Powszechnie ceniony i szanowany jako zawodnik. Ale także jako człowiek. Odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego. Dobrze zapowiadający się trener. Kwitnący celebryta walijskiego futbolu, który spełnił marzenia z dzieciństwa. Oddał się piłce, a ona odpłaciła mu długą karierą. Był kapitanem reprezentacji, a teraz jej selekcjonerem. Jednak już nigdy nie wyśle powołań. Gary Speed powiesił się w niedzielę nad ranem…
– Jestem zdruzgotany – powiedział Ryan Giggs spytany o samobójstwo kumpla. W jednej z telewizji, wspominał go też były kolega z Newcastle, Alan Shearer: – To był wspaniały człowiek. Zawsze widział jasne strony i potrafił się bawić. Takiego go zapamiętam – mówił. W mediach wręcz mnoży się od podobnych wypowiedzi. Nawet Robin van Persie napisał na Twitterze, że to był wielki piłkarz i współczuje rodzinie, a zszokowany Michael Owen, iż nadal nie może w to uwierzyć. Craig Bellamy zdecydował się nie wziąć udziału w meczu z Manchesterem City. Kenny Dalglish zdecydowanie poparł takie zachowanie napastnika.
Gary Neville został kiedyś tak przez niego potraktowany na boisku, że nie wrócił na nie przez rok. A do dyspozycji sprzed tego zdarzenia – nie wrócił już nigdy. Mimo to, dziś jak i cała futbolowa Anglia, żegna go z żalem. Jeszcze niedawno zapowiadał przed starciem z „Synami Albionu”, że zgotuje im piekło, a oni dziś mówią o nim, jak o świętym.
W szoku jest całe środowisko piłkarskie w Wielkiej Brytanii…
Kondolencje rodzinie złożył premier David Cameron. To samo zrobił pierwszy minister Walii, a także liderzy wszystkich najważniejszych ugrupowań politycznych w kraju. Tym razem są niezwykle jednomyślni. – Jego śmierć to strata dla całego narodu – twierdzą zgodnie.
Był wielkim profesjonalistą. Jako piłkarz, potrafił podporządkować się sportowemu trybowi życia. Dbał o przygotowanie. Przestrzegał zasad żywienia. Za to go podziwiano i to pozwoliło mu nadzwyczaj długo trwać na boiskach Premier League. Grał w Leeds, Evertonie, Newcastle, Boltonie i Sheffield United. Łącznie – ponad pół tysiąca spotkań, co przez długi czas czyniło go pod tym względem rekordzistą. Tak strzelał gole…
Przez kilkanaście lat występował w reprezentacji Walii, był jej kapitanem. Zrezygnował z kadry po przegranym meczu z Polską w 2004 roku.
Wrócił do niej jako selekcjoner pod koniec 2010 r. Mówiło się, że ten powrót przyniósł walijskiej ekipie dużo dobrego. Wyraźnie poprawiła się gra. Pod jego wodzą stali się groźni. Wydawało się, że ta drużyna ma przed sobą spore perspektywy…
Tak samo jak Gary Speed, który był na początku swojej trenerskiej kariery. Miał dopiero 42 lata. Nie tak dawno powiesił buty na kołku, a robiąc to mógł się czuć w pełni spełniony. Był powszechnie szanowany i ceniony. Miał poważanie w środowisku, a współpracownicy wypowiadali się o nim zawsze w samych superlatywach. Jako szkoleniowiec potrafił nawiązać świetny kontakt z piłkarzami, którzy w większości – chwalili sobie pracę pod jego okiem. W 2007 roku – przez kilka miesięcy – był grający trenerem Boltonu. Szkolił też graczy Sheffield. A piłkarska przeszłość otwierała przed nim wiele drzwi. Dlaczego już nie chciał do żadnych zapukać?
To pytanie zadaje sobie dziś na Wyspach wielu kibiców. Nic dziwnego. Był młody. Przystojny. Miał żonę i dwójkę niepełnoletnich dzieci. Przyjaciele zapewniają, że kochał rodzinę. Snuł plany. Opowiadał o przyszłości. Zastanawiał się nad wychowaniem synów. Wydawało się, że chciał żyć…
Coś jednak sprawiło, że wolał umrzeć. Może o czymś się tej nocy dowiedział? Może coś zobaczył? Może coś się wydarzyło? A może usiadł po prostu z flaszką przy stole i uznał, że nie chce już żyć? Pewnie nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę. Ale musiało być bardzo źle, podczas gdy wszystko wskazywało, że jest dobrze. Krążą już plotki, że znany tabloid „The Sun” zamierzał opublikować jakieś nieznane dotąd, a zapewne kompromitujące, epizody z jego życia. Zaraz zdementowano te wieści, ale to tylko zaczęło rodzić kolejne domysły.
Fakty są takie, że w sobotę wziął udział w telewizyjnym programie. Później był na Old Trafford, gdzie zobaczył spotkanie Manchesteru ze swoim byłym klubem – Newcastle. Po meczu pojechał do oddalonego o niecałe 70 kilometrów Chester. Do swojego domu, z którego już nigdy nie wyjdzie. Tam się powiesił. Znaleziono go nad ranem.
Pozostawił ludzi w żałobie. Flagi przed siedzibą Leeds United opuszczono do połowy masztu. Uczczono go minutą ciszy przed niedzielnym meczem Swansea z Aston Villą. A potem kibice bili mu brawo, choć jego nie było już na stadionie. I nigdy już na niego nie przyjdzie, ale pewnie na wielu pozostanie na zawsze. Na trybunach będą o nim pamiętać. Stworzył legendę. Zakończył ją stawiając duży znak zapytania…
TOMASZ KWAŚNIAK

