Derby Francji: nowa legenda napisana już dziś wieczorem?

redakcja

Autor:redakcja

27 listopada 2011, 10:20 • 5 min czytania

Paris Saint-Germain ma wiele wspólnego z Manchesterem City. Za obiema drużynami stoi arabski kapitał, obie grają porywająco i obie są na dobrej drodze, by zgarnąć tytuł. Pora, by Paryżanie po raz kolejny upodobnili się do „The Citizens”. Wystarczy upokorzyć największego rywala na jego obiekcie. W 6:1 nie wierzymy, ale biorąc pod uwagę kryzys Marsylii i obecną potęgę PSG, na Stade Velodrome będzie dzisiaj goręcej niż zwykle.
– Musimy wreszcie wygrać ligę, inaczej sezon będzie kompletną klapą – stwierdził we wrześniu Jeremy Menez. Na razie nie ma powodów do chowania głowy w piasek, bo wszystko idzie zgodnie z planem. Paradoksalnie, w najlepszym sezonie PSG od lat, rywale niezbyt chętnie podrzucają im kłody pod nogi. Wręcz odwrotnie – sami się podkładają w oczekiwaniu na lincz, jak Montpellier, które zebrało od Paryżan lanie 0:3. Wczoraj rewelacja sezonu na kilkanaście godzin wskoczyła na pierwszą pozycję, ale nikt nie zawraca sobie nimi głowy. Kibice PSG marzą tylko, by z Marsylią udało się rozprawić w podobnych rozmiarach, bo po raz ostatni pobili ich tak dotkliwie na obcym terenie w 2003 roku.

Derby Francji: nowa legenda napisana już dziś wieczorem?
Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Za podobne upokorzenie trudno nawet uznać porażkę ze stołecznym zespołem na Velodrome w 2008 roku. 2:4 nie odbiło się tak wielkim echem, jak wydarzenia z marca 2003 roku, kiedy Frank Leboeuf dał się ostatecznie poznać jako zakurzony pachołek. Ronaldinho robił z nim wszystko, ostatecznie odsyłając staruszka na emeryturę w Katarze, samemu jednocześnie pracując na bajeczny kontrakt w Barcelonie. Mecz życia zagrał z kolei u jego boku Jerome Leroy, który zwykle trafiał od święta. Lepszego dnia konia nie mógł sobie zafundować, bo podobną skutecznością w meczach ligowych popisywał się w życiu jeszcze tylko trzy razy (dwa razy strzelił dwa gole, raz skompletował hat-trick). Gdyby dziś spojrzeć na potencjał ofensywny PSG, Ronaldinho ma swojego odpowiednika w Javierze Pastore, ale Leroy wysiada przy Kevinie Gameiro. Dzieli ich co prawda pozycja na boisku, ale przede wszystkim klasa i wartość dla zespołu. Były napastnik Lorient jest od startu rozgrywek w doskonałej formie i z 12 bramkami przewodzi klasyfikacji strzelców Ligue 1.

Reklama

AKTUALNA FORMA

Image and video hosting by TinyPic

Paryżanie od siedmiu kolejek kurczowo trzymają się pierwszego miejsca w tabeli, a Marsylia nieustannie przeżywa huśtawkę nastrojów. W klubie nie jest wesoło, bo po środowej porażce z Olympiakosem w Lidze Mistrzów piłkarze „Les Phocéens” pozostają na drugim miejscu w grupie, ale tylko z jednym punktem przewagi nad Grekami i trzema nad Dortmundem. Prawdziwy mecz o życie czeka ich w ostatniej kolejce pierwszej fazy rozgrywek z Borussią. W Ligue 1 podobieństwa z wiceliderem kończą się tylko na zeszłotygodniowej kolejce. Oba zespoły przegrały bowiem nieoczekiwanie swoje mecze, PSG z Nancy (0:1), a Marsylia z Montpellier (0:1).

GAZETY:
Image and video hosting by TinyPic

Didier Deschamps pytany o grę swojego zespołu coraz częściej przestępuje z nogi na nogę: – Interesuję mnie tylko niedzielny mecz, nie myślę o niczym innym, choć to trudny tydzień – mamrotał 43-latek. Zgadza się, trudny, a nawet koszmarny, bo w konflikt z trenerem popadł Andre-Pierre Gignac, który nie może pogodzić się ze statusem rezerwowego i po zejściu z boiska w meczu z Olympiakosem nie odmówił sobie szansy na wulgarną pyskówkę. W odpowiedzi przesunięto go na kilka dni do rezerw i dzisiejszego wieczoru pozostaje mu tylko kanapa i telewizor. Na coraz bardziej zaniepokojonych wyglądają koledzy z szatni Gignaca, ale Jordan Ayew wierzy, że dobrą atmosferę uda się przywrócić zwycięstwem nad PSG: – Mielibyśmy wtedy o wiele łatwiejsze życie – mówił Ghańczyk.

Bukmacherzy zdają się wierzyć w talent gospodarzy, bo kurs na gości pozostaje bardzo wysoki. Pytanie – jak nie teraz, to kiedy? Paryżanie czekają na triumf na Velodrome od października 2008 roku, ale dysponują największym potencjałem od niepamiętnych czasów.

Kurs na PSG w BET-AT-HOME – 3,15 (na zwycięstwo OM – 2,20)
Kurs na PSG w BETCLIC – 3,0 (na zwycięstwo OM – 2,40)
Kurs na PSG w EXPEKT – 3,10 (na zwycięstwo OM – 2,35)

Jeśli gracze Antoine’a Kombouare wywiozą trzy punkty, w niedługim czasie OM będą musieli na dobre oswajać się z widokiem pleców rywala. Dominacja a’la Lyon jest coraz bardziej możliwa przy staraniach katarskich multimiliarderów. Liga to tylko przystawka do prawdziwych celów w następnych latach, bo wszyscy w klubie marzą o zamieszaniu w pucharach. Co ciekawe, jedyne trofea w europejskich rozgrywkach zagwarantowali Francuzom właśnie OM i PSG. Ci pierwsi zgarnęli Ligę Mistrzów w 1993, a drudzy Puchar Zdobywców Pucharów w 1996. Można się spodziewać, że w niedalekiej przyszłości tylko Paryżanie będą mogli nawiązać do wielkich sukcesów z lat 90-tych. Rzecz jasna, dzięki wydawanej kasie.

„Les Parisiens” już teraz zatrudniają 11 piłkarzy z płacami ponad 200 tysięcy euro za miesiąc. Pastore, Nene, Lugano, Sakho i Sissoko pławią się w jeszcze większych luksusach, bo dostają 300 tysięcy. Zarobkami na tym poziomie w OM mogą się pochwalić tylko Lucho Gonzalez, Diarra i Gignac. Ostatni z nich prawdopodobnie odciąży klubowy budżet w zimowym okienku transferowym po konflikcie z Deschampsem. Wcześniej, bo tego lata budżet płac podreperował swoim wyjazdem do Rzymu Gabriel Heinze.

ZDRAJCÓW TYM RAZEM NIE BĘDZIE

– Nigdy nie zagram dla OM – mówił przed laty Argentyńczyk. Zważywszy na jego transfer do Marsylii w 2009 roku, wygląda to na primaaprilisowy figiel, ale autor nie zwracał specjalnie uwagi na daty. Heinze zdecydował się tego lata odejść do Romy, co niestety oznacza, że jedynym zdrajcą z OM i PSG w papierach pozostaje Peguy Luyindula. Niestety, bo piłkarz ma problemy z załapaniem się do meczowej osiemnastki i prawdopodobnie nie podgrzeje dodatkowo atmosfery szlagieru.

Image and video hosting by TinyPicHeinze jeszcze w barwach PSG taranuje w meczu herbowym Didiera Drogbę.

Wypada mieć tylko nadzieję, że po letnich zakupach w Paryżu… zespół kompletnie nie straci swojej tożsamości i ligowy klasyk pozostanie tak samo elektryzujący dla stranierich, jak dla kibiców. Historia zna już przypadki, gdy obcokrajowcy bez problemów wczuwali się w lokalny klimat (na fot. Fabrizio Ravanelli z OM i Francuz Laurent Fournier z PSG):

Image and video hosting by TinyPic

PSG zrobi wszystko, by w drodze po tytuł dorzucić trzeci i najcenniejszy dotąd skalp. Marsylia będzie się bowiem idealnie komponowała z pozostałymi ofiarami na liście Paryżan: Montpellier i Lyonem. Jeśli jednak piłkarze Deschampsa jakimś cudem znajdą sposób na stołeczny monolit, trenerowi OM pozostaje tylko złamać przepisy stadionowe i celebrować jak za dawnych lat:

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama