Grajewski ocenia: Ekstraklasa to poziom kreta na Żuławach. Ale z ŁKS-u nie rezygnuje…

redakcja

Autor:redakcja

27 listopada 2011, 18:04 • 6 min czytania

O scenerii przy alei Unii w Łodzi mówi – jak z czasów króla Ćwieczka. O kondycji całej polskiej ligi, że to poziom kreta na Ł»uławach. Drukowanymi literami każe pisać, że na prowadzeniu klubu w Polsce nie da się zrobić biznesu. A mimo to, choć utożsamiany jest z Widzewem, niebawem planuje przejąć większościowy pakiet akcji فKS-u. – Razem z Romanem Stępniem będziemy to analizować, ale w końcu złożymy zarządowi oficjalną ofertę – mówi w rozmowie z Weszło Andrzej Grajewski. Człowiek, który nie zamierza rządzić klubem łagodną ręką…
Sobotnia wizyta na meczu z Jagiellonią powiedziała panu coś więcej na temat sensu inwestowania w ŁKS?
W jakimś stopniu na pewno, bo miałem okazję zobaczyć na żywo drużynę i zawodników. Zarówno ich dobre strony, jak i mankamenty. Szkoda, że nie wygrali, ale walczyli na tyle, na ile było ich stać. Taki Marek Saganowski to dalej kawał piłkarza, widać inną szkołę, dyscyplinę wewnętrzną. Reszta chłopaków stara mu się asystować, ale daleko im do niego.

Grajewski ocenia: Ekstraklasa to poziom kreta na Żuławach. Ale z ŁKS-u nie rezygnuje…
Reklama

Wiele osób zastanawia się – po co to panu? Przecież nie dla pieniędzy. Nie dla zysku z samej spółki.
Mówią, że to ma być jakiś „geschäft” – interes, ale ja tu się go jakoś nie mogę doszukać. Mam coraz więcej danych o sytuacji finansowej klubu, obejrzałem mecz, posłuchałem kibiców, którzy gorąco dopingowali drużynę, ale z drugiej strony było ich tylko dwa i pół tysiąca. Generalnie, mam coraz większą wiedzę na temat położenia klubu i świadomość, że aby tę złą sytuację zmienić od ręki, nie jest potrzebny Grajewski, ale jakiś Copperfield.

W takim razie jeszcze raz – po co to panu? Może pan się rozmyślił?
Nie, nie, dlaczego? Wspólnie z Romanem Stępniem będziemy to jeszcze analizować, ale w końcu złożymy zarządowi فKS oficjalną ofertę. Działacze klubu są wobec mnie bardzo lojalni i otwarcie powiedzieli, że rozmawiają też z grupą innych inwestorów. Dlatego, jak widać, temat cały czas jest skomplikowany. Na pewno władze klubu wybiorą najlepszą możliwość.

Reklama

To kwestia dni czy raczej tygodni?
Myślę, że kilku dni, najbliższego tygodnia.

O kibicach powiedział pan: „jeśli będą na mnie gwizdać tylko do przerwy, to w porządku. Jeśli przez cały mecz – trzeba będzie się zastanowić”.
Wprawdzie nie podchodziłem do każdego z osobna i nie mówiłem „dzień dobry, to ja, Andrzej Grajewski”, ale wszyscy wiedzieli, że jestem na stadionie, a mimo to nie widać było wielkiej wrogości. Myślę, że kibice, choć wszyscy tak źle ich odbierają, to jednak inteligentni ludzie i wiedzą, że mają przed sobą prawdopodobnie jedyna możliwość, żeby ich drużyna pozostała w Ekstraklasie. Ł»eby sportowo zaczęła prezentować się lepiej, być może z kilkoma świeżymi twarzami. Na ten moment zawodnicy muszą pracować na 120 procent, żeby w ogóle egzystować na poziomie Ekstraklasy, a i tak – na pierwszy rzut oka – projekt wygląda na taki, który nie ma wielkich szans powodzenia…

Co może więc pan ugrać?
Wiem, co mogę stracić – pewnie sporo wolnego czasu i dobry kontakt z rodziną. Ale to jest bariera, którą jakoś przeskoczę. Na razie zbieram informacje na temat فKS-u. Mam ich coraz więcej. Od strony organizacyjnej pojawiają się coraz to nowe historie, których w międzyczasie nie przewidywałem i które – szczerze powiem – odrobinę mnie przerażają. Może pan to napisać drukowanymi literami: ZROBIENIE BIZNESU NA ŁKS-IE NIE JEST MOŁ»LIWE. Każdy, kto skończył podstawówkę i umie liczyć do stu, będzie wiedział, że realnego dochodu z tego nie będzie. Nie zarobię pieniędzy, które później włożę sobie do kieszeni. Większość klubów albo tonie w długach, albo jest uzależniona od swoich mecenasów. Jak tylko mecenas powie, że klub przestaje go interesować – jest koniec. Ostatni gasi światło.

Zasiadł pan wczoraj na stadionie w takiej „loży”, że tylko patrzeć czy tynk ze ściany nie odpadnie albo coś się nie zawali…
Przynajmniej poczęstowano mnie kiełbasą z rożna, która na pewno nie była gorsza od tej, którą miałem okazję próbować na Widzewie. A to, że byliśmy na stadionie, który pamięta czasy Bieruta, a ostatnio remontowany był pewnie za Gierka, to inna sprawa, która świadczy tylko o włodarzach miasta. Stan faktyczny jest opłakany, cały czas mówi się w Łodzi o nowych stadionach, a realizacji planów nie widać. Powiem panu szczerze, naprawdę wyjeżdżałem wczoraj z tego meczu z myślą, że mamy do czynienia z czasami króla Ćwieczka…

Za chwile będzie pan z nimi utożsamiany, bo przecież nie odmieni wszystkiego, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Nie bywam ostatnio na stadionach tak często, jak kiedyś. Telewizja pozwala śledzić większą liczbę gier, zawodników, wydarzeń. Ale tutaj w Łodzi, po obejrzeniu meczu z bliska, muszę przyznać, że poziom piłkarski na tym szczeblu rozgrywek po prostu mnie przeraża. Trzeba sobie szczerze powiedzieć – to jest poziom kreta na Ł»uławach. Nie obwiniam zawodników, bo przecież każdy chciałby wejść na boisko i grać jak najlepiej. Bardzo liczę, że ŁKS utrzyma się w Ekstraklasie, ale będzie o to bardzo ciężko. Jeden Saganowski to w tym momencie za mało.

Spadek wyklucza sens pańskiego angażowania się w klub?
Zdecydowanie. Wyklucza jakiekolwiek moje zainteresowanie.

Czyli jednak nie ucieknie pan od tego, że to pomysł biznesowy. Nie jakieś osobiste, sentymentalne historie z cyklu „ratownik Grajewski”.
Nie oglądałem kontraktów zawodników, nie interesuje mnie w tym momencie, kto ma jaką umowę, kto jest wypożyczony, ale jeżeli فKS jest trzecią czy czwartą drużyną od końca tabeli, to nie można w tym momencie powiedzieć, że ona jest coś warta. Dlatego chcę zainwestować w przyszłość klubu.

Miałby pan czas, chęć i możliwości, by zajmować się tym osobiście? Bywać w klubie, działać na bieżąco na miejscu – w Łodzi?
Na pewno wspólnie z Romanem Stępniem moglibyśmy stworzyć bazę treningową, przygotować możliwości pod kątem prawidłowego szkolenia zawodników. W ŁKS-ie popełniono wiele błędów, które dziś kosztują niektórych ludzi spore pieniądze. Jeśli przejmę większość akcji klubu, to nie po to, by te pieniądze komuś oddać, tylko po to, by myśleć o przyszłości klubu. To prosta sprawa, nie oszukujmy się. Jeżeli w tej spółce działoby się dobrze, żaden działacz فKS-u nie prowadziłby rozmów z byłym widzewiakiem, prawda? Ale to już jest przeszłość. Piętnaście czy szesnaście lat temu mówiłem, że Łódź zasługuje na dwie silne piłkarskie drużyny. Ł»adne pieniądze tego świata nie zrobiły فodzi tak pięknej sportowej reklamy, jak przed laty mocny zespół w europejskich pucharach.

Andrzej Grajewski rządziłby w ŁKS-ie twardą ręką?
Powiedzmy sobie otwarcie – jeśli w klubie nie ma pieniędzy i dzieje się źle, musi być silny dyktator. Ja na pewno zająłbym się stroną sportową, czyli drużyną, a Roman pozostałymi sprawami organizacyjnymi.

Czyli do kontraktów zawodnikom by pan zajrzał i do szatni też czasem wparował.
W sportowej spółce najważniejszym kapitałem jest drużyna. Największym błędem byłoby nie zaglądać tam, gdzie tkwi ten kapitał. Uważam, że dyscyplina w szatni daje gwarancję dobrych wyników na boisku. Nie może być żadnych grup i grupeczek…

Czekamy z zaciekawieniem…

ROZMAWIAف PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama