– W piłce nożnej nie ma rasizmu – te słowa Seppa Blattera wypowiedziane podczas wywiadu dla amerykańskiej stacji CNN wywołały burzę. Jedno krótkie zdanie, a wzbudziło ogromne kontrowersje na całym świecie i międzynarodowej federacji piłkarskiej jeszcze przez długi czas pewnie będzie odbijać się czkawką. Szwajcar szybko zdał sobie sprawę, że palnął głupotę i zdążył nawet zdobyć się na przeprosiny. Ale chyba powinien pomyśleć wcześniej i w odpowiednim momencie ugryźć się w język. A tak, to szef FIFA po raz kolejny otworzył puszkę Pandory, która już dawno powinna zostać zamknięta raz na zawsze i wyrzucona gdzieś daleko w morze. I nie chodzi wcale o to, żeby o rasizmie nie mówić, a całą sprawę zamieść pod dywan. Nie. Wręcz przeciwnie. Hasło „let’s kick racism out of football” trzeba w końcu wprowadzić w życie. Zacząć karać winnych – zawodników, kluby, kibiców. Wszystkich, którzy zniżają się do wypowiadania rasistowskich haseł w kierunku innych. Bo na razie walka władz futbolowych z tym zjawiskiem przypomina taką piłkarską grę na alibi. Niby coś tam robimy, ale tak naprawdę nie wiadomo do końca co i czy to w ogóle przynosi jakieś efekty.
No bo umówmy się – szef międzynarodowej federacji piłkarskiej stwierdzający, że piłka jest wolna od rasizmu jest tak wiarygodny, jak Grzegorz Lato odmawiający napicia się wódki. Wypowiedzenie takich słów kilka tygodni po tym, jak w Anglii rozgorzała afera na temat rasistowskich odzywek Johna Terry’ego w kierunku Antona Ferdinanda trąci nawet nie tyle ignorancją, co czystą głupotą. – Może rzeczywiście czasem piłkarz wykona jakiś nieodpowiedni gest w kierunku drugiego. Ale to jest mecz i na koniec powinni uścisnąć sobie dłonie – stwierdził szef FIFA. Pewnie – nazwałeś mnie „czarną małpą”, ale podajmy sobie ręce. W końcu mogłeś powiedzieć coś gorszego. Na przykład: „chcesz banana?”.
Panie Blatter – bez żartów.
Wiadomo, że obrażanie przeciwnika jest częścią futbolu. Zawsze tak było i nie oszukujmy się – zawsze będzie. W ten sposób piłkarz wyrabia sobie przewagę psychologiczną nad rywalem. Pokazuje – kolego, to ja tutaj rządzę. Adrenalina i testosteron to wybuchowa mieszanka i każdemu czasem puszczą nerwy. Ale rasizm to najniższa i najbardziej podła forma zaatakowania drugiego człowieka. Nie ważne czy to piłkarz, czy sprzedawca gazet w kiosku. Obrażanie kogoś tylko za kolor skóry lub pochodzenie etniczne jest skandaliczne i musi być napiętnowane.
Rasistowskie odzywki w futbolu zdarzały się od zawsze. Im dalej zagłębimy się w arkana historii, tym więcej takich sytuacji znajdziemy. „Czy ta czarna, tępa głowa nie jest w stanie zrozumieć, że między słupkami nie ma miejsca na wygłupy?” – to cytat z artykułu z 1887 (!) roku. Jego treść odnosi się do czarnoskórego bramkarza zespołu Preston North End – Arthura Whartona. Jednego z pierwszych piłkarzy o tym kolorze skóry, którzy grali w Anglii. Jak widać, historia rasizmu w piłce jest prawie tak długa, jak historia futbolu w ogóle.
Ale i w dzisiejszych, podobno cywilizowanych już czasach, zdarzają się ludzie obrażający innych tylko i wyłącznie za ich kulturową odmienność. Wie o tym wielu świetnych piłkarzy, których jedyną „wadą” był kolor skóry. Przez długi czas znosili zniewagi z podniesioną głową. Ale wszystko ma swoje granice. Wyzwiska, udawanie odgłosów małpy, rzucanie na boisko bananów to już przysłowiowe przegięcie pały. Najgorsze jest to, że zawodnik na murawie nic nie może z tym zrobić. Przepisy gry w piłkę nożną jasno definiują, że za jakąkolwiek reakcję lub pokazywanie obraźliwych gestów w kierunku kibiców grozi kartka. Najczęściej czerwona. Piłkarze mają więc ograniczone pole do okazania swojego sprzeciwu wobec zachowania kibiców. Samuel Eto’o, Marco Zoro i Roberto Carlos – ta trójka w ramach protestu przeciwko rasizmowi chciała kiedyś przerwać grę i opuścić boisko.
Rzecz w tym, że to nie piłkarze powinni w takim momencie przerywać mecz, tylko sędziowie. – Arbitrzy będą mieli możliwość przerwania lub nawet zakończenia spotkania w przypadku rasistowskiego zachowania kibiców lub zawodników – zapowiedziała federacja piłkarska sześć lat temu. O ile nas pamięć nie myli zdarzyło się to tylko raz. Rok temu sędzia przerwał na trzy minuty mecz Cagliari Calcio – Inter Mediolan. Fani gospodarzy uspokoili się dopiero, gdy spiker zapowiedział, że ich drużynie grozi walkower.
Ale fani skandujący obraźliwe hasła najczęściej pozostają bezkarni. Coś o tym wie Mario Balotelli. Przez wiele miesięcy był wyszydzany nawet przez kibiców własnej reprezentacji narodowej. Miarka przebrała się, kiedy pojechał z Interem Mediolan do Werony. Kibice Chievo obrażali go przez cały mecz, więc znany z porywczego charakteru Włoch, schodząc z boiska z ironią oklaskiwał ich zachowanie. I – uwaga – został za to ukarany. Musiał zapłacić siedem tysięcy euro grzywny, bo postanowił sprzeciwić się rasistowskim okrzykom. Kibice nie zostali w żaden sposób skarceni – po meczu wrócili spokojnie do domów, żeby za tydzień móc znów obrażać innych piłkarzy. A Balotelli po meczu musiał jeszcze wysłuchiwać komentarzy burmistrza Werony, Flavio Tosiego, który stwierdził, że: „zarzucanie czegoś takiego fanom Chievo, jednym z najlepszych w kraju, pokazuje, że Balotelli jest aroganckim dzieciakiem i nigdy nic w piłce nie wygra”. No to się zdziwisz musiał wtedy pomyśleć Mario i jest obecnie gwiazdą Premier League. A Tosi za swoje późniejsze faszystowskie zachowanie i komentarze trafił przed oblicze sądu. Ale niesmak sprzed paru lat pozostał.
Jeśli zdarzają się kary za zachowania kibiców, to są to tylko i wyłącznie symboliczne. Bo co to jest 600 euro, które musiały zapłacić władze Saragossy za obraźliwe zachowanie fanów wobec Samuela Eto’o. Tak samo śmieszną grzywnę musieli uiścić włodarze Atletico Madryt za rasistowskie okrzyki kibiców w stronę golkipera Espanyolu – Carlosa Kameniego.
A rasizm przetoczył się już przez stadiony w chyba wszystkich krajach. Ostatnio uderzył na Wyspach. Konkretnie w derbach Londynu, podczas których John Terry starł się słownie z obrońcą Queens Park Rangers – Antonem Ferdinandem. Kapitan angielskiej reprezentacji miał podobno przekroczyć granice przyzwoitości i nazwać zawodnika QPR, tu cytat: „czarną pizdą”. Terry oczywiście stanowczo temu zaprzeczył, a po internecie zaczęło krążyć nagranie, na podstawie którego wszyscy próbują z ruchu ust wyczytać, co tak naprawdę powiedział gracz Chelsea. Całą sprawą zajęła się już angielska federacja piłkarska.
Nic więc dziwnego, że pierwszą osobą, która zareagowała na słowa Blattera był Rio Ferdinand – brat obrońcy Queens Park Rangers. – Jeśli dobrze rozumiem Seppa Blattera, to do kibiców, którzy wyśpiewują rasistowskie pieśni pod naszym adresem powinniśmy po meczu podejść i podać im ręce? – pytał z ironią na swoim Twitterze obrońca MU i dodał: – Chyba musiałem być głupi, wierząc, że to właśnie świat piłkarski pełni ważną rolę w walce z rasizmem. Prawdziwą szpilkę wbija Blatterowi jednak swoim kolejnym wpisem. – W takim razie, jeśli piłkarz w trakcie meczu będzie atakował arbitra, a po wszystkim podejdzie i uściśnie mu dłoń, to rozumiem, że to załatwi sprawę? W ten sposób Ferdinand sarkastycznie odniósł się do akcji pod hasłem „Respect”, którą od pewnego czasu prowadzi światowa i europejska federacja piłkarska. Jednym z jej głównych założeń jest właśnie szacunek do sędziów. Sytuację skomentowała też David Beckham. – Słowa szefa FIFA są zatrważające. Taki komentarz na pewno nie pomoże futbolowi. Sprawy rasizmu nie załatwi zwykły uścisk dłoni – podkreślił gracz LA Galaxy.
Wypowiedź Blattera dotarła nawet pod dach budynku przy Downing Street 10, gdzie urzęduje brytyjski premier. David Cameron stanowczo skrytykował słowa szefa federacji piłkarskiej. – To naprawdę przerażająca sugestia, że rasizm może być w jakiś sposób akceptowany, jako część gry w piłkę nożną. Nie po to tyle czasu poświęciliśmy walce z tym zjawiskiem, żeby teraz opuścić gardę i stwierdzić, że to zupełnie normalne – powiedział premier. Inny członek brytyjskiego rządu – minister sportu Hugh Robertson poszedł o krok dalej i stwierdził wprost, że po tych słowach Szwajcar musi zrezygnować ze stanowiska.
Jak można było przypuszczać, Sepp Blatter nic sobie z tego wszystkiego nie robi. Stosuję taktykę doskonale znaną z naszego podwórka i kurczowo trzyma się stołka. – Nie mogę zrezygnować z pełnionej funkcji. To by było niezgodne z moim charakterem i duchem walki, który we mnie drzemie. Zresztą, dlaczego niby miałbym odejść? – pyta Szwajcar w rozmowie z BBC. Dlaczego? „W piłce nożnej nie ma rasizmu”. Właśnie dlatego.
MACIEJ SYPUŁA
