fot. rolandgarros.com