Niewiele ciekawego mają nam do zaoferowania dziś sportowe gazety, więc zerknęliśmy do wydań archiwalnych i – o dziwo – jeśli chodzi o piłkę, to poruszane problemy, są łudząco przypominające te, z którymi polski futbol zmaga się obecnie. Oto, co możemy znaleźć w „Przeglądzie Sportowym” z 19 listopada 1932 roku, czyli dokładnie sprzed 79 lat. Pierwsze co rzuca się w oczy, to tytuł na głównej stronie, który jest tak aktualny, że śmiało mógłby tam też trafić choćby w najbliższy poniedziałek.
Przerzucamy kartkę i czytamy wywiad z najlepszym ówcześnie polskim sędzią, który właśnie obchodził jubileusz – 20 lat w tym zawodzie. Chodzi o dr. Józefa Lustgartena, wcześniejszego piłkarza i legendarnego działacza Cracovii, który już na front I wojny światowej wyruszał jako arbiter.
Uprawnienia sędziowskie zdobył jeszcze w czasach, gdy Polski nie było na mapie. Musiał więc się o nie starać u zaborcy – w austriackim związku piłki nożnej. Na egzamin pojechał do Wiednia i zdawał go – jak sam opowiada – „przed słynnym Hugo Meislem”. To były selekcjoner reprezentacji Austrii, z którą zdobył 4. miejsce na Mundialu w 1934 roku. Pan Józef wspomina, że egzaminatorzy potraktowali ich srogo, trzymali dwie godziny, ale on wraz z kolegą, „byli bici w piśmie” i dali sobie radę. Dwa lata później założono już polski związek, a przy nim kolegium sędziów, ale lada moment nadeszła wojna.
Co, ciekawe, po jej zakończeniu, Lustgarten przebywając we Wiedniu, poprowadził tam około dwudziestu spotkań. W momencie rozmowy z dziennikarzem, ma ogólnie na swoim koncie liczbę meczów, która „dawno przekroczyła trzysta”. Jako stary wyjadacz, jest pytany o ocenę ogólnego poziomu sędziowania i piłkarstwa w kraju.
– Co sądzi pan doktór o naszej klasie sędziowskiej?
– Uważam, że biorąc przeciętnie, klasa naszych sędziów jest dobra. Musi pan wiedzieć, że ci sędziowie, którzy u nas uchodzą za dobrych, a których jest przecież spora ilość, są lepsi aniżeli wielu sędziów zagranicznych.
– No dobrze, ale dlaczego występy naszych sędziów zagranicznych należą do rzadkości?
– Tu wchodzi znów w rachubę pewna wspólnota interesów. Pewna grupa państw, mających nawiązane ścisłe stosunki, przeprowadza wymianę sędziów między sobą. Ale i na to jest rada. Gdy ostatnio wystąpiliśmy z inicjatywą porozumienia się kilku państw sąsiednich w tej sprawie; zwróciło to wagę tak silnych związków jak austriacki czy węgierski, które również dążą do porozumienia z nami i w ten sposób da się wprowadzić większą liczbę sędziów naszych na rynki zagraniczne
– Zapytany o poziom piłkarstwa naszego, dr. Lustgarten wypowiada się naogół pesemistycznie.
– Ze smutkiem stwierdzić muszę, że klasa nasza upadła w ciągu kilku ostatnich lat i to wybitnie. Przyczyny – zamknięcie się w ciasnym kółku imprez krajowych. Brak szerszego kontaktu zza granicą. Mecze międzypaństwowe tego nie nadrobią. Mogą nauczyć jednego czy dwóch graczy, ale nie drużynę całą.
-No dobrze, ale lekarstwo na to?
– W pierwszym rzędzie zmiana systemu. Tyle spodziewaliśmy się po wprowadzeniu ligi. A tymczasem kluby ligowe są dzisiaj w położeniu tragicznym, jakiego kiedykolwiek jeszcze nie znały. Mam wrażenie, że wrócimy do dawnego systemu. Klasy okręgowe i rozgrywki mistrzów, naturalnie z pewnymi modyfikacjami, ale w każdym razie gruntowna zmiana obecnego systemu.
-Może pamięta pan doktór o jakichś miłych specjalnie meczach?
– Przypominam sobie np. mecz w Sosnowcu, gdzie po odgwizdaniu zawodów, chciano mnie „sprać”. Potężnych wymiarów cegła przeleciała mi obok głowy. Pod względem „rekordowym” przypominam sobie poza tem, np. mecz Makkabi – Zwierzyniecki. 13 września 1924, decydujący o spadku do B-klasy, który trwał „tylko” 129 minut. Miłe wspomnienia pozostały mi też z meczów na Łotwie. Były one dużą propagandą sportu polskiego nad Bałtykiem.
Jednak to nie rzucona z trybun cegłówka, a aresztowanie przez NKWD w 1939 roku, przerwało karierę pana sędziego, który kilkanaście lat spędził w rosyjskich łagrach.
Frapujący materiał zamieszczono też na stronie piątej…
Tekst jest generalnie o zmianie założeń taktycznych na tej pozycji. Czytamy, że „główne przykazanie skrzydłowego, aby dotrzeć do chorągiewki, a dopiero stamtąd próbować oddać centrę, rozpadło się w proch. Teraz ma on na celu równie dobrze pośrednie zdobycie bramki, poprzez wyrobienie sytuacji swym partnerom, jak i bezpośrednie jej strzelenie.” Jest także ubolewanie, że podczas gdy w innych krajach można znaleźć graczy o takiej charakterystyce, to w Polsce już nie bardzo. Wymienianych jest kilku kandydatów, ale każdemu czegoś brakuje, a wszystko zapięte jest stwierdzeniem, że nigdy nie wybiją się ponad ramy poprawności i przeciętności.
Problemy podobne, ale pomysł na ich rozwiązanie jakby zgoła inny. Wtedy chciano eksportować nasz futbol, zamiast importować do kadry graczy zza granicy…
TOMASZ KWAŚNIAK
