(Nie)spokojna przystań dla Anelki w Chinach

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2011, 19:15 • 5 min czytania

Różne można mieć pomysły na spędzenie emerytury. Niemieccy nestorzy na przykład wydają odłożoną kasę na drinki pod palmami w Tajlandii lub na Majorce. Polscy emeryci mają gorzej. Ich pieniądze już dawno zostały przez ZUS przejedzone. Wydeptują więc sobie ścieżki między sklepami dla biedaków, w których nigdy nie postanie noga Jarosława Kaczyńskiego, a aptekami z lekami za „jeden grosz”. A za główną rozrywkę służy im oglądanie „M jak miłość” lub rozwiązywanie krzyżówek-jolek.
A piłkarze emeryci? O, to już zupełnie inna historia. Oni tak naprawdę na emeryturze zaczynają zbijać prawdziwe kokosy. A im bardziej znane nazwisko, tym większe szanse na dokończenie kariery i spijanie śmietanki w jakimś dziwnym zakątku świata. Chociaż kierunki i intencje bywają różne. Nie wszystkim pasuje życie rentiera, odcinającego kupony gdzieś na końcu świata tylko za znane nazwisko. Taki Brad Friedel mimo czterdziestki na karku wciąż stoi w bramce Tottenhamu i zbiera dobre noty. David Beckham wybrał Los Angeles, ale nie tylko z powodu splendoru Hollywood. Tam obok regularnych spotkań z aktorami i innymi gwiazdami showbiznesu mógł jeszcze coś wygrać. I zrobił to, zgarniając niedawno z LA Galaxy mistrzostwo ligi MLS.

(Nie)spokojna przystań dla Anelki w Chinach
Reklama

Mniej ambitni wybierają Katar lub Zjednoczone Emiraty Arabskie. Chociaż klimat do gry w piłkę jest tam raczej męczący i Piotr Ćwielong by się takiego wyjazdu nie podjął, to kwoty lądujące co miesiąc na koncie mogą przyprawić o zawrót głowy. I zrekompensować nawet grę w niedzielę o siedemnastej przy trzydziestostopniowym upale. Szejkowie nie żałują petrodolarów. A żeby ściągnąć jakiegoś znanego grajka potrafią sobie nawet odmówić kupna kolejnego jachtu czy prywatnego odrzutowca. Dzięki temu nawet wiecznie marudzący najmłodszy emeryt świata – Euzebiusz Smolarek – jest zadowolony z warunków pracy. Tak w zasadzie, to jest jeszcze jeden typ piłkarzy. Ł»yciowi wykolejeńcy. Oni nie mieli na tyle szczęścia (albo rozumu), żeby na emeryturze spijać drinki z palemką i czasem kopnąć piłkę ku uciesze katarskiej gawiedzi na klimatyzowanym stadionie. Zamiast wyszukanych drinków, piją piwo. A za futbolówką też czasem biegają, ale pod blokiem – na przykład na łódzkich Kozinach, jak Igor Sypniewski.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Anelka postanowił pójść śladem Emmanuela Olisadebe i latem ma obrać kurs na emeryturę w Chinach, informuje „L’Equipe”. Wybór dość oryginalny. Ale Francuz to trochę taki piłkarski obieżyświat i wszystkiego można się po nim spodziewać. W ciągu swojej piłkarskiej kariery zdążył już osiem razy zmienić pracodawcę. Regularnie podróżował między Francją a Anglią i dokładnie poznał rozkłady lotów na londyńskim Heathrow i paryskim Orly. Raz wybrał się też dalej na południe, żeby razem z Fenerbahce wywalczyć mistrzostwo Turcji. Powody tak częstych zmian klubów bywały różne – czasem chodziło o awans sportowy, a czasem coś zwyczajnie marudnemu Anelce nie pasowało. Jak wtedy, gdy postanowił, że nie zagra już więcej dla Arsenalu. Tak po prostu. Nie i koniec. – Nie przestawał do nas dzwonić. Chciał za wszelką cenę wrócić do Francji – wspomina Marcel Dib, który monitorował ewentualny transfer Anelki do Marsylii. Ewentualny, bo Francuz wydzwaniał, że chce grać na Stade Velodrome, a kilka tygodni później z uśmiechem witał się w koszulce Realu z kibicami na Santiago Bernabeu.

Image and video hosting by TinyPic

Na Stamford Bridge przegrywa ostatnio rywalizację nawet z młodym Danielem Sturridgem i coraz rzadziej wstaje z ławki, więc latem na pewno opuści klub. Niedawno mówiło się, że zamieni Londyn na Grozny, a zamiast koszulki Chelsea będzie wkładał na siebie biało-zielony trykot Tiereka. Trudno powiedzieć, co ostatecznie zniechęciło Francuza do przenosin. Może poszło o ten nieszczęsny różowy klubowy autokar. A może zobaczył, że ma grać w jednej drużynie z Piotrem Polczakiem i nie mógł przestać pokładać się ze śmiechu? W każdym razie ponownie zasiadł do mapy i tak jechał palcem na wschód, aż zatrzymał się na Chinach. I wyszło na to, że może latem zamienić „The Blues” na „Blue Devils”, bo taki przydomek nosi zespół Shanghai Shenhua, który ma zostać kolejnym pracodawcą Francuza. Chińczycy zaoferowali mu dziesięć milionów euro za sezon i Anelka byłby głupi, gdyby takiej oferty nie rozważył. Ale jeśli marzy o spokojnej emeryturze, to chyba powinien dwa razy zastanowić się przed sygnowaniem kontraktu. Szanghaj nie jest idylliczną przystanią dla emerytowanych piłkarzy.

Image and video hosting by TinyPic

Chiński futbol przez lata był zżerany przez korupcję na ogromną skalę. Polska afera z ustawianiem meczów to przy tym pikuś. Dość powiedzieć, że „Fryzjer” po wkroczeniu do tamtejszego piekiełka byłby tylko małą płotką w ławicy rekinów. Lata nieczystej gry odbijają się na obecnym obrazie ligi. Sporo na ten temat może powiedzieć z pewnością dyrektor sportowy Wisły Kraków – Stan Valckx. Przez rok pełnił w Shenhua funkcję doradcy prezesa . A wspomnienia z pobytu w Azji ma nie najlepsze. W rozmowie z Przemysławem Zychem z „PS” opowiedział kiedyś, że nigdy wcześniej nie pracował w tak dziwnych warunkach:

„(…) na dwa dni przed każdym meczem piłkarzy izolowano w hotelu. Nie mogli zabierać ze sobą laptopów. Nie pozwalano im też na używanie telefonów, które musieli oddać kierownikowi. Hotelowe automaty odcinano. Zabroniona była jakakolwiek komunikacja ze światem zewnętrznym. Mało tego! Każdy z zawodników musiał oddać swoje bagaże. Do tego doprowadziła korupcja. W lidze chińskiej latami na dużą skalę ustawiano mecze. Zamieszani byli wszyscy: sędziowie, piłkarze i trenerzy, działacze federacji. Wizerunek futbolu był okropny, stąd tak drastyczne metody zapobiegania próbom korupcji.

Pamiętam sytuację, gdy kilku z nich 2-3 tygodnie chorowało na grypę. Wszędzie szukano człowieka, który ponosi za to winę. I znaleziono. Obwiniono lekarza! Przypominam sobie trening, na którym z powodu tej nieszczęsnej grypy nie ćwiczyło wielu piłkarzy. Stałem z boku, jak zwykle przyszedłem obejrzeć trening. A na boisku… trener naszego zespołu okłada pięściami lekarza!”.

Krótko mówiąc – kraj wariatów, gdzie lekarza klubowego obwinia się o chorobę piłkarzy, a samych zawodników na zgrupowaniach zamyka się w odosobnieniu, żeby czasem nie sprzedali meczu. A jeżeli Anelce wciąż mało, to można dodać, że zespół „Blue Devils” prowadzi obecnie Drażen Besek. Ten sam, który kiedyś okazał się za słaby dla Zagłębia Lubin.

Jeśli Francuz jednak połasi się na kasę i zdecyduje się zająć miejsce w ataku obok Wen Huyia lub Zheng Weia, to stawiamy, że nie wytrzyma tam nawet miesiąca. Szybko zacznie go wkurzać, że wszyscy dookoła gadają po chińsku, a na obiad wciąż jest ryż. Albo pokłóci się nie z tymi, co trzeba, jak kiedyś z Raymondem Domenechiem w przerwie meczu Francja-Meksyk. Nie bez powodu kiedyś w Anglii nadano mu pseudonim – „Le Sulk”, czyli „nadąsany”. I od razu podpowiadamy:

我想欧洲请买票 – tak może kupić na lotnisku bilet powrotny do Europy.

MACIEJ SYPUفA

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama