Rzecznika Klubu Kibica Reprezentacji Polski zapytaliśmy: – Do kogo należy KK? Ponieważ wcześniej nas zwodził, daliśmy mu dość krótki czas na odpowiedź i informację, że jak się nie wyrobi, to po prostu puścimy tekst bez jego wypowiedzi. Napisał, że odpowie, ale… w piętnaście minut się nie wyrobi. I tak sobie myślimy – nic dziwnego! W piętnaście minut to nikt nie zdołałby odtworzyć tej całej struktury właścicielskiej! Jak się okazało, rzecznik w kilka dni też nie dał rady tego rozwikłać i na maila czekamy do dziś.
Tzw. poważne media jak na razie nie podchwyciły tematu, być może jest dla nich zbyt trudny (kto nie czytał, niech kliknie TUTAJ). Gdybyśmy napisali, że w toaletach w siedzibie PZPN śmierdzi, to pewnie byłoby to cytowane. A my przecież „tylko” napisaliśmy, że nie wiadomo, do kogo należy oficjalny Klub Kibica i że udziały rozpływają się gdzieś po skomplikowanej sieci, sięgającej daleko, daleko poza Polskę.
W PZPN też nabrali wody w usta.
Zadzwoniliśmy do Piotra Gołosa, który tak zachwalał Klub Kibica w czasie jego prezentacji i podkreślał, że zyski pójdą na piłkę juniorską. Chcieliśmy się dopytać, czy będzie to piłka juniorska w Polsce, Luksemburgu, Szwajcarii czy może w Singapurze? Niestety, Gołos poprosił o przesłanie pytań mailem. – Sytuacja jest na tyle trudna, w kontekście komunikacyjnym i kryzysu w jakim jesteśmy wszyscy, a także dla mnie osobiście, że jednak wolałbym się wypowiadać wyłącznie w formie pisemnej. Także proszę to zrozumieć: chętnie się wypowiem, ale proszę dać mi możliwość zrobienia tego w formie, jaka będzie dla mnie najwygodniejsza – tłumaczył. Minęło jednak kilka godzin i odpowiedzi się nie doczekaliśmy, więc zadzwoniliśmy ponownie. – Przekazałem wszystkie pytania pani Agnieszce Olejkowskiej i myślę, że niedługo powinniśmy odesłać naszą opinię – usłyszeliśmy w słuchawce od pana Piotra, któremu od razu przypomnieliśmy, że to jego zdanie chcieliśmy poznać. – Rozumiem, ale właśnie po to mamy rzecznika, żeby robił takie rzeczy. Niedługo powinniśmy to odesłać – zapewniał. Agnieszka Olejkowska najwyraźniej postanowiła napisać do nas kilka tomów, bo trwa to już ze dwa dni. Zżera nas ciekawość – co to będzie? Jaki gatunek literacki? W jakiej formie?! I dlaczego to tyle trwa? Ktoś poprawia błędy po pani rzecznik? Jeśli opóźnienie wynika z ortografii, to rozumiemy.
Uwaga, sytuacja wygląda więc tak. PZPN chce od każdego kibica 32 złote. Jednak ani rzecznik Klubu Kibica, ani rzecznik PZPN, ani też pracownik związku odpowiedzialny za ten twór – nikt z nich nie chce zabrać głosu. Jak mawia Lato – przejrzystość i jawność!
Ale spokojnie, coś się jednak dzieje.
Dzwoniliśmy do bardzo wielu osób, z prośbą o komentarz. Większość boi się tego tematu jak ognia. Niektórzy zabrali jednak głos. – Informacje, które zawarliście w swoim artykule, są wystarczającym powodem do tego, żebyśmy zajęli się tą sprawą. Mamy na to kilka sposobów. Pierwszy, to zgłoszenie sprawy do wybranego posła z Komisji Sportu, który będzie musiał ją zbadać i się jakoś odnieść. Możemy też wysłać oficjalne pismo do PZPN, ale wiadomo, że to nic nie da. Zastanowimy się jeszcze we własnym gronie, prawników, co można z tym zrobić. Możemy jednak zapewnić, że na pewno podejmiemy jakieś działania. Tak dalej być nie może – powiedziano nam w biurze Rzecznika Praw Kibica.
Oczywiście, zawsze można liczyć na Jana Tomaszewskiego. – Moim zdaniem, tym powinien się zająć prokurator. Tutaj chodzi o kilka spraw. Już nawet pomijając, że te pieniądze wpływają gdzieś nie wiadomo dokąd, to jest jeszcze druga rzecz. Jak to się ma do ochrony danych osobowych? Przecież tam są dane tych kibiców! To jest wielki skandal – skwitował w swoim stylu, a my od razu spytaliśmy, czy w związku z tym, zamierza złożyć doniesienie.
– Nie, bo dostałem już sms-a od pewnego człowieka, że on to zgłasza. Nie znam go, ale mogę przytoczyć, co mi napisał: „Składam doniesienie do prokuratury przeciwko PZPN, w sprawie klubu kibica. Nasz projekt złożony u Laty, przyniósłby cztery razy więcej zysku, bez wyciągania kasy od kibiców. To jawna niegospodarność i działanie na szkodę spółki.” Oczywiście popieram to, żeby sprawą zajęła się prokuratura. I to natychmiast! Albo jeszcze wcześniej – grzmiał były bramkarz, a obecnie poseł.
Tomaszewski nie jest zresztą jedynym posłem, który zainteresował się sprawą. Niech świadczy o tym ten obrazek, zrzut ekranu z facebooka…
Dotarliśmy także do człowieka, który składał ofertę utworzenia klubu kibica. To Michał Lipczyński, były szef marketingu Lecha Poznań. – Tworzyliśmy w Lechu pierwsze tego typu struktury pod karty kibica, które zbierały punkty lojalnościowe, więc faktycznie można powiedzieć, że jestem rozeznany i mam swój pogląd na tą sprawę. Jest mi jednak bardzo niezręcznie się wypowiadać, bo moja firma złożyła ofertę do PZPN na stworzenie tego klubu kibica. Mieliśmy swój pomysł jakby mogło to wyglądać, ale można powiedzieć, że sromotnie przegraliśmy – potwierdził i obiecał, że opowie o szczegółach tego pomysłu, ale także – dziwnym trafem – przestał odbierać telefon, choć sam wcześniej wyznaczył godzinę rozmowy.
Mówić nie chcą też ci, którzy obsługiwali PZPN od strony marketingowej, zanim pojawił się tam SportFive. – Nie chcę się wypowiadać, bo musiałbym to ocenić krytycznie, a z różnych względów, nie chcę tego teraz robić – zakomunikował nam Sławomir Rykowski z Polish Sport Promotion.
Znaleźliśmy również firmę, która robiła badania dotyczące odbioru Klubu Kibica na zlecenie Orange. – Generalnie, sama idea klubu kibica, jeszcze w fazie jego powstawania, była odbierana pozytywnie. Tylko wtedy nie było mowy, że on będzie płatny. Nie mamy jeszcze wyników badań, przeprowadzonych po tym, jak okazało się, że trzeba płacić za karty, także ciężko mi powiedzieć, jak to teraz wygląda. Nie chciałbym się bawić w przewidywania, bo wtedy okazałoby się, że praca naszych analityków nie jest potrzebna. Myślę, że tak naprawdę, będzie można to ocenić, dopiero na chwilę przed Euro. Przed PZPN-em stoi zadanie, żeby przynależność do tego klubu niosła ze sobą coś więcej, niż tylko możliwość zakupu biletu na mecz. A jeśli chodzi o to, gdzie wędrują te pieniądze, to powiem panu, że ja bardzo interesuję się sportem. Śledzę serwisy sportowe, czytam prasę i szczerze mówiąc, nic o tym nie wiem. A jeśli ja nie wiem, to czy wiedzą o tym przeciętni kibice? – pytał Michał Gradzik z „Pentagon-Research”.
Nie wiedzą o tym jednak nawet związkowi działacze. Ci z centrali, w większości nie odbierali telefonów, nie chcieli rozmawiać, albo mówili, że ich wiedza jest niewystarczająca, żeby się wypowiadać (że wiedza niewystarczająca – w to wierzymy). Spróbowaliśmy zatem zaczerpnąć języka od prezesów związków regionalnych, ale oni wiedzą jeszcze mniej. I byli jeszcze bardziej niechętni do rozmów. Z drobnymi wyjątkami…
– Nie mam o tym zielonego pojęcia. Nie znam szczegółów ani założeń tej inicjatywy. Jestem niedoinformowany i specjalnie się tym nie interesuje. Rzadko bywam na meczach reprezentacji. W telewizji nawet lepiej widać – mówił Ryszard Niemiec, prezes Małopolskiego ZPN.
Oto kompetencje ludzi, którzy rządzą polską piłką: – Jestem niedoinformowany i specjalnie się tym nie interesuję.
Wylewniejszy i konkretniejszy był jedynie Andrzej Padewski, prezes dolnośląskiego związku: – Jestem tak daleko w strukturach, nie znajduję się w żadnych komisjach i wydziałach, że moja wiedza wynika tylko z waszego artykułu. Zupełnie nie wiem, kto z kim śpi i dlaczego. Natomiast osobiście, nie wprowadziłbym nigdy takiej karty. Ciężko mi w ogóle pojąć, skąd wziął się taki pomysł. Mogę się tylko domyślać, że chodziło o wyrwanie jakiegoś grosza od polskiego kibica – skwitował. Większość jego kolegów z innych regionów nie potrafiła się zachować na takim poziomie i udawali, że tracą zasięg, rozłączali się, bądź burczeli coś, że są zajęci.
Obdzwoniliśmy też prawie cały zarząd PZPN, ale tam ściana była jeszcze trudniejsza do przebicia. W dyskusję wdał się jednak Stefan Majewski: – Znaczy się… Bo ja też nie jestem całkowicie w tym zorientowany. Też nie wiem, co i do kogo. Musiałbym spojrzeć w statut i zobaczyć co tam jest napisane. Prawie wcale nie znam tej sprawy. Jakbym miał ze dwa dni, to mogę się zorientować i wtedy będę mógł rozmawiać – stwierdził dość naiwnie, bo o tej sprawie chyba nigdy nie będzie mógł powiedzieć, że „ją bardzo dobrze zna”.
Nie zna jej bowiem tak do końca, nawet najbardziej kompetentny człowiek w zarządzie, Jacek Masiota. Lecz on przynajmniej znalazł czas i chęć, aby porozmawiać. – Nie PZPN, tylko SportFive założył Klub Kibica, a właściwie zlecił to spółce, która jest operatorem technologicznym. Jako członek zarządu, chciałem poznać szczegóły tej współpracy, bo chciałem się dowiedzieć, kto jest właścicielem bazy danych. Bo przy takiej liczbie kibiców, to właśnie baza danych jest najważniejszym aktywem. Pytałem o to także na zarządzie i usłyszałem od pana Lato i pana Kręciny, że oni to robią w ramach tej starej umowy. W budżecie niby była podana jakaś kwota, ale nie do końca wiadomo, skąd ona się wzięła. Czy jest gwarantowana i z czego właściwie wynika? Jest to co najmniej niejasne. W mojej ocenie, trzeba tę kwestię uregulować, bo ona nie jest zamknięta. Prosiłem prezesa Lato, żeby się tym zajął jako członek Komisji Budżetowej. Jest to zawarte w protokołach, ale odpowiedzi się nie doczekałem – powiedział.
– Nie znam pana Macieja Kuleszy. Nie wiem kim on jest. Wiadomo, że wszyscy reagują bardzo podejrzliwie na słowo Luksemburg, czy Cypr – mówił mecenas. Ciągle jednak wracał do tego, że to SportFive stoi za całym przedsięwzięciem.
– Ze starej umowy ze SportFive wcale nie wynika, że oni mają się tym zajmować. Więc nie wiem, ile pieniędzy ma otrzymywać za to związek i na jakich zasadach, bo nie jest to zawarte w żadnej umowie. Wiem to tylko z oświadczeń pana Kręciny i pana Laty. Natomiast pan Gołos poinformował mnie, że pieniądze z tego tytułu będą prawie w całości wpływały do PZPN-u. Przyjąłem to jako fakt. Dowiedziałem się również od przedstawicieli SportFive, że baza danych, po zakończeniu współpracy z Oficjalnym Klubem Kibica Reprezentacji Polski, wróci do związku. Takie zapewnienia mam w protokole z obrad zarządu – wyjaśniał Masiota.
Będziemy w tej sprawie upierdliwi.
TOMASZ KWAŚNIAK
